[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ciekawym przyczynkiem do wiejskiego obyczaju byłaniebotyczna awantura zrobiona naszemu gospodarzowi przezjego siostrę o to, \e w niedzielę po mszy wypił z kolegami pół126litra pod murem okalającym kościół.Podkreślam: nie o to miałapretensję, \e pił, tylko o to, gdzie to robił.Praktyka ta nauczyła mnie więcej ni\ wszystkie pózniej-sze razem wzięte.Dzięki niej potrafiłem w ciągu jednego dniazelektryfikować letniskowy domek rodziców mego szkolnegoprzyjaciela Tadeusza Wróblewskiego.Po skończeniu praktykikierownictwo brygady zaproponowało nam samodzielną pracęprzy elektryfikacji następnych wsi, do końca wakacji lub dłu\ej,na takich samych warunkach, na jakich zatrudniani byli ichbardzo dobrze zarabiający robotnicy.To było kuszące, ale ka\-dy z nas miał ju\ jakieś plany i nikt propozycji nie przyjął.Namnie czekał miesięczny obóz szermierczy w zakopiańskimośrodku olimpijskim.Nie wszyscy jednak trafili na tak sympatyczną praktykę.Kilka naszych kole\anek trafiło na jakąś warszawską budowę.Tam murarze u\ywali tak rynsztokowego języka, \e oburzonedziewczyny zaprotestowały przeciw temu u kierownika budo-wy.Ten powiedział, \e zrobi z tym porządek.Następnego dniapodczas odprawy załogi przed rozpoczęciem pracy, w obecno-ści dziewcząt wygłosił mniej więcej taki tekst: Czy wy, tacy nie tacy nie \ałował tu skrajnie niecen-zuralnych określeń nie widzicie, \e pracują z nami kobiety?Jak będziecie w ich obecności u\ywać takich wyra\eń, jak tupadła litania zabronionych przekleństw to ja wam, takim nietakim łachudrom od k.nędzy, nogi z d.powyrywam.Chyba pomogło.W ka\dym razie panie przestały sięskar\yć na niewłaściwy język robotników.Po drugim roku studiów trafiłem na praktykę do Zakła-dów A1 w na Grochowie w Warszawie.Była to pierwsza pol-ska Fabryka Aparatów Elektrycznych zało\ona w 1918 r przezin\.Kazimierza Szpotańskiego.Wielu pózniejszych profesorówWydziału Elektrycznego Politechniki Warszawskiej i nie tylkowarszawskiej, w tej właśnie fabryce zdobywało zawodowekwalifikacje.Szpotański był nie tylko świetnym menad\erem,ale te\ wielkim patriotą.Uwa\ał, \e polski przemysł elektro-127techniczny nie powinien być w najmniejszym stopniu uzale\-niony od zagranicy i w związku z tym produkował wszystko, codla tego przemysłu było potrzebne, nawet jeśli produkcja nie-których urządzeń nie przynosiła mu zysku.Dbał o robotników.Przy fabryce działał \łobek, przedszkole, stołówka.Podczaspraktyki miałem okazję rozmawiać o tym z robotnikami, którzypracowali tam przed wojną wszyscy nie mieli słów uznaniadla Szpotańskiego.Po wojnie, przewidując bieg wydarzeń,Szpotański nie czekał na nacjonalizację, lecz przekazał fabrykępaństwu.Dzięki temu mógł nią jeszcze jakiś czas kierować jakojej dyrektor i mieszkać w rodzinnym domu znajdującym się naprzyfabrycznym terenie.Wkrótce jednak zwolniono go z pracyi wyrzucono z jego własnego domu.Fabryka pracowała nadal, aasortyment jej wyrobów był wcią\ szeroki.Oprócz typowychurządzeń elektrycznych produkowano tam nawet suwaki loga-rytmiczne oraz mosię\ne łuski do pocisków artyleryjskich, oczym przekonałem się zabłądziwszy niechcący do niezbyt sta-rannie izolowanego działu.Dziś ta fabryka oraz jej filia w Mię-dzylesiu została sprywatyzowana.Z perspektywy czasu tadarowizna była chyba błędem, bo w III Rzeczypospolitej jegospadkobiercy nie mogli odzyskać tego, co zostało darowane, anie odebrane.W zakładach A1 oprócz podstawowych umiejęt-ności obsługi tokarki jednak niewiele się nauczyłem.Po trzecim roku były dwie praktyki.Pierwsza, którą od-byłem w warszawskiej Elektrociepłowni śerań, była komplet-nym nieporozumieniem.Miejscowy opiekun praktykoprowadził nas po terenie, zapoznał z przepisami BHP, a potempowiedział \ebyśmy sami sobie radzili.Zatem meldowaliśmysię codziennie, w bramie wejściowej starannie sprawdzano namprzepustki i po podpisaniu listy obecności wędrowaliśmywzdłu\ płotu odgradzającego teren elektrowni od ulicy a\ domiejsca, w którym płot się kończył.Tam wychodziliśmy nazewnątrz i zdą\ając do pętli tramwajowej mijaliśmy kolegów,którzy nieco spóznieni właśnie wysiedli z tramwaju i spieszyli praktykować.128Druga praktyka we wrocławskiej fabryce maszyn M5 te\nie była udana.Zyskaliśmy pewien zasób wiedzy pracując wlaboratorium miernictwa elektrycznego oraz na stacji prób ma-szyn i na tym się skończyło.Ponadto w pewnej chwili usiłowa-no nas wyrzucić z miejsca naszego zakwaterowania w jakiejśszkole, gdzie rozpoczynał się wakacyjny remont, a nasz fa-bryczny opiekun nie umiał nam pomóc.Podejrzewaliśmy, \enie chciał i odgrywał się w ten sposób za kpiny z jego usiłowańpodrywania naszej kole\anki O swoje miejsce do spania musie-liśmy walczyć sami.Spowodowało to konflikt, a jego wynikiembył brak podpisu opiekuna w dzienniczkach praktyk.Dziekan,prof.Władysław Latek, po wysłuchaniu naszych wyjaśnieńpraktykę nam zaliczył, ale udzielił nam ustnej nagany.Zmiesz-nie to wyglądało, bo ściskając ka\demu dłoń mówił: Udzielam Panu nagany!Praktyka we Wrocławiu miała te\ swoje uroki w postacitamtejszej opery o bogatym repertuarze.W czasie miesięcznegopobytu obejrzeliśmy kilkanaście spektakli.Kupowaliśmy naj-tańsze bilety na krzesła czwartego piętra, ale często wykorzy-stywaliśmy wolne, lepsze miejsca.Kiedyś trafiło mi się takiewolne miejsce w jednym z pierwszych rzędów na parterze.Obok siedział król cygańskiego taboru obozującego niedalekonaszego miejsca zamieszkania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]