[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Racja.Skąd mamy wiedzieć, że ten brylant nie pochodzi z kradzieży? - spytał drugi z gra-czy.- Ech, co za różnica? Mnie interesuje raczej to, dlaczego nie chce go zatrzymać dla siebie? -Czwartym graczem była kobieta, zapewne kurtyzana, sądząc po głębokim dekolcie i zaplecionychw dwa rogi włosach.Paul nadstawił ucha z nadzieją, że rozpozna jej głos.Być może spotkał jąkiedyś, choćby u Constanzy.Jednak głos kobiety był cichy i na tyle przytłumiony, że niewielemógł powiedzieć.Założył jednak, że jej nie zna, podobnie jak pozostałych dwóch graczy.- Co? Zuanne Memmo miałby zatrzymać brylant? - rzucił niemal z oburzeniem starszymężczyzna z sygnetem.- A co ktoś taki miałby z nim robić? Jego nie interesuje piękno, tylko pie-niądze.- Ten brylant jest wart majątek! - Zza maski głos kurtyzany brzmiał słabo, jakby z trudemoddychała w tym zamkniętym pomieszczeniu, w którym paliło się tyle świec.- I cóż by z nim robił nasz cavaliere? - burknął starszy arystokrata.- Ten kamień sam w so-bie nie przedstawia dlań żadnej wartości.- Zaśmiał się ponuro.- Właśnie na tym polega cała spra-wa, pani.Ten klejnot wart jest wszystko lub nic.- Chcesz powiedzieć, panie, że jest bezwartościowy? - Młodzieniec rozparł się na krześle iwyciągnął nogi do przodu.- Zresztą wszystko mi jedno - dodał odważnie.- Chodzi mi o samą grę,a nie jakieś szkiełko.RLTPaul poczuł, jak tamten uderza miarowo pod stołem jedną nogą w drugą.Nie był więc takniefrasobliwy, na jakiego pozował.Aatwo się było domyślić, że gra narzuconą sobie rolę, ale taknaprawdę jest zdenerwowany i gotowy do walki.Z całą pewnością będzie popełniał błędy.- Nie, wręcz przeciwnie.Jest bezcenny - odparł chłodno pierwszy z graczy.- Co znaczy, pani, że jest wart tyle, ile ktoś zechce za niego zapłacić.Ponieważ nie ma naniego ceny - odezwał się mężczyzna, który siedział po lewej stronie Paula.Sądząc po jego niewy-szukanym stroju i lekkim akcencie, podobnie jak on zajmował się handlem.Kupiec zwrócił się uprzejmie do siedzącej po jego lewej stronie kurtyzany.- Słyszałem, że cavaliere próbował sprzedać ten brylant, ale nie znalazł nabywcy.- A ja słyszałem, że chce się go szybko pozbyć.- Młodzieniec poruszył się niespokojnie naswoim miejscu.- Obawia się, że Rada dowie się o jego ridotto i zechce je zamknąć.W Wenecjitrudno utrzymać jakąkolwiek tajemnicę.Pewnie już wszyscy wiedzą o tym brylancie.Założę się,że Memmo boi się aresztowania i stąd ten pośpiech.- Jaki pośpiech? - mruknął zniecierpliwiony arystokrata.- Ileż jeszcze mamy czekać? Gdziesię podział ten głupiec?Obrócił się w stronę ciężkich zasłon, ale te wisiały nieporuszone.Przy stole znowu zapanowało milczenie.Brylant leżał przed nimi na swoim aksamitnym po-słaniu.Poza Paulem tylko jeden z graczy nie odezwał się do tej pory.Był to ciemnowłosy mężczy-zna w złotej masce.Paul odniósł wrażenie, że jest on bardzo młody, być może nawet młodszy odnerwowego arystokraty.Siedział mniej więcej naprzeciwko Paula, między kurtyzaną a tamtymmłodzieńcem.Teraz, jakby pod wpływem nagłego impulsu, wyciągnął rękę przed siebie i byłbychwycił brylant, gdyby kobieta nie odepchnęła jego dłoni.- Oszalałeś, panie? Nie słyszałeś o klątwie? - syknęła przerażona.- Tego klejnotu może do-tykać wyłącznie jego właściciel.Każdego innego dopadnie sfortuna, wielki pech!- To tylko opowieści starych babek - odezwał się pogardliwie mężczyzna z sygnetem.- Wszyscy je znamy - powiedział kupiec.- Ten kamień przynosi szczęście prawowitemuwłaścicielowi, a na innych ściąga same nieszczęścia.- Wzruszył ramionami.- Ale nie powinna pa-ni słuchać tego, co się mówi na Rialto.- Jego ton wskazywał, że się do niej uśmiechnął.- Ale to jest sfortuna - powtórzyła, lecz opuściła rękę.Paul zauważył, że milkliwy młodzieniec odsunął się od stołu i nie próbował już dotykaćbrylantu.- Proszę, ja się nie boję - odezwał się po raz pierwszy Paul.Sięgnął po brylant, a następnie położył go na otwartej dłoni.RLTTak jak poprzednio poczuł lekkie mrowienie.Kobieta wydała cichy okrzyk.Inni przyglądalimu się uważnie w milczeniu.- Jeśli uwierzymy w te historie, to kto w ogóle odważy się go dotknąć? Kto będzie mógł taknaprawdę uznać się za jego prawowitego właściciela? Czy będzie nim zwycięzca? - Rozejrzał siędookoła.- Wszyscy wiemy, że ktoś musiał przegrać ten brylant, ale co działo się z nim wcześniej?Czy ktoś mu go dał dobrowolnie? Masz rację, panie, to bezcenny klejnot.- Zwrócił się w stronęarystokraty.- Podobno tego rodzaju kamienie rzadko pojawiają się na rynku.Częściej daje się jealbo, co bardziej prawdopodobne, odbiera siłą.Poza tym, czy sądzicie, że Memmo powiedziałbynam prawdę, nawet gdyby ją znał?Brylant na jego dłoni zalśnił dziwnym, niebieskawym światłem.Paul spojrzał na napis, wo-dząc palcem po malutkich arabskich literach.- Tu jest napisane: A'az ma yutlab.Pragnienie mego serca.Przy stole zapadła cisza.- Ha, więc angielski sztywniak potrafi jednak mówić! - zaśmiał się młody arystokrata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]