[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymała samochód i wyłączyła światła.Trefle sprawdził teren, ob-chodząc go pieszo.Lady Janet została za kierownicą.Więzień poruszyłsię na tylnym siedzeniu, podciągnął na związanych rękach i spróbowałusiąść.Kobieta dotknęła jego głowy zimną lufą. Nie rób tego.Kątem oka zobaczyła cień Trefle a, wychodzącego zza budynków iwchodzącego do stodoły.Chwilę pózniej wrócił do samochodu. Wjedz do środka.Na światłach postojowych wprowadziła samochód do budynku.Za-czekała, aż Trefle zamknie drzwi, krzywo wiszące na zawiasach, i dopie-ro wtedy włączyła silniejsze światła.Znajdowali się w małej stodole,wypełnionej zapachem wilgoci i porzuconej tak dawno, że siano i słomazmieniły się w pył i błoto.Trefle wywlókł więznia z samochodu.Pojmany miał nieco mniej niżtrzydzieści lat, wyglądał na twardego Polaka czy Czecha jednego ztych, którzy uciekli od komunistów i stwierdzili, że wszystko, co potra-fią, to tylko walczyć.Zamrugał ze złością w świetle reflektorów i z szyb-kością błyskawicy rzucił się do ucieczki.Trefle uderzył go w splot sło-neczny i kiedy mężczyzna zgiął się w pół, lady Janet pomogła powiesićjeńca głową w dół na krokwi.Mężczyzna zwisał kilka stóp nad podłogą stodoły, z oczami na po-ziomie oślepiających świateł samochodu.Twarz mu poczerwieniała, gdynapłynęła do niej krew.Lady Janet uklękła obok niego i przystawiła mupistolet do czoła. Nie zrobimy ci krzywdy, jeśli powiesz nam, gdzie mieliście spo-tkać się z szefem.Nie odpowiedział.Powtórzyła pytanie po francusku.Zrozumiał i splunął jej w twarz. Henri.Odeszła na bok, żeby wytrzeć twarz, kiedy Trefle przyklęknął obokmężczyzny.Wyciągnął nóż.Szkło zalśniło jak diament.Uśmiechnął się,172patrząc mężczyznie w oczy i odwrócił swoją twarz tak, żeby więzieńmógł go lepiej widzieć.Uśmiechał się groteskowo, prezentując ostrą jakbrzytwa klingę. Wiesz, kim jestem? zapytał po francusku.Pytanie zaskoczyło żołnierza i przykuło jego uwagę.Skupił wzrok napokrytej plamami i obrzmiałej twarzy Trefle a, potem na nożu.Raptow-nie otworzył szerzej oczy. Moje nazwisko? spytał Francuz. Henri Trefle wymamrotał żołnierz. Nie słyszę cię.Mężczyzna odchrząknął.Jego twarz była teraz bardzo czerwona.Od-powiedział głośno i wyraznie: Henri Trefle.Najemnik uśmiechnął się ponownie, pochylił bliżej nad twarzą męż-czyzny i przystawił mu ostrze do gardła. Pytam cię jeszcze raz.Gdzie mieliście się spotkać z szefem? Na statku. Jakim statku? Nie wiem.W gardle Francuza zabulgotał mrożący krew w żyłach pomruk.Zaci-snął potężną rękę na karku wiszącego i zaczął przesuwać ostrzem pojego gardle.%7łołnierz wrzasnął. Czekaj, czekaj.Motorówka.Zabiera nas z przystani motorówką. Kiedy? Dziś w nocy.O północy.Przysięgam. Z jakiej przystani? Przy hotelu.Mieliśmy zebrać się na kei o północy. Skąd wiecie, że płyniecie na statek? spytała lady Janet. Dla-czego nie na drugą stronę Kanału albo wzdłuż wybrzeża, albo na jakąśwyspę? Myślę, że on kłamie, Henri. Nie, nie, mówię prawdę.Powiedzieli nam, że będziemy na statku. Dlaczego mieliby zawracać sobie tym głowę? spytała Trefle a. On kłamie. Nie krzyknął więzień. Kazali nam udowodnić, że pływaliśmyna statkach i nie będziemy mieć choroby morskiej. Dokąd płynie statek?173 Proszę. Dokąd? warknął Trefle. Proszę.Ja nie wiem. Henri odezwała się lady Janet. Chodz tutaj.Odeszli w najdalszy kąt stodoły.Urywany, przerażony oddech więz-nia odbijał się echem w wilgotnym wnętrzu.Wyglądało, że Trefle de-nerwuje się, odwracając do niego plecami.Lady Janet obserwowała, jakmężczyzna kołysze się lekko.Miała wrażenie, że słyszy śnieg, uderzającyw cienkie ściany. Jak myślisz, co zrobi reszta?Trefle wzruszył ramionami. Do tej pory domyślili się już, w jaki sposób ich podeszliśmy i żeprawdopodobnie było nas tylko dwoje czy troje.Jeśli obiecano im dużepieniądze, pójdą na nabrzeże wcześniej, przygotują sobie silną pozycję ispróbują wejść na pokład motorówki. Podejmą olbrzymie ryzyko. To najemnicy.Jeśli pieniądze są niezłe, podejmą ryzyko.Ja bymtak zrobił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]