[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mało dusza ze mnie nie wyszła.Nic\e ci? Nic cię nieboli?- Nic mi! - odrzekła Basia.- Aha! widzę teraz, \e mnie zamroczyło, bo koń sięze mną opsnął.Zali to ju\ po bitwie?- Ju\.Azba-bej usieczon.Wracajmy teraz prędko, bo się boję, abyś mi niezachorzała od fatygi.- Wcale \adnej fatygi nie czuję! - rzekła Basia.Po czym spojrzawszy bystro po obecnych rozdęła chrapki.- Tylko nie myślcie waćpanowie, \em uciekała ze strachu.Oho! ani mi się śniło.Jak Michała miłuję, tak sobie dla uciechy gnałam przed nimi, a potem zpistoletów wypaliłam.- Koń od owych wystrzałów jeden postrzelon i zbója wzięliśmy \ywcem - wtrąciłMellechowicz.- A co? - odrzekła Basia.- Taki szwank przy skoku ka\demu mo\e się przytrafić,prawda? śadna eksperiencja od tego nie obroni, \e się koń czasem opsnie.Hadobrze, \eście mnie waćpanowie postrzegli, bo mogłabym tu długo pole\eć.- Pierwszy dostrzegł cię pan Mellechowicz i pierwszy ratował, bo myśmyza nim pędzili - odrzekł Wołodyjowski.Basia usłyszawszy to zwróciła się do młodego Lipka i wyciągnęła do niego rękę.- Dziękuję waćpanu za \yczliwość.On nic nie odrzekł, tylko przycisnął do ust jej rękę, a potem pochylił się iobjął z pokorą jej stopy, jak chłop.Tymczasem coraz więcej chorągwi ściągało nad brzeg szczeliny; bitwa byłaskończona, więc pan Wołodyjowski wydał tylko rozkazy Mellechowiczowi, abyurządził obławę na tych kilkunastu ordyńców, którzy zdołali ukryć się przedpościgiem, i zaraz wszyscy ruszyli do Chreptiowa.Po drodze widziała Basia razjeszcze ze wzniesienia pobojowisko.Trupy ludzkie i końskie le\ały miejscami w kupach, miejscami pojedynczo.Pobłękicie niebieskim płynęły ku nim coraz liczniej, z wielkim krakaniem stadakruków i siadały opodal, czekając, by pocztowi kręcący się jeszcze po równinieodjechali.- Ot, \ołnierscy grabarzowie! - rzekł wskazując ptactwo krzywcem szabli Zagłoba- a niech jeno odjedziem, przyjadą tu wilcy z kapelą i zębami będą tymnieboszczykom dzwonić.Znaczna to jest wiktoria, choć nad tak nikczemnymnieprzyjacielem odniesiona, bo ów Azba od kilku lat to tu, to tam grasował.Polowali na niego komendanci jak na wilka, zawsze na pró\no, a\ wreszcie naMichała trafił i przyszła nań czarna godzina.- Azba-bej usieczon?- Mellechowicz go pierwszy dojechał i powiadam ci, kiedy go nie wyciął naduchem, to a\ mu szabla do zębów doszła.- Mellechowicz dobry \ołnierz! - rzekła Basia.Tu zwróciła się do pana Zagłoby:- A waćpan siła dokazywałeś?- Nie piszczałem jako świerszcz, nie skakałem jako pchła ani jako cyga, botakową uciechę insektom zostawuję, ale te\ za to nie szukano mnie między mchamijako grzyba, za nos mnie nikt nie ciągnął ani te\ w gębę mi nikt nie dmuchał.- Waćpana nie kocham! - odrzekła Basia wysuwając naprzód usta i sięgając mimowoli do swego ró\owego noska.A on patrzył na nią, uśmiechał się i mruczał nie przestając dworować:- Biłaś się walecznie - rzekł - umykałaś walecznie, przewróciłaś kozławalecznie, a teraz będziesz się od bólu w kościach kaszą okładała tak\ewalecznie; my zaś musimy cię pilnować, aby cię razem z twoją walecznością wróblenie zdziobały, gdy\ one na kaszę wielce łakome.- Waćpan ju\ w to godzisz, \eby mnie Michał na drugę ekspedycję nie zabrał.Wiemdoskonale!- Owszem, owszem, będę go prosił, \eby cię zawsze na orzechy brał, boś misternai gałęz się pod tobą nie złamie.Mój Bo\e, to mi wdzięczność!A któ\ Michała namawiał, byś z nami jechała? Ja! Srodze sobie to teraz wyrzucam,zwłaszcza \e mi tak moją \yczliwość płacisz.Czekaj! Będziesz teraz drewnianąszabelką badyle na chreptiowskim majdanie ścinać! Ot, dla ciebie ekspedycja!Strona 103Henryk Sienkiewicz - Pan WołodyjowskiInna by starego uściskała, a to licho kąśliwe naprzód mi strachu narobiło, aninie jeszcze na mnie nastaje!Basia niewiele myśląc uściskała zaraz pana Zagłobę, któren uradował się z tegowielce i rzekł:- No, no! przyznać muszę, \eś się cokolwiek do dzisiejszej wiktorii przyczyniła,bo \ołnierze, \e to ka\den chciał się popisać, z okrutną furią się bili.- Jako \ywo! -zawołał pan Muszalski.- Nie \al człeku i zginąć, gdy takie oczyna niego patrzą!- Vivat nasza pani - zakrzyknął pan Nienaszyniec.- Vivat! - powtórzyło sto głosów.- Daj jej Bo\e zdrowie!A pan Zagłoba pochylił się ku Basi i mruknął:- Po słabościI jechali wesoło dalej, pokrzykując, pewni uczty wieczorem.Pogoda uczyniła sięcudna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]