[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uniesienie go porwało, bo aż wstał w kulbacei jeszcze potężniej zakrzyknął:- Komu Bóg! komu wiara! komu ojczyzna miła! za mną!I ścisnąwszy konia ostrogami tak, iż rumak jakoby w powietrzewyskoczył rzucił się w nurty.Bryznęła naokół fala, mąż i koń skrylisię na chwilę pod wodą, lecz wypłynęli w mgnieniu oka.- Za moim panem! - krzyknął Michałko, ten sam, który podRudnikiem chwałą się okrył.I skoczył w wodę.- Za mną! - wrzasnął przerazliwym a cienkim głosemWołodyjowski.I nurknął, nim krzyczeć przestał.- Jezusie, Mario! - ryknął, wspinając do skoku konia, Zagłoba.Wtem ława mężów i koni runęła w falę, aż woda wyskoczyłaz szalonym rozpędem na brzegi.Za laudańską poszła wiśniowiecka,za wiśniowiecką pana Witowskiego, za nią Stapkowskiego, za niąwszystkie inne.Szał taki ogarnął tych ludzi, że pchały się chorągwie126Potop t.3na wyścigi; krzyk komendy pomieszał się z krzykiem żołnierstwa,rzeka wystąpiła z brzegów i spieniła się na mleko w mgnieniu oka.Fala poczęła znosić nieco pułki, lecz konie, bodzone ostrogami,płynęły jakby nieprzejrzane stada delfinów, chrapiąc nozdrzamii stękając.Zapełnili tak rzekę, że tłum łbów końskich i ludzkichutworzył jakoby most, po którym mógłbyś przejść suchą nogą nadrugi brzeg.Czarniecki przepłynął pierwszy, lecz nim woda zeń ociekła,wypłynęła za nim laudańska, więc machnął pan kasztelan buzdy-ganem i krzyknął na Wołodyjowskiego:- W skok! bij!A do wiśniowieckiej pod Szandarowskim:- W nich!I tak puszczał jedną za drugą, póki wszystkich nie odprawił.Przy ostatniej sam stanął na czele i zakrzyknąwszy: W imię Boże!szczęśliwie! - ruszył z innymi.A wszakże dwa pułki rajtarii, stojąc w odwodzie, widziały, co siędzieje, lecz pułkowników ogarnęło osłupienie tak wielkie, że nimruszyli się z miejsca, już laudańska, rozpuściwszy konie, szła na nichniepowstrzymanym pędem.Uderzywszy rozmiotła pierwszy pułkjak wicher liście, zepchnęła go na drugi, zmieszała drugi, wtemdoskoczył za nią Szandarowski i rozpoczęła się rzezba straszna, leczkrótko trwająca; po chwili rozerwały się szeregi szwedzkie i tłumbezładny począł umykać ku głównej armii.Chorągwie Czarnieckiego biegły za nimi z krzykiem straszli-wym, siekąc, bodąc, pole trupami zaściełając.Stało się wreszcie jasnym, dlaczego pan Czarniecki kazałWąsowiczowi zdobywać most, chociaż nie miał zamiaru po nimprzechodzić.Oto główna uwaga całej armii skupiła się na ów punkt,i dlatego nikt nie bronił, i nie miał czasu bronić przeprawy wpław.Przy tym wszystkie niemal paszcze armatnie i cały front wojsknieprzyjacielskich zwrócony był za rzekę ku mostowi, a teraz gdy127Henryk Sienkiewicztrzy tysiące jazdy szło jej w bok całym pędem, teraz dopiero trzebabyło zmieniać szyk, formować nowy front, by się choć jako tako oduderzenia zasłonić.Jakoż stał się straszliwy skrzęt i zamieszanie:pułki piechoty, jazdy odwracały się co duchu ku nieprzyjacielowi,łamiąc się w pośpiechu, zawadzając jedne o drugie, stawając bylegdzie, nie rozumiejąc wśród wrzasku i tumultu komendy, działającna własną rękę.Próżno oficerowie czynili nadludzkie usiłowania,próżno margrabia ruszył natychmiast stojące pod lasem w rezerwiepułki jazdy; nim do jakiejkolwiek sprawy przyszli, nim piechotazdołała dzidy tylnymi końcami w ziemię zasadzić, by je nadstawićnieprzyjacielowi, wpadła chorągiew laudańska jak duch śmierci,w sam środek szyków; za nią druga, trzecia, czwarta, piąta, szósta.Dopieroż rozpoczął się dzień sądu! Dymy strzałów muszkietowychprzykryły, jakoby chmurą, całą bitwę, a w tej chmurze huk, wrzenie,nadludzkie głosy rozpaczy, krzyki tryumfu, przerazliwe dzwiękanieżelaza, jakby w kuzni piekielnej, grzechotanie muszkietów; czasembłysnął proporzec i zapadł w dymy, czasem złota szpica chorągwipułkowej, i znów nic nie widziałeś, jeno łoskot rozlegał się corazstraszliwszy, jakoby ziemia zarwała się nagle pod rzeką i jakoby wodyjej spadały w przepaść niezgłębioną.Wtem z boku nowe zabrzmiaływrzaski: to Wąsowicz przeszedł most i szedł w bok nieprzyjaciela.Wówczas niedługo już trwała bitwa.Z owej chmury poczęły sięwysuwać i biec ku lasowi potężne kupy ludzkie, bezładne, obłąkane,bez czapek, hełmów, bez broni.Za nimi lunął wkrótce cały potokludzki w najokropniejszym zwichrzeniu.Artyleria, piechota, jazda,pomieszane ze sobą, uciekały ku lasowi, oślepłe z trwogi i przeraże-nia.Niektórzy żołnierze krzyczeli wniebogłosy, niektórzy uciekaliw milczeniu, osłaniając głowy rękoma, inni w biegu zrzucali odzież,inni zatrzymywali biegnących naprzód, padali sami, tratowali sięwzajemnie, a tuż za nimi, nad ich karkami i głowami, pędziła ławajezdzców polskich.Co chwila widziałeś całe ich szeregi, wspinającekonie i rzucające się w największą gęstwę ludzką.Nie bronił się już128Potop t.3nikt, wszyscy szli pod miecz.Trup padał na trupie.Cięto bez wy-tchnienia, bez miłosierdzia, na całej równinie; po brzegach rzeki, kulasowi, jak okiem sięgnął, widziałeś tylko uciekających i goniących:gdzieniegdzie tylko pojedyncze oddziały piechoty dawały bezładnya rozpaczliwy opór, armaty umilkły.Bitwa przestała być bitwą,zmieniła się na rzez.Cała część armii, która biegła ku lasowi, została w pień wyciętą.Dotarły doń tylko nieliczne szwadrony rajtarii, za którymi wpadływ gęstwinę lekkie chorągwie.Lecz w lesie czekali już na owych niedobitków chłopi, którzy naodgłos bitwy zlecieli się ze wszystkich wsi okolicznych.Najstraszliwsza pogoń trwała jednak na drodze warszawskiej,którą uciekały główne siły szwedzkie.Młodszy margrabia Adolf podwakroć usiłował tam osłonić ucieczkę, lecz po dwakroć rozbity,sam wreszcie wpadł w niewolę.Oddział przybocznej jego piechoty francuskiej, złożony z czte-rystu ludzi, rzucił broń, trzy tysiące wyborowego żołnierza, musz-kieterów i jazdy, uciekało aż do Mniszewa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]