[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie podobała musię jak dawniej, gdyż obecnie myślał o Marii, ale miał do Panfiłowej zaufanie.Była znakomitym fachowcem, a wygląd Ruda wymagał jeszcze wielu poprawek.Następne oszczędności wymienił na skórzaną kurtkę od strażnika.Była todobra transakcja: kurtka wprawdzie dość stara, skóra zetlała i tu i ówdziepopękana, ale pasowała na Ruda jak ulał.Regulaminowe litery ZP, numer naplecach oraz zgrabny, nieduży, obowiązkowy pentagram przy numerzewyhaftowały mu staruszki z oddziału kobiecego.Troskliwie pozszywały też wszystkie pęknięcia.Zrobiły to za tytoń ikwiatki z ogrodu szpitalnego.W ich salach śmierdziało nieznośnie, kwiatki niebyły w stanie zabić tego smrodu, ale stare lubiły patrzeć na kwiaty.Trzymaniekwiatów w salach szpitalnych było wzbronione i chore dokonywały cudówprzemyślności, ukrywając bukiety w czasie wizyt lekarskich.Rud nie rozumiałtej miłości kobiet do umierających kwiatów, zauważył jedynie, że nie słabnie onaz wiekiem.Ponadto, dzięki tej miłości, zamiast szarej kurtki podopiecznego, nosiłskórzaną kurtkę strażnika.Nie mógł opuszczać terenu szpitalnego, więcwymiana handlowa odbywała się na skraju ogrodu szpitalnego, gdzie Rudprzesiadywał na ławce o parę metrów od ścieżki, którą mogli przechodzićzdrowi.Przesiadywał na tej ławce także z innego powodu: ciągle miał nadzieję,że spotka tam przechodzącą Marię.Nigdy nie przechodziła tamtędy.Miał dlaniej odłożoną gumę do żucia; nikotynową, bo innej nie było.Na ławce mogli siadywać również zdrowi, ale z reguły tego nie robili,prawdopodobnie obawiając się zarażenia.Jednak tym razem na ławce siedziałanienarodzona.Usiadł obok.- Przesiądz się na drugą stronę, żeby zasłonić mnie od słońca, bo znowubędzie ze mnie schodzić skóra - usłyszał pod czaszką.Spełnił jej prośbę i małego człowieka spowił cień.- Opowiedz mi, jak: chodziłeś do szkoły - rozległo się w głowie.Maleńkadziewczynka zerkała na niego ciemnozielonymi, jakby rybimi oczkami, i ssałaniemal przezroczysty, różowy paluszek.Rud zauważył, że ma już paznokietki.- Mało pamiętam - powiedział.- Nie lubiłem szkoły.Raz przyniosłem żabęw kieszeni, ale uciekła.Siedziałem w ławce z takim jednym, co obrywał muchomskrzydła, a następnie Spuszczał na każdą muchę kroplę atramentu.Nieszczęśnice zakreślały takie różne granatowe łuki i kreski po ławce.Potemnabijał je na stalówkę.Pózniej nastała epoka długopisów.Much nie dało się takdobrze nabijać na długopisy.Tylko historyk zabraniał pisać długopisem - mówił,że to takie rysiki.- Dziewczyny też nabijały muchy na długopisy?- Nie.One zawsze odrabiały zadania.Podobno były poważniejsze od nas.W następnych klasach było już inaczej.- Zaczęły nabijać? - Nie to miałem na myśli.Raz taki jeden odpowiadał zhistorii właśnie.Powbijałem w złożoną kartkę chyba ze dwadzieścia pinezek.Rozumiesz? Zrobiłem taką matę jak dla fakira i mu podłożyłem.Usiadł inatychmiast powstał.Historyk wygłosił wtedy długą mowę, a następniewyrzucił mnie na korytarz.Byłem dumny.Chciałem się popisać przed taką jednąi chyba odniosłem sukces.Potem była przerwa i musiałem stoczyć walkę.Urwałem mu kołnierzyk, a on mi dwa guziki.