[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Joe szybko przebiegł raz jeszcze oczyma po kartce, wsunął ją w głąb otworu zbroi iwolno opuścił przyłbicę.Karta zniknęła.Zegarek.Sześć minut.Jeszcze dziewięć.Rozejrzał się. Gdy trzech spojrzy w jednąstronę& Trzech? Zbroje były tylko dwie& Patrzyły w tym samym kierunku, naprzeciwległą ścianę.A gdzie trzecia?&Rozejrzał się.Za oknami komnaty wycie wichru urosło, a grzmot fal wydawał sięgłośniejszy.Trzech?Roześmiał się półgłosem, ale zaraz zmarszczył brwi. Ja jestem trzeci! powiedział głośno.Stanął przed gotycką skrzynią zwrócony w tym samym kierunku, co zbroje.Przedsobą miał przeciwległą ścianę komnaty.Po prawej, na ścianie, stara spływająca ku ziemimakata, dalej, pośrodku, półki z księgami, na lewo wielki kominek.Nie, cokolwiek było tym upragnionym nie mogło być ukryte w żadnej z ksiąg.Byłoich tu ponad sto.Decydowałoby tylko szczęście, a gdyby ktoś go nie miał, kilka minutnie mogłoby wystarczyć&Podszedł do kominka.Odwrócił się.Zbroje zdawały się spoglądać ku niemu.Pochyliłsię i zajrzał, światło lamp padało w głąb.Pochylił się jeszcze niżej i przyjrzał misternieułożonym szczapom drzewa, pózniej przeniósł spojrzenie na unoszący się w powietrzu,czarny, żelazny garnek.Powoli wyciągnął rękę i wsunął ją do garnka.Nie sięgnął dna, więc zbliżył się jeszczebardziej.Dotknął czegoś palcami.Kawałek żelaza.Klucz i gruba karta.Połączonedrucikiem.Wyciągnął dłoń trzymając dwoma palcami krawędz karty. Trzech znów spojrzy w jedną stronęI dzieło będzie spełnione!(Powracając, włóż mnie wraz z kluczem tam skąd nas wziąłeś!)Trzymając w ręce klucz i kartkę zawrócił i ponownie stanął przed skrzynią, zwróconyku przeciwległej ścianie.Portret? Półki z księgami? Tajne przejście? Ale nie sięgałyziemi&Ruszył ku makacie pod oknem.Nie była szeroka i dostrzegł, że u góry ma przyszyte wrównych odstępach małe, drewniane pierścienie, wiszące na gwozdziach wbitych wścianę.Trzymając w prawej ręce klucz z uczepioną kartką, Joe lewą dotknął powierzchnimakaty.Ustąpiła lekko.Za nią znajdowała się próżnia.Nie była przybita, a jedynie obciążonau dołu czymś ciężkim, wszytym w materiał, ołowianymi albo żelaznymi kulkami.Dlatego była tak naprężona i mogła maskować to, co się za nią znajdowało.Spojrzał na zegarek.Osiem minut.Ostrożnie uchylił makatę.Poddała się.Za nią były wąskie drzwi z poczerniałego odstarości dębu.Alex wsunął w zamek klucz, który obrócił się niespodziewanie łatwo i niemalbezgłośnie.Nacisnął klamkę i wszedł.XVI BD CZEKAAA& Choć nie zamknął drzwi, ciężka makata opadła za jego plecami i znalazł się wpółmroku.Przed nim wąska smuga światła przecinała ciemność, opadając spodniewidocznego stropu.Zmrużył oczy i wyszedł.Blask padał spoza zasłon ogromnego łoża zwieńczonego wgórze baldachimem.Spływały spod niego fałdy ciężkiej materii, których barwy niemożna było dostrzec, gdyż światło znajdowało się wewnątrz.Zbliżył się.Boczna kotara w miejscu, gdzie łoże niemal stykało się ze ścianą, byłaodsunięta.Stał tam mały stolik, a na nim świeca, której nikły, chwiejny blask oświetlałpowierzchnię łoża, purpurową kapę wyszywaną w złote kwiaty i&Joe wciągnął głęboko powietrze i jednym ruchem odsunął zasłonę.Stał teraz wnogach łoża, a przed nim z zamkniętymi oczami i rękami złożonymi pobożnie napiersiach leżała Grace Mapleton.Alex stał nie mogąc się poruszyć.Nie patrzył na twarz leżącej, lecz na jej białą suknięi czerwoną, krwistą plamę tuż pod złożonymi dłońmi.W poprzek kolan dziewczyny leżał, porzucony ogromny, obosieczny miecz.Blaskświecy pełzał łagodnie po jego lśniącej powierzchni, lecz załamywał się na ostrzu,którego koniec był ciemniejszy, pokryty lepką czerwienią.Joe ożył.Uniósł rękę, chcąc dotknąć czoła leżącej. Czy przestraszyłam pana?Grace Mapleton otworzyła oczy, uśmiechnęła się i usiadła, poruszyła nogą i mieczzsunął się ciężko na powierzchnię kapy.pózniej sięgnęła ku stolikowi, na którym płonęłaświeca.Uniosła kartkę papieru i zegarek. Jest pan tu już od czterdziestu sekund& od chwili, kiedy przekręcił pan klucz wzamku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]