[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeremiasz zapewnia jej zbrojne ramię, jego Czwórka jest idealna dotego: Szybkość, Odnajdywanie, Zwinność, Miecz.Uniosła dłoń w górę.Potrzebowała chwili na zastanowienie.JejEdukacja nigdy nie obejmowała wiedzy z zakresu Znaków i tego, coze sobą niosły.Wychowawcy bardzo niechętnie tłumaczyli to, coRządzeni Spadkobiercy nosili na ciele.Opowiadali im tyle, ilemusieli, aby odpowiednio ostrzyć przyszłą broń dla światłychRządzących ze Zgromadzeń.Lea skrzywiła się na samowspomnienie. Za dużo? Chłodna dłoń Szymona znalazła się nieoczekiwaniena jej czole. Dobrze, gorączka nie wróciła. Dłoń zniknęła, a onaprawie zakwiliła, niezadowolona.Wez się w garść, kobieto!Czas się skupić na najprostszych sprawach, inaczej nie miałaszans pojąć tych bardziej skomplikowanych.Od podstaw w górę.Pokolei. Czy wy nosicie inne Znaki od nas? I tak, i nie.Pewne Znaki są charakterystyczne dla Rządzącychi Rządzonych.Jednym spośród twoich trzech Znaków jest Zmiana,zatem Przywiązać cię tak naprawdę, tak prawdziwie może tylkoktoś, kto posiada Znak Kontroli.One są ze sobą związane,uzupełniają się.Zgromadzenie by powiedziało, że każda z grup nosiróżne Znaki, a osobnika ze Zmianą może Przywiązać każdy, ktotylko go do tego przekona.Ich definicja przekonania wiąże sięz użyciem środków przymusu, jak pewnie wiesz. Szymon wygiąłwargi zdegustowany. Bez Kontroli można Przywiązać kogośtakiego jak ty, ale to się zwykle bardzo zle kończy dlaPrzywiązującego.Szybko traci kontrolę nad sobą i poddaje sięzwierzęcym instynktom bestii, w którą zmienia się Przywiązany doniego Rządzony.Chociaż sam zmieniający się nie pozostaje podwpływami owych instynktów. Wzruszył ramionami.O.To było ciekawe.Kontrola dla zwierzaczka, tak? Powinna sięzezłościć, ale nie miała siły.Na wszystkie moce, robiła się corazbardziej zmęczona tą rozmową.Tai chi nadal nie wchodziło w grę.Pomimo wszelkich starań ze strony Szymona wciąż była osłabiona.Przymknęła oczy i oparła się wygodnie o poduszki.Może gdyby sięzgodziła na to całe leczenie, szybciej stanęłaby na nogi? Musiałabyć bardzo, bardzo zmęczona, skoro zaczęła to rozważać. Widzisz? Jesteś wciąż za słaba, głupolu.W tym staniepowinnaś jeszcze leżeć co najmniej miesiąc.Na wszystkie mocetego wszechświata, gdybyś tylko pozwoliła mi się wyleczyć& To mnie wylecz! Mam dość! przerwała mu gwałtownie, corazbardziej zmęczona swoim stanem.Kiedy otworzyła powieki, zauważyła, że wpatruje się w nią parazaskoczonych, ciemnych jak dno otchłani oczu.Zciągnęła brwi.Noprzecież sam chciał. Jesteś pewna? Głos Szymona był dziwnie ostrożny. Tak, jestem.Mam dość.Noga, bok, ramię, wszystko mnie boli!Ile można?!Westchnęła cicho, wyczerpana tym wszystkim.