[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wygląda tak, jakby go właśnie skazano na sześć miesięcy, pomyślała Liz,oddając zdjęcie.- Wygląda pani na bardzo zadowoloną - powiedziała dyplomatycznie.- Kto byłdrużbą?- Nie było go - rzekła Margarita i te słowa mówiły same za siebie.Dodałacierpko: - Jedynym świadkiem był nasz kierowca.On też wziął fotografię.- Nie było tam pani rodziców?- Nie.Tom jasno dał do zrozumienia, że ich nie chce.Oczywiście moja matkabyła bardzo wzburzona.Margarita nie usiadła z powrotem, podeszła do okna i spoglądała narozciągające się po przeciwnej stronie ulicy dachy.Miała na sobie szary wełnianysweter, który podkreślał jej pełną figurę.Była wysoka, uświadomiła sobie Liz, imusiała robić spore zamieszanie w orkiestrowym światku.I nie przestała być piękna,pomyślała Liz, to raczej piękno było teraz przesłonięte przez dręczący ją smutek.- A więc Tom nie dogadywał się z pani rodzicami?- Spotkał ich tylko kilka razy, ale wszystko było w porządku.Martwiłam się,ponieważ sądziłam, że skoro jest arabistą, mój ojciec może go wziąć za antysemitę.Rozumie pani, ojciec stracił podczas wojny całą rodzinę w Polsce i był wyczulony natakie kwestie.- Czy miał rację na temat Toma? Czy jest antysemitą?Margarita zastanawiała się przez chwilę.- Często o tym myślałam.Na pewno Tom nie miał zbyt wiele czasu na Izrael.Powiedział mi kiedyś, że deklaracja Balfoura była zródłem wszelkiego dzisiejszego zła.Jednak sama sympatyzowałam z Palestyńczykami.W przeciwieństwie do tego, comożna przeczytać, wielu Izraelitów tak robi.Nie spieraliśmy się więc o politykę.Niestanowiło to problemu.- A co stanowiło problem? - spytała śmiało Liz.Takie osobiste sondowanie było trochę ryzykowne.Margarita obróciła głowę i spojrzała na Liz, która nagle zaczęła się martwić, żenacisnęła zbyt mocno i zbyt wcześnie.Jednak skrzypaczka odpowiedziała na jejpytanie:- Nigdy mnie nie kochał - rzekła bez śladu użalania się nad sobą.Liz nie chciałanawet myśleć, ile bólu musiała ścierpieć Margarita, zanim była w stanie mówić o tymtak beznamiętnie.- Na początku był czarujący.Zrelaksowany, zabawny, ironiczny.Ale teraz zdajęsobie sprawę, że nigdy nie chodziło tak naprawdę o mnie.Czy to ma sens?Popatrzyła tak błagalnie na Liz, że ta poczuła się zmuszona skinąć z sympatiągłową.W przerwanych zalotach, jakie Tom kierował w jej stronę, Liz wyczuła coś z tejmieszanki uroku i niezwykłego skupienia na własnej osobie.Dzięki Bogu, żezachowałam dystans, pomyślała.Starając się zachować samokontrolę, Margarita powiedziała:- Przez jakiś czas myślałam, że mnie kochał.- Po chwili dodała ze smutkiem: -Pewnie dlatego, że tak bardzo tego pragnęłam.Ale nie kochał.Wskazała na stojącą na stoliku fotografię ślubną i milczała.Liz byłaprzekonana, że Margarita nigdy dotąd nie rozmawiała o tym w ten sposób, nawet znajbliższymi przyjaciółmi, jeśli w ogóle takowych miała.Wydawała się zbyt dumna,zbyt poważna, by się do tego przyznawać.Paradoksalnie, dopiero dzięki komuśobcemu zdołała się otworzyć.Margarita potrząsnęła z żalem głową.- Jeśli chce pani wiedzieć, co poszło nie tak w naszym małżeństwie, muszępowiedzieć, że nic się tak naprawdę nie zmieniło.Myślałam, że owszem, Tom wpewnym stopniu jest zimny jak ryba, ale musi coś czuć, inaczej dlaczego chciałby sięze mną ożenić? Ale pózniej zaczęło mi się wydawać, jakby mnie wybrał, a potempostanowił zrezygnować z tego wyboru.To tak, jakby zwracać do sklepu sukienkę,która nie pasuje.- Napiętym, zbolałym z emocji głosem dodała: - Nigdy nie było wtym miłości.- A czy w ogóle kogokolwiek kochał?- Swego ojca - odparła bez wahania.- Chodzi mi oczywiście o jego prawdziwegoojca.I to tylko dlatego, że nigdy go tak naprawdę nie znał.- Czy Tom mówił o swoim ojcu? - w tle słychać teraz było Zmierć i dziewczynęSchuberta, z melancholijnie i powoli grającą wiolonczelą.- Niemal nigdy.A gdy mówił, nie było to o jego ojcu, co raczej o ludziach,którzy go zniszczyli.Właśnie tego słowa Tom zawsze używał: Zniszczyli.- Kim byli ci ludzie?Margarita uśmiechnęła się gorzko.- Może pani pytać.Ja też pytałam, ale mi nie odpowiadał.- Wie pani, w pracy Tom był zupełnie pozbawiony emocji, bardzo siękontrolował - rzekła Liz.- Większość z nas jest taka, tak trzeba w naszym fachu.Emocje po prostu przeszkadzają.Ale musiał podchodzić z uczuciem do czegoś.- Ma pani na myśli coś innego niż jego ojciec? - odparła Margarita, odwracającsię od Liz i spoglądając na fotografię na stoliku.- Nie miałam na myśli tego, co tak bardzo kochał, a raczej to, czego nie kochał.Czy coś wzbudzało w nim gniew?- Nigdy nie okazywał gniewu - powiedziała rzeczowo Margarita, dodając zżalem: - Byłoby lepiej, gdyby okazywał.Margarita znów usiadła.- Nienawidził szkoły - rzekła - ale czyż nie każdy tak ma? - Zaśmiała się lekko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]