[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyglądali się arcydziełu Tycjana przez parę minut, aż poczułsię znudzony.- Czy będziemy kontynuować?Poprowadził ją obok rozpaczliwie ciemnego obrazu flamandzkiego mistrza do czegoś, co naprawdęlubił, krajobrazu namalowanego z niemal matematyczną precyzją przez Poussina.Był to Dionizjusz przy bramie miasta.Temat grecki zachwycał go w równym stopniu, jak analitycznaczystość kompozycji.Zawsze podziwiał architekturę grecką i do pewnego stopnia samych Greków.Nie tak, oczywiście, jak Rzymian.- Zliczne - mruknęła Favor.- Nie tylko śliczne, ale i precyzyjne - pouczył ją.- Popatrz na te budynki w tle."wszystkie sąprzedstawione na swoim właściwym miejscu w Atenach.- Naprawdę? Nie czytam po grecku.Ani po łacinie.Znam trochę francuski.Gorzej niemiecki.Carr prawie jej nie słuchał.Byłby z niego wspaniały grecki arystokrata.Albo grecki filozof Albomoże grecki polityk.Wygłaszałby mowy właśnie.tutaj.- Widzisz, moja droga, tam jest Akropol, a tam dalej Partenon.Odpowiedziała coś szeptem.Odwrócił się, patrząc czujnie.Wydawała się jakby nieobecna, ale spojrzenie miało w sobie dużo ciepła.Na ustach można byłowyczytać obietnicę uśmiechu.- Co powiedziałaś? - zapytał, pochylając głowę, żeby dobrze usłyszeć.~ Co powiedziałaś?- Parter-Non - mruknęła, jakby przypominając sobie jakieś miłe głupstwo.Zabrakło mu tchu; w piersi poczuł bolesne łomotanie.Dotąd nie wierzył.Nie do końca.Teraz tak.Janet wróciła.152- %7łyczę dobrej nocy, panno Donnę.- Lordzie Carr.- Uśmiechnęła się i weszła do pokoju, zamykając drzwi za sobą.Zacisnęła powieki,czekając, aż odejdzie.Upłynęło pięć minut, zanim w końcu usłyszała oddalające się kroki.Szlochając, opadła na drzwi; ramionami uderzyła z łoskotem w deskę.Przycisnęła dłonią usta, bystłumić płacz.Nie mogła się opanować.W głowie szalały niespokojne myśli.Dokonała tego.Zyskała zainteresowanie lorda Carra.Nawet więcej.Stała się jego obsesją.Gdzieś tam w tej długiej,ponurej galerii doszedł do przekonania, że mieszka w niej duch Janet McClairen.Dotknął jej.Pogłaskał policzek wierzchem dłoni.Boże! Nogi pod nią zadrżały, osunęła się napodłogę.Aajała siebie za tę dziecinadę.Naturalnie, że jej dotknął! Jeśli wszystko będzie przebiegać zgodnie z planem, on posunie się dalej,zechce więcej.Do tego j dążyła, taki cel postawiła sobie od samego początku.%7łeby Carr się z niąożenił.Nic się nie zmieniło.Azy popłynęły jej z oczu.Kapały coraz obficiej, nie sposób było ich powstrzymać.Spływały popoliczkach i ustach, mocząc delikatną koronkę gorsetu.Zdradzieckie łzy, nieliczące się z planami,celami, intencjami.Gdyby tylko, pomyślała bezradnie, Rafę nie dotknął jej pierwszy.18ałM o nas, jak na razie, prawda? - zagadnęła lady Fia ze słodkim uśmiechem, którym dodawaławdzięku swojej ślicznej twarzy, jakby kpiąc przy tym z własnej subtelności.Favor, czekając z Fią na resztę towarzystwa, nie zwracała na nią większej uwagi.Rafę będzie sięzastanawiał, co się z nią stało.153Dlaczego nie przyniosła ubrań, choć wymusił na niej obietnicę, że się postara.Może ją przeklnie iwpadnie w złość.Może będzie mu jej brakować.Zamrugała, zdumiona własną głupotą.Musi odganiać takie myśli.Lepiej przypomnieć sobie, jak sięuśmiecha, zanim się zjawi Carr, żeby poprowadzić gości na dejeuner* na świeżym powietrzu.Dzień wstał jasny i był niezwykle ciepły jak na drugą połowę pazdziernika.W nocy wiatr zmieniłkierunek i teraz wiał od południa, łagodnie, sunąc niespiesznie, niczym pokojówka na niedzielnej przechadzce.Lady Fia, jak zawsze chimeryczna, zorganizowała piknik.Rozesłała zaproszenia wcześnie rano.Nawet teraz ci bardziej zapamiętali w zabawie mieszkańcy Rumieńca Ladacznicy spali, nie mającokazji przeczytać zaproszeń.Jednak większość oddanej Fii świty- która poinstruowała służbę, żebywszelkie communique lady Fii przynosiła im bezzwłocznie - potwierdziła swój udział.Favor należała przypadkowo do tych nielicznych gości, którzy nie spali, gdy przyniesionozaproszenie, miała bowiem bezsenną noc.Przyjęła je z wahaniem, wiedząc, że skazuje się natowarzystwo Carra przez cały dzień, podczas gdy mogłaby szukać skarbów z Rafe'em.Jednak unikanie Carra oznaczało jedynie opóznianie tego, co musiała zrobić.Tak więc terazoczekiwała przybycia lorda, jego zainteresowania, jego zalotów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]