[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie uwierzył ci?- Uwierzył - powiedziałam.Myślałam o tym, jak to było.- Ale skoro go nie okłamałaś.- To było dawno temu - powiedziałam.- Byliśmy młodzi.- I nie zamierzasz mi powiedzieć nic więcej, prawda? - Zmarszczyłbrwi.- Nie, Dan.Nie zamierzam.- I chcesz, żebym sobie poszedł.Spojrzałam mu w oczy.- Nie, nie chcę.Podszedł bliżej, zachęcony tym wyznaniem, i położył mi rękę naramieniu.- W takim razie czego chcesz, Elle?- Chcę, żebyś się nie zadomawiał w tym związku.- Myślisz, że to właśnie robię?- Wiem, że będziesz to robił.Uprzedzam cię, że jeśli chcesz ode mnieczegoś więcej, to nie dostaniesz.Długo nic nie mówił.- Kiedy czytałem Małego Księcia, byłem pewien, że musisz być różą,z tymi swoimi kolcami i przekonywaniem, że sama potrafisz się obronić.Ale teraz wiem, że nienawidzisz róż.Więc musisz być lisem.Więc możetak naprawdę chcesz, żebym cię oswoił.Gdybym usłyszała taką przemowę od innego mężczyzny, gotowabyłabym się roześmiać albo popukać w czoło.Choć niewielu pewnie znatę opowieść, nie mówiąc już o rozumieniu jej.Sięgnęłam po jego rękę i przytrzymałam w swoich.- Lis mówi Małemu Księciu, że jest dla niego tylko lisem, podobnymdo stu tysięcy innych lisów, tak samo jak kwiat był podobny do stutysięcy innych kwiatów.Ręką, której nie trzymałam, sięgnął do mojej twarzy i założył mi zaucho luzny kosmyk włosów.- Ale poprosił go, żeby go oswoił, żeby się mogli nawzajempotrzebować i być dla siebie jedynymi na świecie.I Książę tak zrobił.- Ale, Dan, potem Książę odszedł i zostawił lisa samemu sobie.-Spojrzałam na swoje dłonie, splecione na jego ręce.- Byłoby ci smutno, gdybym to ja cię zostawił? -zapytał i po razpierwszy nie byłam pewna, co odpowiedzieć.W końcu, na wydechu, głosem drżącym jak delikatny powiew wiatruna firankach w otwartym oknie, wyszeptałam:- Tak, byłoby.Zcisnął moją dłoń.- W takim razie nie zrobię tego.Przyciągnął mnie do siebie i położyłmoją głowę na swoim ramieniu.Przez długą chwilę nie potrzebowałamniczego więcej.Rozdział 14Weszłam na chwilę do pokoju socjalnego, żeby napełnić kubek kawą,i znów wpadłam w sidła seksu.Właściwie nie w sidła seksu, ale w łapy Marcy.Z uniesionymibrwiami wyszeptała konfidencjonalnie:- Mam go!I przywołała mnie kiwnięciem ręki do oddalonego od wejścia stolika,przy którym albo wciągnęła przed chwilą mnóstwo koki, albo znówzajadała się pączkami.Spojrzałam na papierową serwetkę, koronnydowód jej winy, i poszukałam wzrokiem pudełka z cukierni.Naprawdębyła niezła.Zostało tylko kilka okruchów.- Co masz poza hajem cukrowym, którego zródłem się nie podzieliłaś?- Mam - urwała w pół zdania i znacząco spojrzała na podłogę.- To.Spojrzałam na torebkę stojącą na podłodze u jej stóp.Niewielemówiący brązowy papier, bez logo.Opakowanie, w jakim zwykledostarcza się czasopisma pornograficzne.I wtedy mnie olśniło.Blackjack.Można by pomyśleć, że mnogośćerotycznych przygód, jakie zaliczyłam w życiu, powinny mnie na dobrewyleczyć z rumienienia się, lecz niestety oblewam sięczerwienią za każdym razem, gdy czuję się nieswojo albo niezręcznie.Gorąco rozlało się z mojej piersi na gardło i podeszło aż do linii włosów.Marcy się zaśmiała.- Jest cudowny - powiedziała.- Przyniosłam ci nawet nowe baterie.- Dzięki.Jestem pewna, że z ich wymianą mogę zaczekać, aż dojadędo domu.- Może, ale chciałam być pewna, że będziesz go mogła wypróbowaćod razu.- Jej błękitne oczy zalśniły.- Tak słodko się rumienisz.- Wcale nie słodko.- Położyłam na stole plik dokumentów i wzięłamod niej paczkę.Była cięższa, niż się spodziewałam.Na tekturowej tubie,którą z niej wyjęłam, również nie było żadnego napisu.Uderzyła mniepewna myśl.- Chyba go nie.wypróbowałaś?Zobaczyłam jej wyrażającą obrzydzenie minę i zachichotałam.- Nie, Elle, no coś ty.Błeee!- Tylko pytam.- Nie otworzysz?- Nie tutaj.- Potrząsnęłam głową.- Daj spokój
[ Pobierz całość w formacie PDF ]