[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dobrze, że się odwrócił.Teraz stary kazał mu iść do celi i razem zGrodgerem poszli.Nazajutrz znów u starego siedział.Siedzieli sami już bez obstawy,ale ktoś z ukrycia musiał ich obserwować, bo Junosza czuł przenikliwy wzrok nasobie.-Jutro jedziecie.Usłyszał.- Sprawuj się godnie, a zakon ci wynagrodzi.Dużo rzeczy nie wiedział Junosza.Krzyżacy w każdym możliwym miejscu wKrakowie sprawdzali, czy chłopak mówi prawdę.Jeden z ich ludzi zameldował przezkuriera, że naprawdę chłopak przy koniach pracujący wyjechał i któryś dzień go niema.I tu mu szczęście dopisało.Krzyżacy uznali, bowiem że to on.Wtedy takpowiedziało mu się, że pracuje przy koniach, bo tak naprawdę to tylko na koniach sięznał.Bo u ojca, w swej młodości często bywał przy nich.Myślał, że jak Krzyżacy gosprawdzą, nabiorą przekonania, że mówi prawdę.Dzień przeszedł, a i noc burzowa.Nastał świt i Grodger wyprowadził go na dziedziniec, gdzie stały dwa konieosiodłane, a po chwili przyszedł Krzyżak, którego nazywali brat Kefer.Był toKrzyżak, mający współpracować z Junoszą.Spojrzał na jego konia i odwróciwszygłowę - powiedział.- Tam w grodzie, będziesz mówił do mnie Bolko.Zapamiętaj dobrze, tak ci radzę.Junoszy żadnej broni nie dali, jeno konia i zaraz brama została otwarta.Jechali w tęstronę, z której szedł na nogach za koniem, w kierunku zamku.Nawet się za nim nieobejrzał i najchętniej już teraz wymazałby go z pamięci, ale wiedział, że toniemożliwe.Ujechali kawał drogi, gdyż trakt do lasu się nie przybliżał i wtedyJunosza, dopiero tutaj, zobaczył ślady koni.Musieli stać tu, bo ślady były wokoło ijak gdyby stąd ruszyli - myślał.Przyjrzał się nieznacznie śladom, tak by Krzyżaktego nie dostrzegł.Cztery konie - pomyślał.Teraz wiedział dokładnie.Jechali oboksiebie po trakcie szerokim.W nocy bardzo potężna burza była i lało mocno.Pewniewszystkie ślady z drogi zmyło.A tu świt i ślady świeże.Chyba nie jesteśmy sami.Tych czterech jedzie przed nami i pilnują, co by tamtemu krzywda się nie stała.I takbyło naprawdę, gdyż tych czterech patrzyło na nich teraz z lasu, w którym byli.Ukryci czekali na nich.Junosza z Keferem też w las wjechali.Krzyżak jechałprzodem i zdawał się ułatwiać zaatakowanie chłopakowi.Ale ten nie ryzykował,przeczuwając podstęp.I gdy już tamci uznali, że ataku nie będzie, a chłopakprawdziwie przeszedł na ich stronę wyjechali z zarośli za nimi.Junosza wzdrygnąłsię, a Kefar rzekł.- Teraz wiem, że jesteś nasz.To tak jakbyś miał nowe życie.Nie bój się to nasi,osłaniali nas, co byśmy do lasu bezpiecznie dojechali, kłamał.Pózniej już razem bez przeszkód, dojechali do Krakowa.- Będziemy się w tej gospodzie spotykali raz na tydzień, w niedzielę po mszy - rzekłGrodger, który też z nimi do Krakowa przybył.A o nich radzę ci zapomnij.- Już zapomniałem.- To wracaj do domu.Grodger zsiadł ze swego konia i oddał go Junoszy.