[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było zimno i siąpił drobny deszcz.Niezbyt silny, lecz przenikliwy wiatr znad morza pod-nosił co chwilę poły namiotu ustawionego w ogrodzie i zanim party zaczęło się na dobre, nadPolankami zapanował ostry, jesienny chłód.Gdy tylko zabrzmiały pierwsze dzwięki muzykidisco polo, przypuszczałem, że to sąsiedzi pana prezydenta niechętni jego drugiej kadencji uruchomili za płotem sto kilkadziesiąt watów.Ale Anula poprowadziła mój wzrok w głąbogrodu i tam, pod małym daszkiem na estradzie, ujrzałem wykonawców.W wilgotnym po-wietrzu zadzwięczały gitara, perkusja, elektronicza klawiatura i głos solisty pociągnął pierw-szą strofkę: Niech żyje wolność, wolność i swoboda.Struchlałem, kiedy w rytmie tych dzwięków, niemal tanecznie zbliżył się do mnie ksiądzprałat, w swej nieśmiertelnie białej, admiralskiej marynarce.Anula czmyhnęła w tłum, ujrza-łem ją po drugiej stronie namiotu, gdzie rozmawiała z Donaldem i jego żoną Małgorzatą,tymczasem ksiądz prałat z tacy niesionej przez kelnera podjął dwa kieliszki szampana, podałmi jeden z nich i rzekł: Za zdrowie pana prezydenta!A kiedy upiłem łyk, natychmiast zaczął mówić, że mój ostatni film podobał mu się bardzo,że ubogacił, zakorzenił i tak dalej, nie śmiałem przerwać, nie śmiałem mu wyjaśnić, że nigdyw życiu nie nakręciłem jednej sceny, nawet kamerą amatorską, i w momencie gdy zaczerpnąłpowietrza, zapytałem wskazując na puste poły jego nieskazitelnie białej marynarki: Czemu tak skromnie dzisiaj? Na co uściślił: Ma pan na myśli moje ordery? Ordery powtórzyłem jak echo odznaczenia, wstęgi i buła. ugryzłem się w język. Ach, jestem tutaj incognito bynajmniej się nie speszył. I wie pan, nigdzie nie możnasię pokazać dotknął marynarki żeby zaraz nie napisali o mnie próżny.Skinąłem głową ze współczuciem, do prałata zbliżał się następny rozmówca i zgodnie zpaskudnym obyczajem owych stojących przyjęć, mogłem oddalić się, nie dokończywszy wąt-ku.Gdzieś w tłumie mignęła sylwetka pana prezydenta, widocznie skończył witać gości iwreszcie mógł odetchnąć, muzycy nieustannie grali, pierwsze porcje sałatek i zakąsek spły-wały na talerze, nie byłem jednak głodny, chciałem przedostać się na drugą stronę, gdy naglei niechcący potrąciłem w tłoku siwowłosego generała: jego posępna, nigdy nie uśmiechniętatwarz, jego spojrzenie twarde i marsowe z bliska wydały się jeszcze bardziej nieprzystępneniż na ekranach telewizji. Bardzo pana generała przepraszam wyrzuciłem jednym tchem taki tu tłok. O, nic nie szkodzi uważnie mi się przyjrzał ale, niech mi pan powie, co pan porabiateraz?100Dziwny był nacisk, jaki położył na ostatnie słowo, bo przecież nigdy, na żadnym raucie anitym bardziej poligonie nie byliśmy sobie przedstawieni, nie znaliśmy się wcale, a na dodatekjego przenikliwe, inteligentne spojrzenie musiało wyczuć we mnie i to na pierwszy rzut oka materiał niewojskowy. No cóż odebrałem szklaneczkę usłużnie podaną przez kelnera pracuję tutaj, w Gdań-sku. W Gdańsku? generał zdziwił się spokojnie. A nie żal panu Warszawy?Już chciałem odpowiedzieć: Bierze mnie pan za kogo innego , ale gdy pomyślałem, że potakim zdaniu, jego pochmurna mina stanie się gradowa, a świdrujące spojrzenie przewiercimnie na wylot, rzuciłem krótko: Nie, absolutnie nie, panie generale i oddaliłem się pozostawiając go na placu boju.Po drugiej stronie nie było wszakże już Anuli ani Donalda z Małgorzatą, musieli odejść doinnego kółka albo kłębili się przy stole, który teraz przeżywał najcięższe oblężenie, w rów-nym i monotonnym rytmie disco polo.Tak, przez chwilę znów pomyślałem o Kwaśniew-skim: tej samej muzyki, którą pan prezydent bawił teraz gości, on używał na politycznychwiecach i mityngach, wprawdzie nie wszędzie, ale często i czyż nie byłoby zabawnie, gdybytych dwóch, zamiast spotykać się w telewizyjnym studio, zamiast się pocić w blasku jupite-rów, gdyby tych dwóch nagrało kiedyś wspólną płytę disco polo? Tak, była to myśl błazeń-ska i głupia z bardzo wielu powodów, ale czy wówczas, we wrześniu 1995 roku, nie miałemprawa przypuszczać, że niezależnie od wyniku tych wyborów zwycięzcą nie będzie wcaleKwaśniewski czy Wałęsa, lecz wszechobecny, narodowy kicz? Z nieba pan mi tu spadł leciwa dama zbliżyła się tymczasem do mnie czy wezmiepan udział w jubileszu naszej dobroczynnej fundacji? Dlaczego ja? byłem serdecznie już poirytowany, albowiem tak jak prałat i generał da-ma wzięła mnie za kogoś innego. Zupełnie się do tego nie nadaję! Panie prezesie rozpoczęła swoją przemowę musi pan wiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]