- Mam problem - przerwała mu nienarodzona dziewczynka.- Jaki?.- Mam wybrać sobie wiek, w którym pozostanę na zawsze.Nie mogę sięzdecydować.Sprawa nie jest szczególnie pilna, ale kiedyś będę musiała podjąć tędecyzję.- To chyba jasne - odpowiedział bez zastanowienia.- Wybierz wiek, wktórym kobieta jest najpiękniejsza.To znaczy, kiedy ty byłabyś najpiękniejsza.-poprawił się.- Właśnie tego nie chcę - usłyszał odpowiedz.- Widzisz, Ruder, kobietywłaśnie wtedy, gdy są najpiękniejsze, zabijają nas.Ja nie chcę tak wyglądać.Chwilę się zastanawiał, co odpowiedzieć, ale nie podjął tego tematu.- Skąd znasz moje imię? - spytał.- Ty jesteś ten strażnik, Ruder, którego zmasakrował inny strażnik, ileczysz się po tej napaści.Maria mi opowiadała.- Nie jestem żadnym strażnikiem ani śledczym, ani przodownikiem.Jatylko kupiłem sobie strój pracownika, bo jest ładniejszy niż strój podopiecznego.Powiedz o tym Marii.Koniecznie.Proszę cię.Pokiwała nieproporcjonalnie dużą główką embriona.- Powiem jej - usłyszał w środku swojej głowy.- Może zdecyduję się na wygląd dziewczynki ze szkoły podstawowej albosympatycznej starszej pani: siwe skronie, okulary, zadbana sylwetka,wypielęgnowane dłonie.To może być fajne - kontynuowała.- Jak masz na imię? - zapytał.- Wybrałam sobie Patrycja, bo takie dziwne.- Widzisz, Ruder - kontynuowała po chwili - największe świństwo, jakiemi zrobili, to to, że pozbawili mnie dzieciństwa.To musi być fajny okres.Każdy,kogo pytam, opowiada ciekawe rzeczy, nawet ci, co narzekali, że ich dzieciństwobyło nieszczęśliwe.Będę mogła zawsze wyglądać jak w wieku, który sobiewybiorę, ale to przecież może każdy.Tylko, że inni przeżyli swoje życie, jużkiedyś tak wyglądali, wcześniej byli młodsi, pózniej starsi.A ja jakoś tak dziwnie,sztucznie, jakbym musiała przeistoczyć się w obcą osobę.Ruder pomyślał, że widocznie wybrał sobie ten wiek, w którym był.Tylkote następstwa kary większej.Poprosiła, aby zestawił ją z ławki.Ujął w dłonie maleńką istotę.Mieściłasię na jednej dłoni.W przepisowym, brunatnym kubraczku, spodenkach imaleńkich trepach.Położył dłoń na ścieżce, żeby mogła zejść.- Dziękuję - usłyszał pod czaszką.- Patrycja - powiedział za nią - a kto cię postawił na ławce?- Taki jeden staruszek - wyjaśniła.- Lubię przesiadywać na ławkach irozmawiać z narodzonymi.Mówią ciekawe rzeczy.Jak spotkam Marię, to jejprzekażę.Cześć, Ruder.Otworzyła maleńki parasol, który osłaniał przed słońcem jej łysą główkę ipodreptała w swoją drogę.Rud przeciągnął się, aż strzeliły stawy.XVITa ławka powinna nosić nazwę Aawki Ciekawych Spotkań.Przy okazjiwymiany handlowej można było poznać tylu nowych ludzi.Rud był jedynymchorym z całego oddziału, który mógł chodzić swobodnie.Korzystał z tego.Przez jego ręce przechodziła cała wymiana pomiędzy chorymi a światemzdrowych.Był uczciwym pośrednikiem, sobie brał tylko niewielką część odkażdej wymiany, ale i tak gromadził w wielkich ilościach wszelkie dobradostępne w ośrodku.Doszło nawet do tego, że nie miał co z tym zrobić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]