[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy coś zatrzymało cię w mieście?- Nie było mnie przez trzy tygodnie.Kilka godzin chyba nic nie znaczy - odparł Griff,równie pogodnym głosem.- Wpadłem do O'Leary'ego na drinka, razem z Rogerem.Antonia zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.- Coś mi się wydaje, że to nie był jeden drink! I jednak się dziwię.Nie było cię cały mie-siąc.Normalny człowiek przede wszystkim chce zobaczyć się z rodziną.- Ale z kumplami też!Atmosfera robiła się już napięta.Calli zaczęła się wiercić, próbując oswobodzić się z rąkojca.Ale Griff trzymał ją mocno.Podszedł do lodówki i zajrzał do niej.Piwa nie ma.Rozcza-rowany, huknął drzwiami.Wszystkie butelki zabrzęczały.- Griff, nie kłóćmy się!Antonia podeszła do męża i objęła go.Niezręcznie, wielki brzuch przecież przeszkadzał.Calli wyciągnęła ręce do matki, ale Griff nie puścił jej.Usiadł przy kuchennym stole i posadziłsobie córeczkę na kolanach.- U O'Leary'ego dowiedziałem się bardzo ciekawych rzeczy - zaczął obojętnym tonem,jakby nigdy nic.Ale Antonia domyślała się, co zaraz nastąpi.- Podobno Loras Louis niedawnobył tu z wizytą.- Och! - Antonia odwróciła się do kredensu i zaczęła wyjmować płaskie talerze.- Po pro-stu w zeszłym tygodniu odgarnął śnieg z naszego podjazdu.Wpadł tutaj, żeby sprawdzić, co siędzieje z panią Norland.Listonosz zgłosił mu, że pani Norland nie wyjmuje poczty ze swojej skrzynki.Na szczę-ście pani Norland czuje się dobrze.Wychodząc od pani Norland, Louis zobaczył, jak odgar-niam śnieg i postanowił mnie wyręczyć.- Antonia odwróciła się, żeby zobaczyć reakcjęGriffa.- Ben nie mógł tego zrobić.yle się czuł, wymiotował.Musiałam zabrać się za to sama.RLA Louis po prostu mi pomógł.Jestem przecież w ciąży, prawda? A on nawet nie wszedł do na-szego domu.Griff z nieruchomą twarzą nadal wpatrywał się w Antonię.Antonia zaśmiała się, bardzo niewesoło.- Niepojęte! Ty myślisz, że my.Griff, przecież to siódmy miesiąc! A zresztą.Myśl so-bie, co chcesz.Idę się położyć.Wyszła z kuchni, zaraz potem Calli usłyszała ciężkie kroki mamy na schodach.Griff, nadal trzymając mocno Calli, poderwał się z krzesła.Też wyszedł z kuchni.- Stój! - ryknął, zatrzymując się przed schodami.- Jeszcze nie skończyłem! Nie chceszsię dowiedzieć, co wszyscy o tobie gadają?Calli widziała pulsującą żyłę na jego skroni, postronki żył na szyi.Przestraszyła się.Za-częła się szarpać, krzyczeć rozpaczliwie.- Puść ją, Griff! - zawołała z góry Antonia.- Ona się ciebie boi!- Co się boi! Co się boi! - Rozjuszony Griff zaczął wchodzić po schodach, pokonując podwa stopnie.- Ty dziwko! - ryczał, plując na wszystkie strony.- Znowu się z nim spiknęłaś!Haruję jak wół, żeby utrzymać rodzinę, a ty obściskujesz się z tym gliniarzem!Był już na szczycie schodów.Dopadł do Antonii i złapał ją za ramię.- Dziwka!Histeryczny płacz Calli omal go nie zagłuszył.- Mamusiu! Ja chcę do mamusi!