[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Quarry zostawił ich i ruszył dalej.Minutę późniejsiedział naprzeciw Willi ubranej w sztruksowe spodnie iwełnianą bluzkę, które jej przyniósł.– Niczego ci nie brak? – zapytał.– Chciałabym trochę książek – powiedziała Willa.–Nie mam co robić, więc chciałabym poczytać.Quarry uśmiechnął się i otworzył plecak.– Dzieła wybitnych umysłów, co? – Wyciągnął pięćksiążek i podał małej.Uważnie przejrzała tytuły.– Lubisz Jane Austen? – zapytał.Skinęła głową.– Nie jest moją ulubioną autorką, ale czytałam tylkoDumę i uprzedzenie.– To była ulubiona książka mojej córki.– Była?Quarry lekko zesztywniał.– Już nie czyta.– Umarła? – spytała Willa z zuchwałością typową dladziecka.– Niektórzy tak by to nazwali.– Wskazał inneksiążki.– Wiem, że jesteś bystra, więc nie przyniosłem cipierdół, które pewnie i tak zaliczyłaś.Powiedz mi, colubisz, a czego nie.Mam dużą bibliotekę.Willa odłożyła książki i spojrzała na niego uważnie.– Mogę dostać papier i długopis? Lubię pisać.Miałabym zająć czymś umysł.– Zgoda, nie ma problemu.– Rozmawiałeś z moimi rodzicami? Powiedziałeś, żeto zrobisz.– Tak, przesłałem im wiadomość.Napisałem, że nicci nie jest.– Zabijesz mnie?Quarry wzdrygnął się, jakby otrzymał nieoczekiwanycios.Zresztą może i tak było.Po chwili odzyskał mowę.– Skąd ci to przyszło do głowy?–Czasamiporywaczeniewypuszczająuprowadzonych osób, tylko je zabijają.– Nie odrywała odniego wielkich oczu.Nie zamierzała zrezygnować zuzyskania odpowiedzi.Quarry potarł szczękę zniszczoną, pokrytą odciskamidłonią, a później spojrzał na swoje łapsko, jakby widziałje pierwszy raz.Ta sama dłoń zakończyła żywot Kurta,więc może pytanie dziewczynki nie było pozbawionesensu.W końcu jestem mordercą, pomyślał.– Doceniam, że zadałaś to pytanie.Rozumiem, skądsię wzięło, ale gdybym planował cię zabić, mógłbymprzecież skłamać i powiedzieć, że nie mam takiegozamiaru.Czy to ważne, co powiem?Była przygotowana na ten pojedynek na argumenty.– Gdybyś powiedział, że zamierzasz mnie zabić,pewnie byłoby to prawdą, bo czemu miałbyś kłamać wtakiej sprawie?– Do licha, założę się, że ludzie uważają cię zaprzemądrzałą, prawda?Dolna warga Willi lekko zadrżała, gdy z Einsteinazamieniła się w przerażoną dziewczynkę.– Chcę wrócić do domu.Chcę zobaczyć mamę i tatę,brata i siostrę.Nie zrobiłam nic złego.– W jej oczachbłysnęły łzy.– Nie zrobiłam nic złego, nie rozumiem,czemu mi to robisz! Po prostu nie rozumiem!Quarry spuścił wzrok, nie potrafiąc spojrzeć wwielkie zapłakane i pełne przerażenia oczy.– Nie chodziło mi o ciebie, Willo.Naprawdę.Widzisz.nie można było inaczej tego zrobić.Przeanalizowałem różne sposoby i tylko ten miał sens.Nie miałem wyboru.Nie mam nic innego w zanadrzu.– Na kogo jesteś wściekły? Komu chcesz odpłacić?Wstał.– Daj mi znać, jeśli będziesz chciała więcej książek.Uciekł z pokoju, zostawiając płaczącą Willę.Nigdynie czuł się bardziej zawstydzony.Kilka minut później spoglądał na Diane Wohlsiedzącą w kucki w drugim końcu celi.Jej też powinienbył współczuć, ale nie czuł niczego.Willa była dzieckiem.Nie miała możliwości dokonywania własnych wyborów.Ipopełniania własnych błędów.Wohl miała jedno i drugie.– Mogę cię o coś spytać? – wybełkotała drżącymgłosem.Quarry siedział przy małym stole na środku pokoju.– Wal śmiało – powiedział, choć nadal myślał oWilli.– Mogę zadzwonić do matki z komórki? Powiedzieć,że nic mi nie jest?– To niemożliwe.Podaj mi adres.Podsunął jej ołówek i papier.Zmarszczyła brwi,zapisując numer i oddając mu kartkę.– Czemu pobrałeś mi krew? – zapytała.– Była mi potrzebna.– Co?Quarry rozejrzał się dookoła.Nie był to pokój wluksusowym hotelu, ale Quarry'emu zdarzało siękwaterować w gorszych warunkach.Starał się, by wpomieszczeniu było wszystko, czego może potrzebowaćkobieta.Nie jestem zły, powiedział sobie.Gdyby zaczął takmyśleć, może by nawet w to uwierzył.– Mogę cię o coś spytać?Wydawała się zdumiona, ale skinęła głową.– Masz dzieci?– Co? Nie, nigdy nie miałam.Czemu zapytałeś?– Tak sobie.Przysunęła się bliżej.Podobnie jak Willa przebrałasię w czyste ubranie.Quarry przyniósł jej rzeczy, którekupiła u Talbota.Ładnie leżały.– Wypuścisz mnie?– To zależy.– Od czego?– Od rozwoju sytuacji.Mogę ci tylko powiedzieć, żez natury nie mam skłonności do przemocy, ale nie umiemprzepowiadać przyszłości.Usiadła przy stole naprzeciw niego i splotła dłonie.– Nie przychodzi mi do głowy żadna rzecz, którązasłużyłabym sobie na to, co mi zrobiłeś.Nie wiemnawet, kim jesteś.Czym zawiniłam? Co, u licha,zrobiłam, żeby na to zasłużyć?– Zrobiłaś jedną rzecz – powiedział Quarry.Spojrzała mu w oczy.– Co? Powiedz mi!– Pozwolę, żebyś sama znalazła odpowiedź.Będzieszmiała na to dość czasu.22Był wczesny ranek, gdy mały samolot zakołysał sięnad wierzchołkami szarych chmur rozświetlonychniedawną burzą, która przeszła nad Smoky Mountains.Chwilę później maszyna zaczęła schodzić do lądowaniana lotnisku w Nashville, ale Michelle nadal robiła to, coprzez cały lot: patrzyła na swoje dłonie.Kiedy otworzono drzwi, wyciągnęła walizkę nakółkach, wsiadła do wypożyczonego samochodu i ruszyław dalszą drogę dwadzieścia minut po podkołowaniusamolotu do bramy terminalu.Nie wciskała gazu dodechy, jak to zwykle robiła, ale jechała z dostojnąprędkością siedemdziesięciu mil na godzinę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]