[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego ją?To pytanie na razie pozostało bez odpowiedzi.Tak zostałoby pewnie na stałe, gdybyAmarelis nie pojawiła się nagle wśród kobiet, które podczas postojów przynosiły plemiennejstarszyznie posiłki i napoje.Wtedy Ksin dowiedział się, jak ta dziewczyna ma na imię ispostrzegł, że ona też przygląda się jemu.Było dosyć bieżących, ważnych spraw, by sięakurat nad tym nie zastanawiać.Kotołak był jednak wystarczająco spostrzegawczy żebydostrzec, że spośród jego, Hamnisza, Voreza, Saro, Ampakera oraz innych plemiennychprzywódców, Amarelis najczęściej podchodzi właśnie do niego.Co więcej, Ksin zauważyłteż, iż pozostali starcy też to dostrzegli i wymieniają porozumiewawcze spojrzenia w chwili,kiedy Amarelis podawała mu kubek czy misę z jedzeniem.To wszystko zaszło zupełniemimochodem, bez jednego nawet słowa czy zamysłu ze strony kotołaka.Ta dziewczyna poprostu zaczęła być zawsze gdzieś obok, a Ksin to widział i chciał ją widzieć.Fakt, że patrzenie na Amarelis wyklucza myślenie o Hanti uświadomił mu dopieroAmpeker.W pewnej chwili, kiedy Ksin kolejny raz, bezwiednie, przyglądał się krzątaniniedziewczyny, starzec stanął obok niego. Amarelis ma siedemnaście lat i jest dziewicą szukającą męża oznajmił Ampeker. Tak. Ksin spojrzał na niego z roztargnieniem. Ty jesteś naszym wodzem kontynuował starzec z wielkim spokojem. Nasiwojownicy, gdy rozkażesz, oddają ci swoją krew i życie.Czy sądzisz, że któraś z naszychkobiet mogłaby odmówić ci swojego ciała? Nie myślałem o tym. odparł zmieszany kotołak. Ja też mniemałem, że zbyt pochłonięty rozdzielaniem śmierci nie myślałeś o sprawachżycia i dlatego uznałem, iż powinienem ci to powiedzieć Ampeker skłonił się z godnością iodszedł.Zdziwiony Ksin patrzył za nim chwilę, po czym odwrócił się znów ku Amarelis i tymrazem zobaczył w niej kobietę o dorodnych kształtach: ani zbyt krągłą, ani zbyt szczupłą, wsam raz taką, na której piersiach i biodrach chciałoby się położyć dłonie.I jednocześnie przedoczami stanęła mu twarz Hanti.Oszołomiony odwrócił się i natychmiast odszedł.Jednaknastępnego dnia poprosił dziewczynę, aby zaczęła uczyć go języka koczowników.Ponieważpierwsze lekcje nie mogły odbyć się bez Saro, który nie zamierzał trzymać swoich domysłówdla siebie, wkrótce wszyscy zaczęli uważać Amarelis za kobietę Ksina, traktując rzecz jakozupełnie oczywistą.Kolejny raz w tej kwestii sytuacja wyprzedziła wolę i zamiar kotołaka.Tymczasem on usiłował dojść do ładu z własnymi uczuciami.Sprowadzało się to donieustannego porównywania Hanti i Amarelis.Hanti była jego pierwszą kobietą, którąprzeznaczenie złączyło z nim mocno, ale bez jego wyboru.On tylko przyjął dar losu.Natomiast Amarelis została wybrana spośród wielu dziewcząt, równie młodych i urodziwychjak ona.Wybrana? Czy jeszcze nie? Czy dostrzec znaczy wybrać? A może pozostawało tylkopotwierdzić, to co już właściwie się stało? Lecz co? Wszak jeszcze do niczego nie doszło! Ajednak stało się to, że z upodobaniem patrzył na inną kobietę.Młodszą, zazwyczaj nieśmiałouśmiechniętą, ale której oczy spoglądały czasem z taką zuchwałością, że Ksina ogarniałachęć, by przekształcić dłonie w szpony.I wtedy też dawał o sobie znać przerażający czarnycień, leżący gdzieś na dnie świadomości.Wpatrzone w niego dziewczęce oczy nie wiedziećczemu kojarzyły się z pragnieniem ludzkiej krwi.Ale może była to tylko namiętność?Wszak od wielu