[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ci tomają klasę i styl, ale tu trudno takiego wyrwać.-Zaperzyła się,rozglądając dookoła, jakby chciała sprawdzić, czy jednak nie czai sięgdzieś przybysz z kraju Szekspira.- Litwini też mają kasę - dowaliłam jej.- Daj spokój, mała.Od takich trzymaj się z daleka.Kupią ci parę szmati myślą, że już jesteś ich własnością - prychnęła z pogardą.- A Polacy? - drążyłam dalej, chociaż straciłam zainteresowaniepoglądami Magdaleny na miłość.- Polacy są dobrzy w Polsce - odcięła się krótko.Nadszedł Robert zdrinkami.Patrzył na swoją pannę, jakby była ósmym cudem świata.Dumny jak paw.- Ciężko się dopchać do baru, dlatego mnie tak długo nie było.- Ty, bejbi, jesteś taki sprytny, wszystko załatwisz - pochwaliła goMagda, głaskając po włosach, a on topił się w zachwycie.Ptaszek w przelocie, pomyślałam.Zrobiło mi się żal Roberta.- Okej, zakochane ptaszki, nie będę wam przeszkadzać.- Odpłynęłam do swojego towarzystwa, gdzie Sheila opowiadaławłaśnie, jaki afront spotkał ją ze strony jej przychodni.- Wyobrazcie sobie, te złamasy przysłały mi do domu książeczkę omenopauzie, żebym się nie czuła osamotniona w przekwitaniu!!! -grzmiała.Dzika pasja w jej oczach wróżyła problemy.- Jakie, kurwa,przekwitanie?! Czyja wyglądam jak okaz przekwitu?!- W życiu! Coś ty! Pomylili się - zapewniałyśmy, związane mocnokobiecą solidarnością.Poza tym naprawdę trafili tą książeczką jak kulą wpłot.Sheili nie nękały niepokoje wieku przekwitania, ona ciągledojrzewała.Miała w sobie rockowego ducha, podsycanego piciem czystejwhiskey.Miała te same geny co Keith Richards, Tina Turner czy DavidBowie.Tylko talentu do śpiewania jej Bozia poskąpiła.-No właśnie, pomylili się.Abso-kurwa-lutna pomyłka!!!- Ofiara błędu administracji medycznej wypiła jednym haustemkieliszek wódki, żeby wypłukać traumatyczne wspomnienie.Sheila porwała mnie do tańca.Zapomniałam o Robercie, Magdzie ireszcie świata.Sheila wirowała jak obłok kokainy.Przypominałapacjenta, który cudem wyrwał się z kaftana bezpieczeństwa i chciał sięnacieszyć swobodą ruchów, zanim skrępują go na dobre.Rano ku swemu zdziwieniu zerwałam się z łóżka rześka jakskowronek, bez śladów kaca.Prawdopodobnie wypociłamalkohol w dzikim tańcu z Sheilą i Sinead.Zeszłyśmy z parkietuostatnie.Czułam ten taniec w kościach, gdy schodziłam po schodach dokuchni, zrobić śniadanie.Spotkałam Jenny, miała podkrążone oczy,podkoszulek umazany pomarańczową farbą i pachniała swoją pracownią.- Dobranoc - powitała mnie.- Całą noc malowałam, teraz idę spać.- Kolorowych snów.- Kolorów to mam już po dziurki w nosie.- Odpowiedz była zgodna zprawdą, na nosie też miała kropki pomarańczy.-Po prostu chcę spać.Ja z kolei po prostu chciałam zjeść coś ciepłego, pysznego, sycącego.Usmażyłam jajka i zrobiłam dwa tosty.Zaniosłam śniadanie na taras,gdzie czekały już na mnie morze i pochylone nad nim słońce.- To jest życie! - mruknęłam pod nosem i zabrałam się do jedzenia.Dochodziła dziewiąta rano.Przypomniałam sobie o spotkaniu zEamonem i zaraz po śniadaniu zrobiłam pierwszą logiczną rzecz, która miprzyszła do głowy.Zadzwoniłam do Kuby.- Siedzę sobie właśnie zapatrzona w morze i myślę o tobie.- Jak romantycznie! Dzwoniłem do ciebie kilka razy wczorajwieczorem.- Miałam wyłączony telefon, byłam ze znajomymi na wyścigach psówi w klubie.Pisałam ci o tym w e-mailu.-Okej.Chciałem ci tylko powiedzieć, że dostałem awans w pracy.- Naprawdę?! To cudownie! Zostałeś szefem działu sprzedaży!Gratulacje! - krzyczałam mu do ucha bez znieczulenia.- O rany, chyba ogłuchłem - zaśmiał się.- Dzięki.Co u ciebie? Cobędziesz dziś robić?- Nic specjalnego.- Przemilczałam kawę z nowym znajo-mym.- Spacer, sprzątanie, może kino po południu.Nie wiem jeszcze.Dopiero się obudziłam.Po rozmowie z Kubą zaczęłam myśleć o tym, w co się ubrać naspotkanie z Eamonem.Wcale nie chciałam się nad tym zastanawiać.Nimsię spostrzegłam, już przymierzałam jakieś bluzki, sukienki, korale izamaszystym ruchem odganiałam myśl, że chciałabym mu się podobać.Nie wdając się w autoanalizę własnej psychiki, zajęłam się prasowaniem.Sukienkę skropiłam wcześniej wodą lawendową, buchająca pararoznosiła ten zapach w powietrzu.Kiecka w kwiatki wyprostowana dobólu spoczęła na łóżku.Godzinę pózniej leżała już na mnie.Leżała jak ulał, wyzwalając wemnie poczucie kobiecości.Już dawno się tak nie czułam.Mknęłam wstronę centrum Blackrock skąpana w samozadowoleniu.Niebo jeszczedawało nadzieję na parę godzin bez deszczu.Weekend zaczął się hucznie,ale bez kaca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]