[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. W Tybecie jestprzynajmniej dwóch potężnych czarodziejów i wÅ‚aÅ›nie jeden znich przepÄ™dziÅ‚ nas od drugiego, wiÄ™c mamy nadziejÄ™, żektóryÅ› z waszych pomoże nam poÅ‚Ä…czyć siÄ™ z nim ponownie. To wszystko? zaÅ›miaÅ‚ siÄ™ duch. Chodzi ci tylko odrobnostkÄ™, co? A wiÄ™c TybetaÅ„czyk, tak? A ta dziewoja? Onateż jest TybetankÄ…? zapytaÅ‚ puszczajÄ…c oko do Toni-Mariepoprzez Mike'a.Toni-Marie również do niego mrugnęła. Nie, ona jest z Teksasu. Aha. Tak, i też chce znalezć czarodzieja, wiÄ™c może mógÅ‚byÅ›nas oÅ›wiecić, gdzie możemy jakiegoÅ› znalezć? %7Å‚ywych nie ma.Od setek lat.Ale umarli.Zaraz.Mike odwróciÅ‚ siÄ™ do Toni-Marie. Co o tym myÅ›lisz? UmarÅ‚y bÄ™dzie okay? Mówi, żeżywych już nie ma.WzruszyÅ‚a ramionami i wysunęła siÄ™ przed niego,zwracajÄ…c siÄ™ z uÅ›miechem do irlandzkiego ducha: To zdumiewajÄ…ce, jak wy, chÅ‚opaki, możecie siÄ™mieszać tak swobodnie z żywymi. Zaczęła siÄ™ koÅ‚ysać wrytm piosenki, którÄ… wÅ‚aÅ›nie zaczÄ™to Å›piewać w kÄ…cie sali;Å›piewaÅ‚ jÄ… żywy czÅ‚owiek, a kiedy urwaÅ‚ na chwilÄ™, bozapomniaÅ‚ słów, jeden z pobliskich duchów wyszeptaÅ‚ mu jedo ucha. No proszÄ™, wystarczy tylko na to popatrzeć.A nasprzepÄ™dzono tylko dlatego, że odważyÅ‚am siÄ™ powiedzieć coÅ›m i Å‚ e g o o pewnej żyjÄ…cej kobiecie.U nas żywi bojÄ… siÄ™duchów jak Å›mierci. No tak, ale pamiÄ™taj, że w Irlandii zawsze szanowanoumarÅ‚ych.Najlepsze przyjÄ™cia na cześć każdego facetawydawano po jego Å›mierci. To okropne powiedziaÅ‚a Toni-Marie. Ale czyludzie nie robiÄ… siÄ™ trochÄ™ nerwowi, wiedzÄ…c, że siedzicie oboknich i tylko czekacie na ich ciaÅ‚a, żeby siÄ™ odrodzić? Och, nie, nie, nie.To w ogóle nie tak.WierzÄ… w Å›mierć,ale nie wierzÄ… w reinkarnacjÄ™, wiÄ™c co ich to obchodzi.ZresztÄ…my również przed Å›mierciÄ… nie wierzyliÅ›my w to wszystko,wiÄ™c nikt specjalnie siÄ™ nie spieszy, żeby powrócić do życia,które, sÄ…dzÄ…c po wyglÄ…dzie wiÄ™kszoÅ›ci tych kmiotków, maswoje sÅ‚abe strony.W ten sposób cieszymy siÄ™ sporymszacunkiem, bÄ™dÄ…c ich prawdziwymi drogimi zmarÅ‚ymi.Uważamy, że oni wiedzÄ… lepiej, kiedy mamy siÄ™ odrodzić,wiÄ™c po co siÄ™ niecierpliwić.choć, przyznajÄ™, czasem ma siÄ™do tego skÅ‚onność.Te biedne duszyczki, wciąż trzymajÄ…ce siÄ™kurczowo życia, czÄ™sto w ogóle nas nie zauważajÄ…,przesiÄ…kniÄ™te bimbrem, bo w koÅ„cu to jedyna rzecz, którÄ…można pić albo jeść w tych czasach.Budzimy w nich lÄ™k tylkow szczególnych przypadkach.przy narodzinach, rzecz jasna,no i kiedy sami czujÄ…, że zbliża siÄ™ ich koniec. PowiedziaÅ‚eÅ›, że ktoÅ› decyduje o kolejnoÅ›ci wcieleÅ„ powiedziaÅ‚ Mike. Kto to taki?Duch uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ kpiÄ…co. A któż inny, jak nie ten wielki czarodziej, któregoszukacie?W tej chwili inny duch stanÄ…Å‚ w drzwiach i zawoÅ‚aÅ‚ na caÅ‚Ä…salÄ™: O'Brien mówi, żeby wezwać, Mary McGinty ciężkopracuje i czas