[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znowu nie jadła od wielu dni; najwyżej ka-wa ze śmietanką.I dla doraznych efektów silne medykamenty,coraz wyrazniej osłabiające nerwy.379Adwokat Vario podniósł znaczenie momentu, kiedy komi-sarz Kasziński, działając jak na zawodowego policjantaśledczego przystało, na natarczywe pytania Korowskiej o stanGali (który od niedawna już nie żył) zapewnił ją, że Gala żyje iodzyskuje przytomność.Korowska odetchnęła, cieszyła siębardzo, uradowana pojaśniała.Oczywiście, gdyby Gala zostałraniony z ręki Korowskiej, zeznałby to na jej niekorzyść - byćmoże tuż przed zgonem.Gdyby to Korowska strzelała, bezwzględu na okoliczności towarzyszące zajściu, byłaby zaniepo-kojona, zmieszana, wręcz zmartwiona i przestraszona na wieśćo polepszeniu się stanu denata.Gdy ranny zacznie mówić, będęzgubiona, myślałaby zbrodniarka lub przypadkowa zabójczyni.Korowska bardzo się cieszyła, tak!Gala lubił teatralne gesty - był niewątpliwie z ducha artystą,poza tym człowiekiem teatru.Gdy w pompatycznym geściestanął w najlepiej oświetlonym miejscu pokoju, jak na scenie, ipowiedział: Przyjdzie człowiekowi zdechnąć - przyłożył pisto-let do skroni.Jak wiemy, pistolet ten, nowoczesny, jest bardzoczuły.Wystarczyło drgnienie ręki i.i wszyscy wiemy, stało sięcoś najgorszego.- Znalezli się przyjaciele - mówił o genezie nieszczęścia -którzy otoczyli Annę Korowską wtedy, kiedy przyjechała doKrakowa już tylko po to, żeby się przygotować do rygorozum.Zaczęli zrywać bandaże z ran już podgojonych, powiadamiającją o rzekomych zabawach mecenasa Gali jej kosztem, o kpinachurządzanych w formie popisów przed oficjalną narzeczoną zposługiwaniem się cytatami z najbardziej serdecznych i intym-nych listów Korowskiej do niego, niedawnego nie tylko ko-chanka, lecz i poważnego mężczyzny, który zapewniał, że bę-dzie jej towarzyszył w dalszej drodze przez życie.Czy możnasobie wyobrazić człowieka, który przejdzie bez mrugnięcia wo-bec takich prowokacji? Czy można sobie wyobrazić kobietę,którą wokół przyjaciele na każdym kroku informują o depta-niu jej godności butami człowieka, którego nie przestała ko-chać, ale którego już zdołała wyrwać z własnego serca? Jedno,co mogła zrobić, to wydobyć listy, ślady swego uczucia - mniej380lub bardziej literackie, ale zawsze serdeczne świadectwo żaru.Jak miała to zrobić? Jak wyciągnąć listy-wyznania, którymibyły przyjaciel posługiwał się podobno jako zabawką w grzemiłosnej z inną kobietą, a i w każdej chwili mógł się posłużyćjeszcze inaczej - szantażując mianowicie męża pani Korow-skiej? Jak? Jak wydobyć te naznaczone atramentem papiery?Może poprzez obietnicę złożenia zeznań przed sądem LigiOchrony Czci? Innego wyjścia nie było.Gala - słusznie czy nie-słusznie - uważał, że zeznania pani Korowskiej ocaliłyby jegokarierę, ba - bezwzględnie decydowałyby o jego losie.Bez tychzeznań argumenty strony przeciwnej musiałyby się okazać dru-zgocące.Co miało być w tych zeznaniach, co jeszcze? Zapewnecoś, o czym nie wiemy i czego nie dowiemy się nigdy.Jednojest pewne - pewny jest mianowicie brak dowodów winy paniAnny Korowskiej.Tajemnica tamtej czerwcowej nocy pozosta-nie nierozświetlona!Przy ciszy na sali - przerywanej westchnieniami z niewia-domego zródła (oprócz szlochów i posapywań słychać było cośna podobieństwo odległych, konsekwentnie zrytmizowanychpomruków olbrzyma) - doktor Vario przemawiał przez trzygodziny.(Spośród tych, którzy tam byli, większość odniosławrażenie, że mowa trwała najwyżej kwadrans).Po przerwie prokurator zrzekł się repliki.Adwokat Włókniarowicz również.Anka na pytanie przewodniczącego, czy mając do tego pra-wo, zabierze głos, odrzekła:- Nie.Już nic.- Podniosła wzrok na ławę sędziów przysię-głych, każdego z tych ludzi wybranych obdarzyła osobnymspojrzeniem i głosem mocnym, czystym - jakiego nikt by sięteraz nie spodziewał w tej wymizerowanej, wychudłej kobiecie- pewnie wymawiając każdy wyraz, z wyważonymi, ale bez ak-torskiej emfazy, akcentami, rzuciła w przestrzeń:- Obecnie niech mówią sumienia i mózgi.Echo.Echo - odbite od ścian przepełnionej po brzegi sali?381Niedziela, 30 stycznia, przed południem, w dniu, w którymma być ogłoszony wyrok, Anka decyduje się w końcu na spo-tkanie z mężem, który od samego rana jest na terenie Sądów,kręci się, zirytowany domaga się umożliwienia rozmowy z żo-ną.Ha, ale jeśli ona sama nie chce? W końcu wyraża zgodę:tak, niech Stefan przyjdzie, ale rozmowa nie może się odbyć wcztery oczy i nie w towarzystwie wyłącznie straży więziennej.Mecenas Rafał Regenbogen będzie świadkiem rozmowy.Jestżywo zainteresowany sprawą, ale w czasie rozmowy pozostaniemilczący.Taka umowa.Godzina czwarta po południu.- Nasycenie - ktoś mówi -masą ludzką.Dwa kordony żołnierzy policyjnych od rana osłaniają teryto-rium Sądów.Mimo to ciężko jest żandarmom przeprowadzić tych, którzydziś tutaj będą pracować, przez skłębione już od samego świtutłumy.Jasna sala, seledynowe elementy; barierki, owe secesyjneesy-floresy, wynik niedawnego remontu.Więzniowie wnosząAnnę Korowską; ze stołka przemieszczają ją na fotel pełen po-duszek.Majanka pomaga półułożyć bądz nawet ułożyć Korow-ską, ta jednak (wydaje się, że ważą na niej tylko ubrania) decy-duje się na postawę siedzącą.Trzeba więc tę siedzącą zabezpie-czyć jeszcze dodatkowymi poduszkami, powciskać je, pouci-skać tak, żeby osłabiona nie wypadła z fotela jak pusta łubiankaz wozu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]