[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Moje pierwsze wrażenie, że jest pijany, okazało się jednak prawdziwe.- Co z nim będzie?- Jak będzie miał szczęście, po prostu wyleją go z policji, ale może się też spodziewaćpostawienia zarzutów.Mieszanie się do policyjnego śledztwa, utrudnianie dochodzenia.-Roper pokręcił głową z ewidentnie fałszywym żalem.- Cóż za strata.Gdybym to ja miał takiemożliwości, jak on miał, tobym tego nie schrzanił, tylko tyle powiem.Zerknął na mnie zukosa.- Jak to możliwe, że pan o tym nie wie? Sądziłem, że byliście kolegami.- Urwał nam się kontakt.- Na pana miejscu pozwoliłbym, żeby już tak zostało.- Zamilkł na chwilę.Usłyszałem,jak znowu wsysa powietrze.Przestał, zakłopotany, uświadamiając sobie, co robi.- Niech mipan powie coś więcej o tej napaści na pannę Keller.Pobieżnie zrelacjonowałem, co się stało.Roper słuchał z rękoma założonymi na wielkimbrzuszysku.Powoli zaczynałem zmieniać zdanie o tym człowieku.Terry zawsze traktował goz góry, uważając za pieska Simmsa.Jednak kimkolwiek jeszcze mógł się okazać Roper, to zpewnością niczyją marionetką.- Sąsiedzi uważają, że to było włamanie, prawda? - zapytał.- Właśnie tak mówią.- Pewnie mają rację.Samotna kobieta mieszkająca na uboczu.Naprawdę aż się prosi okłopoty.Pan mówił, że ona zajmuje się teraz garncarstwem? - Uśmiechnął się z wyższością.-No, no.Potem nie mieliśmy sobie zbyt wiele do powiedzenia.Dotarliśmy już prawie pod BlackTor.Na końcu drogi stało kilka samochodów i furgonetka tresera policyjnego psa.Byłyzaparkowane niedaleko tego miejsca, w którym wczoraj zostawiłem auto.Przy wozach stalikryminalni i mundurowi; chcąc uchronić się przed deszczem, podnieśli kołnierze.%7ładen zpolicjantów nie wyglądał na zadowolonego.Kilku paliło papierosy tak łapczywie, jakby odtego zależało ich życie.Jednak szybko się ruszyli, gdy z samochodu wysiadł Simms, wzruszając ramionami podgrubym płaszczem.Podszedł do niego jeden z ubranych po cywilnemu oficerów i coś powiedział.- To Naysmith, prowadzący dochodzenie - wymamrotał Roper.Naysmith był energicznym mężczyzną tuż po czterdziestce, chudym i kościstym.Zerknąłw moją stronę, ale Simms nawet się nie ruszył, aby nas sobie przedstawić.Nie stałem na tyleblisko, żeby usłyszeć, o czym teraz rozmawiali, jednak Naysmith, zanim odszedł, ukłonił misię zdawkowo.Grupa policjantów zajęła się teraz pracą, przygotowując się do wyruszenia natorfowisko.Powietrze rozdarło psie ujadanie.To treser wyprowadzał wilczura z furgonetki iprzypinał mu zwój linki do obroży.Miałem nadzieję, że pies będzie miał więcej szczęścia od poprzednika.Roper poszedł porozmawiać z niewielką grupą oficerów po cywilnemu.Zostałem sam,czując, że tak bardzo do ich nie pasuję jak deszcz kapiący mi z kaptura kurtki.- Doktorze Hunter, kopę lat.Obejrzałem się.Podszedł do mnie postawny mężczyzna.Miał na sobie przeciwdeszczowąodblaskową kurtkę.Musiałem bacznie przyjrzeć się twarzy pod kapturem, zanim poznałem,że to Lucas, policyjny konsultant z pierwszych poszukiwań.Nigdy nie był szczupły, aostatnia dekada dodała mu jeszcze czerwonawy nos i policzki wskazujące na dużo pracy podgołym niebem albo na wysokie ciśnienie krwi.Szpakowate kiedyś włosy teraz już całkowiciei przedwcześnie zbielały, jeszcze bardziej kontrastując z wciąż ciemnymi brwiami.Jednak uścisk dłoni pozostał mocny, a zmarszczki wokół oczu miały tyle samo ciepła, ilezapamiętałem.- Nie wiedziałem, że pan jest tutaj doradcą - powiedziałem zadowolony z widokuprzyjaznej twarzy.- To jak za karę.Muszę przyznać, że byłbym szczęśliwszy, gdybym nie musiał więcejoglądać tego zapomnianego przez Boga miejsca.- Przesunął spojrzeniem po wrzosowisku.-Kiepska sprawa z tym Wainwrightem.Pokiwałem głową.Nie miałem nic do dodania.- Im szybciej z powrotem wsadzimy za kratki sukinsyna, który to zrobił, tym lepiej.Podobno pan i Sophie Keller wczoraj się z nim ścigaliście?To wspomnienie powoli robiło się już nierealne.- Tak, sądzę, że z nim.Nie mieliśmy okazji, żeby przyjrzeć mu się z bliska.- Gdybyście mieli, to by pana tutaj nie było.%7ładnego z was - zamilkł na chwilę, a potemsię uśmiechnął.- Jak się miewa Sophie?- Wszystko u niej w porządku.- Nie miałem czasu na wdawanie się w szczegóły.- Słyszałem, że rzuciła wszystko w diabły i wzięła się do lepienia garnków.No i dobrze.W przyszłym roku sam idę na emeryturę.- Skrzywił się na złą pogodę.- Nie powiem, żebymi było smutno.Jestem już za stary na takie zabawy.I ta praca też się zmieniła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]