- Musisz mieć dwa konie, to te ze stajni.Chłopak ujął drugiego konia za uzdę i teraz już nie wiedział, co ma dalej robić.Myślikłębiły się w jego głowie, a Grotger rzekł.- Ruszaj, a tu, w niedzielę będę czekał na ciebie.Junosza ruszył spod gospody, ale gdzie sam nie wiedział.A może mnie tamci pilnująi gdy coś zrobię nie tak, zabiją.Nie znał przecież Krakowa dobrze, ale znówprzypadek mu pomógł.Zobaczył, że pięciu zbrojnych na koniach zmierza i podążyłza nimi.Przemierzył kilka przecznic.Widział Junosza, że żaden z Krzyżaków za nimnie podążył.Tylko zbrojni zaczęli mu się przypatrywać.- Co to za koń?Spytali patrząc na luzaka.- Ze stajni króla naszego - odpowiedział.Piękny, co?- A ładny jucha, widać, że lubisz konie.Dokąd tu zmierzasz?- Do stajni - odpowiedział Junosza.I rzeczywiście, wjechali na podwórzec, gdzie po obu stronach stajnie były, a koni wnich moc stała.Junosza - rzekł.- Chciałbym rozmawiać z rycerzem od króla.Pilne wieści mam.Nie żartujcie, tylkoprowadzcie do zamku! - Krzyknął Junosza.Spojrzeli po sobie.- Chce rycerza, to go trzeba zaprowadzić.Po chwili był już w izbie, gdzie stanął przed rycerzem.Pilnował on stajni i koni.- Sam mogę być z tobą panie?Ten, który go wprowadził wyszedł, a wartownik, gdy usłyszał wszystko od Junoszy,zdecydował.- Jeden z moich przeprowadzi cię korytarzem do zamku.Idz z nim i nie pytaj.Onzaprowadzi cię tam gdzie trzeba.Po chwili przyszedł młody wiekiem rycerz i po rozmowie z tamtym, powiedział doJunoszy.- Ruszamy, idz za mną.Szli przed siebie, aż przedostali się do zamku.Poznał Junosza, że już jest w zamkukróla, po bogato zdobionych korytarzach.Wkrótce weszli na dół w podziemia.Doszedł do nich nieciekawy z wyglądu człowiek.Junosza wzdrygnął się.Nie miałoręża, a zobaczył, że tamten ma przy boku krótki sztylet.- Gdzie idziemy? - Spytał.Tamten nie odpowiedział.Weszli do izby, a po chwili przybył ktoś, kto nie był ubranyw rycerski strój, a zwykły, choć bogato zdobiony.- Teraz możesz mówić wszystko.Odezwał się ten, który Junoszę przyprowadził.Król się dowie, nie martw się.Junoszaopowiedział.- Wiesz, z kim rozmawiasz.- Nie panie.- To ci powiem.Jestem doradcą króla, a ty, kto, tak naprawdę?- Jestem Junosza, ojciec mój zwie się Kalesanty.Jesteśmy z herbu Działosza.- Toć oni nie dawno u króla byli.A ty gdzie byłeś?- Byłem tu z nimi, jenom od nich odłączył, bo do swej białogłowy miałem jechać.Ipojechałem, jeno mnie złapali.- Resztę już wiem i powiem, że ci wierzę.Z tego wynika, że ludzi tu do nas przysłali,co by nas w grodzie podpatrywali i przekazywali wieści do zakonu.Musimy cośzaradzić.A na razie, aby oni się nie zorientowali będziesz mieszkał w grodzie, ale niew zamku.Będziesz mieszkał tak jak im to powiedziałeś.Pójdziesz za jednym znaszych, on cię tam zaprowadzi.A pózniej pomyślimy, co dalej robić, aby się o tychłotrach z krzyżami na plecach wszystkiego wywiedzieć.Kazał Junoszy zaczekać, a po chwili wszedł człowiek ubrany po mieszczańsku irzekł.- Pójdziesz za mną i nigdzie się nie oglądaj
[ Pobierz całość w formacie PDF ]