[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Flemminga, i przepędzaliśmyprawie całe wieczory tak, jakeśmy je rok temu spędzali z nim i z Salmourem wHubertsburgu.Raz poszliśmy we trzech na zgromadzenie do księcia MichałaRadziwiłła, wojewody wileńskiego i hetmana wielkiego litewskiego, który naprędcewykończył był swój obszerny pałac, stanowiący razem z pałacem Sapiehów jedynemurowane budowle w Grodnie.Słusznie powiedziano, że dom tego Radziwiłławyglądał pod wszystkiemi względami na szpital w tryumfie; bezład i skąpstwooburzające napotykało się tam co chwila obok rzeczy najkosztowniejszych i hojnościbez granic; hetman bez gustu i wiedzy pragnął namiętnie uchodzić za człowiekaobdarzonego i jednem i drugiem, ze śmieszną próżnością rozpowiadał przy każdejsposobności najdziwaczniejsze androny i najpocieszniejsze kłamstwa o wielkościswych przodków i swojej własnej, ale przynajmniej nie był krwiożerczymokrutnikiem, jak jego brat, ani srogim i głupim pijakiem jak syn; i owszem, lubiłpogadankę i wesołość, rad byłby widział całą Rzeczpospolitą obiadującą iwieczerzającą codzień u niego, byleby mu okazywano poważanie; lubił nawet, abykażdy grał rolę pana u niego, czego też sobie nie odmawiano; więc rozkazywał tam,kto chciał, ale i słuchał, kto chciał.Dla ozdoby wielkiej sali pałacu umyślił rozwiesićna jej ścianach szereg portretów królów polskich (już nie wiem po kimodziedziczonych); wszędzie, gdzie miejsce okazało się zbyt ciasnem, kazał impoobcinać ramiona i ręce, i przemalować zwężonych tak na nowo z ujmą ciała, bylemogli się pomieścić na przeznaczonych dla siebie ścianach.Można łatwo wyobrazić 40sobie żałosną postawę tych ociosanych królów, których nam jednak poczciwy książępokazywał, jako arcydzieła.Naśmiawszy się dobrze jego kosztem, wyszliśmy, udając się na jakiś bal, aleśmysię zatrzymali na schodach, chcąc się przypatrzeć niesionej na górę wieczerzy, byłoistotnie co widzieć (a zaręczam, że tu nie haftuję): przeszedł koło nas sążnisty hajduk,niosąc ogromny półmisek szpinaku, wpośród którego pływały, jakby trzy wyspy, trzyduże kawały szpikowanej cielęciny; hajduk, jak i cała służba Jego Książęcej Mości,oddawna nie pobierał pensyi, a żył własnym sprytem; cielęcina uśmiechała mu się,walczył czas jakiś z pokusą, ale prędko znalazł się, jak wszyscy, począwszy odAdama, grzesznicy, w stanie zgryzoty po popełnionej winie; ażeby zatrzeć ślady,rozprowadził łapą jak kielnią szpinak na półmisku, zapełniając nim miejsce pożartejcielęciny.Widząc to, powinszowaliśmy sobie, żeśmy postanowili jeść wieczerzęgdzieindziej.Tysiące szczegółów równie prawdziwych złożyłyby się nie na romans,ale na komiczną historyę tego radziwiłłowskiego domu.Wszystko, cośmy widzieli wGrodnie, zdawało się nam tak pociesznem i niezwyczajnem, żeśmy tam jeszczetydzień bawili po sejmie, poczem wróciłem do Warszawy.Jakkolwiek poważnym jest cel tego pisma, pozwalam sobie jednak rozweselać jeniekiedy, nietylko dla ulżenia sobie w pracy, ale jeszcze bardziej dla tego, żeodmalowane szczegóły mogą służyć do dokładnego obrazu obyczajów i ducha czasu,oraz ludzi, o których mówię.Wróciwszy do Warszawy, widziałem zbliżającą się decyzyę w sprawie wydaniaza mąż wojewodzianki ruskiej za księcia Lubomirskiego, wówczas strażnika, a dzisiajmarszałka wielkiego koronnego.Ojciec zostawił mu niewielki majątek, dwa lata spędzone w akademii turyńskiej,trochę podróży, niewielki udział w kampanii czeskiej, a pózniej służba szambelanaprzy królu i doskonałe towarzystwo domu Lubomirskich w Dreznie, dokończyły jegowychowania.Po powrocie do Polski przywiązał się do wojewodziny ruskiej, swojejsiostry ciotecznej9, która ze wszystkich krewnych zdawała się go lubić najwięcej.Namówiła męża, że tego ulubionego kuzyna wziął do swego domu, wypłacał munawet pensyę i przyczyniał się do jego ukształcenia.Wkrótce publicznośćprzeznaczyła go na zięcia wojewody ruskiego; że tak być miało w istocie, o temostatnia dowiedziała się wojewodzina, i długo oświadczała najwyrazniej całe stądnieukontentowanie swoje; wszystko się skrupiło głównie na córce, która tem więcejmiała powodów do smutku, że czuła wstręt do strażnika i wychodziła za mąż jedynie zposłuszeństwa rozkazom ojca.Książę wojewoda nigdy dotykalniej nie dowiódł, że wrzeczach odpowiadających jego widokom nic go nie wstrzyma, niż wówczas, gdyzmusił do uległości ukochaną tę córkę, jedyny na pozór przedmiot swych dogadzań.Zauważono, że skoro córka skończyła lat piętnaście, wojewoda ruski zaczął z niąrozmawiać po parę godzin dziennie, i nietylko okazywał jej najczulsze względy, alejeszcze obchodził się z nią jak z osobą, którą narówni poważał i kochał, do tegostopnia, iż owa osoba (że tak powiem) przestała być tak młodą jak była i zbytwcześnie usunęła się od właściwych jej wiekowi zabaw i towarzystw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]