[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zjadła - dodała Rana.- A może po prostu wzięła próbkę - zasugerował Sinon, zwracając się do pozostałychsierżantów, gdyż wstrząśnięci ludzie zapewne nie chcieliby słuchać tego rodzaju klinicznejanalizy.- To nie ona wybrała Cochrane'a - zauważył Choma.- Raczej on ją.Bardziejprawdopodobne wydaje się jednak, że to był zwyczajny mechanizm obronny.- Mam nadzieję, że nie.To by sugerowało, że znalezliśmy się w nieprzyjaznym otoczeniu.Wolę wierzyć, że wzięła próbkę.- Metoda schwytania była zdumiewająca - zauważył Choma.- Może jest czymś w rodzajukrystalicznego neutronium? Nic innego nie mogłoby go wessać tak szybko.- Nie wiemy nawet, czy w tym królestwie istnieje grawitacja i trwała materia - zauważyłSinon.- Poza tym nie było emisji energii.Gdyby grawitacja ścisnęła jego masę, promieniowaniezabiłoby nas wszystkich.- Miejmy nadzieję, że tylko pobierała próbki.- Aha.- Myśl Sinona wyrażała lekki niepokój.- Szkoda, że to był Cochrane.- Wolałbym, żeby zabrała Ekelund.Sinon śledził wzrokiem kryształek, który pędził szybko niczym kometa.- To jeszcze może się zdarzyć.*Annette Ekelund założyła nową kwaterę główną na szczycie stromego wzgórza, któreongiś było ratuszem Ketton.Z ruin wydobyto prostopadłościenne fragmenty rozmaitychbudynków, które następnie ustawiono jeden na drugim i energistyczna moc zmieniła je wbrezentowe namioty pokryte zielono-czarnym dżunglowym kamuflażem.W trzech z nichznajdowały się ostatnie zapasy żywności.Jeden służył jako zbrojownia i prowizoryczny warsztat,w którym Milne i jego ludzie naprawiali wykopane z wilgotnej gleby karabiny.Ostatni,ulokowany na prawym końcu wzniesienia, pełnił funkcję kwatery i stanowiska dowodzeniaAnnette.Kobieta zwinęła siatkę po obu stronach wejścia, by mieć dobry widok na szarobrązowykrajobraz u nierównych brzegów wyspy.Na ustawionym na kozłach stole walały się mapy orazpodkładki do pisania.Na mapach zaznaczono kolorowymi kredkami obronne fortyfikacjeotaczające Ketton, a także ewentualne linie ataku, wytyczone na podstawie raportówzwiadowców.Uwzględniono również pozycje sierżantów oraz ich przybliżoną siłę.Zebranie wszystkich tych informacji trwało wiele dni.W tej chwili Annette niepoświęcała im jednak nawet najmniejszej uwagi.Wpatrywała się ze złością w kapitana, który stałprzed nią na baczność.Hoi Son siedział na obozowym krześle ustawionym przy stole, nawet niepróbując ukryć rozbawienia.- Pięciu żołnierzy odmówiło powrotu z patrolu - zameldował kapitan.- Oznajmili, że idądo sierżantów.- Do nieprzyjaciela - poprawiła go Annette.- Tak jest, do nieprzyjaciela.Zostało nas tylko trzech.Nie byliśmy w stanie zmusić ich dopowrotu.- Jest pan żałosny - warknęła wściekle Annette.- Nie mam pojęcia, jakim cudem zostałpan oficerem.Nie chodzi pan ze swoimi ludzmi na spacer.Jest pan ich dowódcą, do diabła.Toznaczy, że musi pan znać ich słabe i silne strony.Powinien był pan to przewidzieć, zwłaszcza żezna pan ich stan emocjonalny.Nie wolno było dopuścić, by zdradzili nas w ten sposób.To panawina.Kapitan spojrzał na nią z niedowierzaniem i trwogą.- To śmieszne.Wszyscy tu robią w portki ze strachu.Dostrzegam to całkiem wyraznie.Nie sposób przewidzieć, co mogą w tej sytuacji zrobić.- Miał pan obowiązek to przewidzieć.Degraduję pana to stopnia kaprala i przeztrzydzieści sześć godzin nie otrzyma pan racji żywnościowych.- Przecież sam wykopałem to żarcie.Przez dwie doby miałem ręce po łokcie w gównie.Nie może pani tego zrobić.Mam do niego prawo.- Odzyska pan to prawo za trzydzieści sześć godzin.Nie wcześniej.Oboje wpatrywali się w siebie nad stołem.Karty papieru poruszały się bezgłośnie.- Zwietnie - warknął wreszcie były kapitan i wyszedł z namiotu.Annette odprowadzała go pełnym złości spojrzeniem.Wściekał ją brak dyscypliny, któryzapanował w jej oddziałach.Czy nie rozumieli, że sytuacja jest krytyczna?- Pięknie to rozegrałaś - zauważył Hoi Son tonem graniczącym z drwiną.- Uważasz, że powinien uniknąć kary? Nie uwierzyłbyś, jak szybko wszystko by sięrozpadło, gdybym nie wymuszała przestrzegania porządku.- Twoje społeczeństwo by się rozpadło.%7łycie toczyłoby się dalej.- Wydaje ci się, że inny rodzaj społeczeństwa mógłby tu przetrwać?- Przekonajmy się.- To bzdura, nawet jak na ciebie.Hoi Son wzruszył ramionami z obojętną miną.- Z chęcią bym się dowiedział, do czego twoim zdaniem zmierzamy, jeśli nie do zagłady.- To królestwo zapewnia nam azyl.- Czy pozbawisz mnie żywności, jeśli coś ci powiem?- To nic by nie dało.Znam cię.Jestem pewna, że zakamuflowałeś gdzieś mały zapasik.- Nie przeczę, że przy tobie nauczyłem się zapobiegliwości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]