na duszÄ™ dla jej dziecka.Kto jestzainteresowany, niech wystÄ…pi. Cholerny kretyn, po kiego tak ryczy powiedziaÅ‚ ichinformator. ZwiÄ™ta racja zgodziÅ‚a siÄ™ Toni-Marie. Nie wie, żeim mniej duchów siÄ™ dowie, tym wiÄ™kszÄ… szansÄ™ sam bÄ™dziemiaÅ‚? Ach, nie, nie to miaÅ‚em na myÅ›li.O'Brien zaÅ‚atwia to wporzÄ…dku, to jego dziaÅ‚ka, w koÅ„cu to ksiÄ…dz.Ale po co robitaki krzyk? W ten sposób Å›ciÄ…gnie nam tutaj mniej pożądanyelement. Co za element? zapytaÅ‚ Mike. Z tego co mówiÅ‚eÅ›wynika, że wszystko jest przemyÅ›lane i każdemu z tymdobrze. Nie do koÅ„ca każdemu.Zawsze znajdzie siÄ™ ktoÅ›, ktonarobi rabanu.Jest trochÄ™ takich, co to nie znoszÄ… żadnychregulacji i żadnej formy rzÄ…dzenia, a już za nic nie zgodzÄ… siÄ™na panowanie klechów.Nawet jeÅ›li siÄ™ wybierze odpowiedniÄ…duszÄ™, próbujÄ… bruzdzić, zakłócić caÅ‚y proces, porwać dzieckoi wyÅ‚upić z niego nowÄ… duszÄ™, a w tym czasie jeden z nichomamia rodziców i udaje prawdziwe dziecko.To jest chore.Po prostu chore. OdmieÅ„cy powiedziaÅ‚ Mike do Toni-Marie, kiwajÄ…cgÅ‚owÄ… w sposób, który oznajmiÅ‚: A nie mówiÅ‚em? Onmówi o odmieÅ„cach.Domek, w którym leżaÅ‚a Mary McGinty, sklecony byÅ‚ z darni,wyrzuconego przez morze drewna i najróżniejszych odpadkówo użytecznym ksztaÅ‚cie.ByÅ‚a to wÅ‚aÅ›ciwie nÄ™dzna chatka, coÅ›w rodzaju zimnej budy, a Mary McGinty spoczywaÅ‚a naposÅ‚aniu z brudnych szmat.Mike odczuÅ‚ silne déjà vu, myÅ›lÄ…co swojej siostrze i zÅ‚owróżbnych narodzinach jej dziecka.Obok poÅ‚ożnej staÅ‚ mężczyzna przypominajÄ…cy jednego zolbrzymów, których Mike oglÄ…daÅ‚ w książkach z bajkami.MiaÅ‚ rude wÅ‚osy, rudÄ… brodÄ™ i czerwony nos, byÅ‚ tÄ™gi ipulchny, odziany w poplamionÄ… biaÅ‚Ä… koszulÄ™ i niechlujny,przyciasny, czarny garnitur.Dopiero po chwili Mike zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że mężczyznajest duchem wyglÄ…daÅ‚ tak krzepko i z takÄ… Å‚atwoÅ›ciÄ… radziÅ‚sobie z kolejkÄ… innych duchów tÅ‚oczÄ…cych siÄ™ w izbie.Niektóre miaÅ‚y wyraznie okreÅ›lone plany wobec niemowlÄ™cia,inne przybyÅ‚y tu ze zwykÅ‚ej ciekawoÅ›ci. Ej, wy dwoje! krzyknÄ…Å‚ rudzielec. Gdzie siÄ™pchacie, co? Ogonek okrąża już caÅ‚y plac, a wy co tutajrobicie? My tylko patrzymy odpowiedziaÅ‚a Toni-Marie. Pan O'Brien? zapytaÅ‚ Mike. Zgadza siÄ™, chÅ‚opcze, jestem O'Brien, bicz Boży natakich, co próbujÄ… podskoczyć wyżej swego tyÅ‚ka, myÅ›lÄ…c, żejak już umarli, to na Å›wiecie nie ma żadnego porzÄ…dku.Przedwami jest parÄ™ setek dusz, a każda chciaÅ‚aby uzyskać prawoodrodzenia siÄ™ w tym dzieciaku. PrzyszliÅ›my, żeby z panem pomówić powiedziaÅ‚Mike. A wiÄ™c możecie poczekać, aż skoÅ„czÄ™.Hej, wywszyscy, możecie wracać do domu.Duch Fiony O'Grady byÅ‚pierwszy.Reszta do domu! Fiono, skarbie, zasuwaj do Mary.StojÄ…cy na czele kolejki duch kobiety wystÄ…piÅ‚ i uklÄ…kÅ‚ przyrodzÄ…cej, a potem spojrzaÅ‚ na O'Briena w oczekiwaniu naaprobatÄ™
[ Pobierz całość w formacie PDF ]