- Zamknij się! - wrzasnął Griff i cisnął dziewczynkę na podłogę.Głowa Calli kilkakrot-nie odbiła się od twardego drewna.Dziecko ucichło, wlepiając przerażone oczy w matkę.An-tonia próbowała odepchnąć się od męża, ale on trzymał ją mocno za ramię.Odsuwała się odniego kawałek i wracała, jakby byli związani ze sobą gumową taśmą.Odsuwała się i przysu-wała kilka razy.A potem upadła.Na plecy.I na schody.Mąż i córka zastygli z przerażenia, patrzyli, jakciężarna Antonia spada na dół.Calli zaczęła krzyczeć przerazliwie.Griff zbiegł pędem na dół i przykląkł przy żonie.Antonia, z twarzą wykrzywioną z bólu, trzymała się za brzuch i pojękiwała cicho.- Możesz usiąść? - spytał Griff.- Calli, do cholery, zamknij się! Toni, możesz wstać? Niemartw się, wszystko będzie dobrze.Przepraszam.Calli, powiedziałem, zamknij się! Toni,chodz, położysz się na sofie.RLPomógł Antonii wstać, podprowadził do sofy, ułożył i przykrył grubym kocem.- Odpocznij sobie.Po prostu odpocznij.Wszystko będzie dobrze.Płacz Calli nie milkł.Był coraz bliżej, kiedy dziewczynka schodziła ze schodów.Matkawyciągnęła do niej ręce.Ojciec ryknął:- Calli, zjeżdżaj stąd! Ale już! Jezu! Wynoś się, a przede wszystkim zamknij się! - Roz-trzęsioną ręką chwycił dziecko za ramię, powlókł za sobą do kuchni i pchnął na krzesło.- Siadaj! I cisza! Ma być cisza!Kilka razy przemierzył kuchnię.Otarł zaślinione usta i nachylił się nad Calli.Płaczdziecka i krzyki ucichły, przeszły w nerwową czkawkę.Griff nachylił się jeszcze bardziej iprzez jedną pełną minutę szeptał coś do ucha Calli.Jego oddech wypełniał wszystkie zakamar-ki jej małego ucha, zlewał się z cichym płaczem matki.Po tych nieskończenie długich sześćdziesięciu sekundach wyprostował się.Pognał dodrzwi i znikł za progiem, razem z podmuchem zimnego wiatru, o wiele zimniejszym niż ten,który mu towarzyszył, gdy wchodził do domu.Kiedy Ben wrócił z sanek, przeraził się na widok matki, skulonej na sofie.Jej ciche, ża-łosne jęki wypełniały cały pokój.Ben zadzwonił do zastępcy szeryfa Louisa.Przyjechała ka-retka, w samą porę, by odebrać poród.Na świat przyszła śliczna, malutka jak pisklę dziew-czynka.Cichutka.Jej skóra miała taki sam niebieskawy odcień jak usta jej matki.Ratownicy odrazu zabrali nieoddychającego noworodka.Ale Calli zdążyła dotknąć siostrzyczki.Pogłaskać jąpo rudych włoskach.Słowa ojca, wyszeptane kiedyś z taką złością, nigdy nie opuściły uszu Calli.Napawałytakim samym lękiem, teraz też, kiedy siedziała ukryta wśród gałęzi powalonych drzew i wsłu-chiwała się w każdy najlżejszy szelest.Pocieszając się w duchu, że nawet jeśli tato jest tugdzieś w pobliżu, a ona go nie widzi, tato też nie może jej zobaczyć.Tu, w swojej kryjówce,była całkowicie bezpieczna.MARTINZatrzymuję się przed domem.Fielda stoi w drzwiach.Czarne wijące się włosy upiętebyle jak, okulary na nosie przekrzywione.Patrzy na mnie wyczekująco.Kręcę przecząco gło-wą.Twarz Fieldy tężeje.- Martin, i co teraz? - pyta zdławionym głosem.RL- Zastępca szeryfa mówi, że trzeba zadzwonić do każdego, kto naszym zdaniem mógłbygdzieś zobaczyć dziewczynki.Poza tym mamy wybrać zdjęcia, które zostaną skserowane naulotce.Chciałbym zaraz zawiezć te zdjęcia dziewczynek na posterunek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]