%7łycie było takiecudowne, dopóki Babka nie obwieściła wszystkim, że Daniela maZnaki.Pięć! Cudownie.Od tej pory życie Lei z każdym dniem corazbardziej stawało na głowie.Nie, nie była rozżalona, że w tym jejwywróconym życiorysie pojawił się Szymon, wręcz przeciwnie,wydawał się być jedynym światłem w ciemnym tunelu ciągłychwalk.Chciała móc się cieszyć, przestać martwić, że została JejWysokością Panią Mielonką. Dobrze.Muszę przygotować parę rzeczy.To chwilę zajmie.Obiecaj, że się nie wycofasz. Nie wycofam.Chcę się móc ruszyć, bez ciągłego byciazmęczoną& Daj mi chwilę.Sypialnię oświetlały teraz jedynie świece, nic poza nimi nie miałoprawa wedrzeć się do pokoju dlaczego, nie miała pojęcia.Najwyrazniej taki był wymóg tego całego uleczania, które miał naniej wykonać& jakkolwiek miało ono przebiegać.Dokoła łóżkaSzymon poustawiał miseczki z wodą zmieszaną z najróżniejszymiziołami.Połączone zapachy jaśminu, lawendy, rozmarynu, wanilii,cynamonu i bogowie wiedzieli, czego jeszcze, sprawiły, że wbrewsobie Lea się rozluzniła.Przy pomocy swojego Rycerza Wybawcy pozbyła się piramidypoduszek i ułożyła wygodnie na materacu, otulona miękką,aksamitną pościelą, która w blasku świec nabrała ciepłego,kojącego koloru.Zapach ziół utworzył mgiełkę, w którą jejświadomość zapadała bez najmniejszego sprzeciwu.Ból płynącyz niezagojonych ran wydawał się już tylko dalekim ćmieniem,powoli znikającym za horyzontem.Zamruczała zadowolona.Odpowiedział jej cichy, niski gardłowy śmiech, na któregodzwięk przeszedł ją nieopanowany dreszcz.Nie miała pojęcia, czyto w ogóle możliwe, ale ten jego śmiech zamienił się w jedwabistyszal, który musnął jej umysł, myśli, wytrącając z tego miłego,lepkiego stanu senności, wzbudzając ciepłe, nieopanowanewrażenia.Wrażenia pozostające w harmonii z wędrującymi po cieledreszczami.Zagryzła dolną wargę, aby powstrzymać mruknięcie.Odwróciła głowę w kierunku Szymona i ściągnęła brwi.Miał nasobie jakąś dziwnie skrojoną chabrową szatę, przewiązanąszerokim czarnym pasem.Długie, szerokie rękawy zakrywałydłonie.Zciągnęła brwi jeszcze mocniej, zaskoczona. Yukata? spytała cicho, jej głos miał już w sobie tę rozespanąnutę, poczekałby jeszcze trochę, a na pewno by zasnęła. Dla wygody. Uśmiechnął się do niej czule. Pamiętaj, żeobiecałaś się nie wycofać. Pamiętam wyszeptała cicho, walcząc z wywołaną ziołamisennością.Nie zauważyła, kiedy złapał za kołdrę i odrzucił ją na bok.Chciała zareagować, naprawdę chciała zareagować, najlepiejjakimś odpowiednio zbulwersowanym odgłosem, ale z jakiegośpowodu tego nie zrobiła.Przez pięć dni walczyła, aby nie mógł jejdotknąć ani oglądać w tym opłakanym stanie, a teraz nagleprzestała.Było jej tak dobrze, tak wygodnie.Dzięki ziołomzepchnęła ból gdzieś na skraj percepcji i mogła cieszyć się samąobecnością Szymona.I, na wszystko, co miało moce, chciała się niącieszyć.Jej Wybawca.Szymon.Patrzył jej prosto w oczy, skupiony,z czułym uśmiechem wciąż przyklejonym do warg.Nie byłzagrożeniem, nawet bez magii ziół doskonale o tym wiedziała.Tutaj, przy nim, była bezpieczna.Ręka Lei sama uniosła się, abyprzesunąć palcami po jego ramieniu.Dopiero to odczucie ciepłaskóry kogoś, kto roztoczył nad jej zmaltretowaną osobą opiekę, ktoreagował na najmniejsze oznaki bólu, dopiero ten krótki, delikatnydotyk uświadomił jej, że do tej pory nie dopuszczała nikogo do tego,aby jej dotykał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]