dni nie miał kobiety.Ksin nie podejmował decyzji.Mijały kolejne dni, Vorez robił swoje, a sprawy biegły pojego myśli.Kotołak nie musiał zatem robić nic i nikt niczego od niego nie oczekiwał.Odczasu do czasu jedynie skinieniem głowy przystawał na drobne propozycje Voreza lubAmpekera i to wystarczało.Podczas podróży barką w dół rzeki kotołak całymi dniami stałoparty o burtę i wpatrywał się w przesuwające się z wolna brzegi.Amarelis często stawałaprzy nim i ćwiczyli wymowę kolejnych słów.Nie pamiętał, kiedy ich dłonie pierwszy raz sięzetknęły.Po prostu tak bywało: stali obok siebie i Ksin nie robił nic, by temu zapobiec.Tylkoza którymś razem zobaczył ze zdumieniem, iż dziewczyna opuszkami palców gładzi jegowbite w drewno pazury.Uświadomił sobie, że pod wpływem jej dotyku jego dłońmimowolnie przekształciła się w kocią łapę, a Amarelis, zamiast uciec z krzykiem, zfascynacją bada rezultat przemiany.Pojął wreszcie, że jego dwoiste ciało wykazuje więcejrozsądku niż jego rozum.Chwycił dziewczynę delikatnie lecz mocno kocią łapą za kark iszybko pocałował w usta.Zaskoczona oddała pocałunek, po czym wyrwała się i dopiero terazuciekła.Ksin stał na pokładzie i wpatrywał się w swoją pustą łapę, na której pozostał zapachwłosów Amarelis.Wreszcie schował pazury, przemienił łapę w dłoń, przyłożył ją sobie dotwarzy i głęboko wciągnął woń młodej koczowniczki.Pachniała wiatrem i burzą.* * *Następnego dnia konwój barek dotarł do morskiego portu i zaczęła się przeprowadzka nastatki.Towarzyszące temu zamieszanie całkowicie pochłonęło Ksina.W Tekren okazało się,że wyprawa wojenna Korathosa nie jest zorganizowana tak dobrze, jak się początkowowydawało.Przedsięwzięcie było zbyt ogromne, aby dało się nad nim do końca zapanowaćorganizacyjnie.Blisko tysięczne plemię było tylko jednym z dziesiątek mu podobnychgromad, które zjawiały się w tym portowym mieście i były wyprawiane za ocean.Na początek okazało się, że statki, na które dostali przydział, odpłynęły dzień przed ichprzebyciem do portu.Powiadomienie o tym miejscowej biurokracji i załatwienie nowychzajęło Vorezowi tydzień.Sytuację skomplikowała jeszcze konieczność opuszczenia barek,które musiały być natychmiast odesłane z powrotem w górę rzeki po następny transportnajemników.Ludzie Ampekera, zanim znalazło się dla nich miejsce w portowych barakach,przez trzy dni koczowali na ulicach Tekren, ze wszystkimi związanymi z tym kłopotami zmieszkańcami i strażą miejską.Kiedy wreszcie Vorez załatwił statki, zaokrętowali się na nietylko przypadkiem, bo okazało się, że ten sam transport przydzielono też jakiejś wolnejkompanii, która czekała już od miesiąca.Koczownicy zjawili się na miejscu jako pierwsi itylko dzięki temu zdołali ostatecznie wejść na pokłady.Zanim się to stało, na nabrzeżu omalnie doszło do bitwy.Jednak najgorsze ze wszystkiego było to, że dla przybyłych zabrakło obiecanej żywności.Dostali mniej niż jedną czwartą tego, co potrzebowali, zaś od kapitanów powracającychstatków Vorez dowiedział się, iż po drugiej stronie oceanu, w głównym obozie wojskKorathosa, również nie jest dobrze pod tym względem i że sytuacja stale się pogarsza.Takmonstrualnej armii po prostu nie dawało się już wyżywić.Koczownikom nie groził co prawdagłód, mieli dość złota, by kupić sobie żywność, ale kłopoty z zaopatrzeniem zwiastowałyrychłe rozpoczęcie najazdu na świat Suminoru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]