[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pózniej zaproponowałem sobie grę w dupniaka, po czymstwierdziłem, że już kompletnie mi odbiło i najlepiej będzie, jak pójdę spać.Ranek sprawił, że poszły w zapomnienie wczorajsze durne zabawy, ponieważ conowego odwróciło moją uwagę.W dół rzeki płynął ogromny pływający dzwig.Dopiero gdy się nieco zbliżył,zauważyłem przycumowany do jego boku mały holownik, który wyglądał przy tym losiejak doczepiona szalupa.Konwój znajdował się już całkiem blisko, lecz cały as płynąłśrodkiem rzeki.Zwątpiłem więc już, że płynie do mnie.Lecz po chwili rozległ się piskliwygłos syreny i olbrzym skierował się pod ostrym kątem do brzegu.Skąd komendant wytrzasnął to cudo? Ile to będzie wszystko kosztowało? ONZ jestbogata, a i Rosja na pewno chce na tym zarobić.- zakotłowało mi się w głowie.Po chwili zaczęło się już cumowanie.Z tyłu dzwigu wyrzucono dwie duże kotwice,które przytrzymały kolosa i sprawiły, że nie dryfował już z prądem rzeki.Ponieważ dzwigmiał duże zanurzenie, nie mógł podpłynąć pod sam brzeg.Spuszczono więc szalupę, naktórą załadowano inną kotwicę i przewieziono ją na ląd.Powtórzono tę czynność z przoduurządzenia, napięto liny i już stał zacumowany przy brzegu.- Niech kierownik ekspedycji pokwituje - krzyknął jeden z ludzi stojących napokładzie dzwigu.Wsiadłem do łodzi i po chwili stałem już wśród marynarzy holownika.- To jest dzwigowy - powiedział kapitan.- Zostanie z wami tak długo, dopóki niezaładuje was na jakąś jednostkę płynącą w górę rzeki.My musimy natychmiast wracać zpowrotem.- Proszę tu pokwitować przybycie dzwigu - powiedział, podsuwając mi jakiśdokument przełożony kilka razy kalką.Jedna kopia dla ONZ - pomyślałem i drżącą ręką podpisałem fakturę.Stojący zeszlina pokład holownika, który niezwłocznie odbił i popłynął z powrotem w górę rzeki.Na pokładzie zostaliśmy we dwóch, czyli dzwigowy i ja.- Siergiej - przedstawił się operator tego kolosa.Był rodowitym Jakutem i zwyglądu liczył sobie grubo ponad pięćdziesiątkę.Widać było, że jest pogodnymczłowiekiem, gdyż cały czas chodził uśmiechnięty.Ubrany był w stare ubranie wojskowe, anogi jego zdobiły podwinięte gumowce.Siergiej mówił dobrze po rosyjsku, co nie byłojednak dowodem, że był wykształcony, świadczyło jednak, że dotychczasowe życie spędziłnie tylko w Bułunie, ale i bywał w dalekim świecie.- Chodz, pokażę ci to cacko - zaproponował i zaczął objaśniać funkcjeposzczególnych urządzeń na pokładzie.Zauważyłem, że dzwig jest nowy, gdyż wszystko pokryte było jeszcze świeżą farbą, aróżne przekładnie dodatkowo grubą warstwą konserwującego smaru.Zeszliśmy podpokład.Znajdowała się tam maszynownia, mała kuchnia, pomieszczenia dla załogi i byłanawet toaleta.Wszystko pachniało jeszcze nowością Po ogólnych oględzinach wsiedliśmydo szalupy, którą przepłynęliśmy dziesięciometrowy odcinek pomiędzy dzwigiem a lądem.Poczęstowałem gościa herbatą i w skrócie opowiedziałem podróż i niektóre przygody,omijając oczywiście prawdokłamstwa, które sprzedałem komendantowi.Dzwigowynatomiast barwnie opisał akcję przeprowadzoną przez zarząd kołchozu, nadmieniając, żemilicja przyjechała po niego w nocy i miał już najgorsze przeczucia.Pózniej rozgadał sięna dobre i w końcu tylko on mówił.Zasypywał mnie informacjami, których słuchałemobojętnie, pózniej jednak z uwagą, a następnie już z obawami.Okazało się bowiem, że owszem, on jest dzwigowym, ale dotychczas obsługiwałtylko dzwigi samochodowe.O takich dzwigach jak ten stojący na wodzie, uczył się nakursie w Jakucku przed dwoma laty.Sporo zapomniał.To, co stoi na wodzie przed nami,to najnowszy nabytek kołchozu - jest dopiero od miesiąca.Nie, nie próbował go nawet, ponieważ dzwigu nie było w Bułunie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]