[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pózniej odwrócił się znów w nasząstronę i powiedział, że to całkiem dobry układ, toteż jeżeli Jim jest z niego zadowolony, to imy zgadzamy się na wszystko.A Jim powiedział, że jest.Więc Tomek odmierzył nasze dwie dziesiąte części, a całą resztę zostawił Jimowi.Jimzaś, kiedy zobaczył, jaka to.różnica i jak straszliwa ilość piachu przypadła mu w udziale,zdziwił się bardzo i stwierdził, że owszem, niezwykle jest z tego kontent, że wybronił się wporę i kazał zmienić tamten pierwszy układ, choć nawet jeszcze i teraz, jak na jednego, todostał cokolwiek za dużo.Tak mu się przynajmniej wydaje.I wtedy wzięliśmy się do dzieła.Bardzo ciężko nam było pracować w tej spiekocie; takciężko, że musieliśmy się wzbić nieco wyżej, gdzie było chłodniejsze powietrze, bo inaczej tochyba byśmy nie wytrzymali tego żaru.Ja i Tomek pracowaliśmy na zmianę i kiedy jedenmachał łopatą, to drugi odpoczywał.Ale nie było komu zluzować starego biednego Jima,toteż harował tak ostro, że chyba cała ta część Afryki zupełnie zwilgotniała, tak się pocił.Niemogliśmy nawet przyłożyć się jak trzeba do roboty, bo pękaliśmy ze śmiechu, za to Jim przezcały czas się złościł i chciał koniecznie wiedzieć, co nas tak bardzo śmieszy, dlatego teżmusieliśmy wymyślać przeróżne historie na wytłumaczenie, co wychodziło nam jednak dośćnędznie, ale jakoś tani wystarczało i Jim się nie połapał.W końcu, kiedy już było powszystkim, zdawało nam się, że lada moment padniemy, i to nie od mozołu, a od tegośmiechu.Jim także coraz gorzej trzymał się na nogach, choć to było z wysiłku, i wtedyzaczęliśmy go kolejno zmieniać.A on był nam za to wdzięczny jak nie wiem co; przysiadałna okrężnicy, wycierał pot, dyszał, sapał i mówił, jacy to niby my jesteśmy dobrzy dlabiednego starego czarnucha i że dopóki żyje, nie zapomni nam tego.Bo on zawsze byłnajwdzięczniejszym czarnuchem na świecie, gotowym się odwdzięczać za najdrobniejsząnawet rzecz, jaką dla niego ktoś zrobił.I był czarnuchem tylko tak, z wierzchu, bo co siętyczy tego, co tam w środku, był równie biały jak my.ROZDZIAA XIIJim odpiera oblężenieParę następnych posiłków mieliśmy cokolwiek piaszczystych, tyle że to nie robi żadnejróżnicy, gdy człowiek jest naprawdę głodny.No a kiedy nie jest, to wtedy i tak właściwie niema żadnej przyjemności z jedzenia, więc trochę tam piasku w mięsie nie jest żadnymkłopotem, przynajmniej ja tak to widzę.Pózniej, żeglując kursem na północny wschód, dostaliśmy się wreszcie na wschodni skrajpustyni.W dole, tuż na granicy piachów, w łagodnym różowym świetle zobaczyliśmy nagletrzy małe strome dachy, coś jak gdyby namioty, i wtedy Tomek powiedział: To piramidy egipskie.Jego słowa sprawiły, że serce załomotało mi mocniej.Bo rozumiecie, widziałem,, je nacałej furze obrazków, słyszałem chyba ze sto razy, jak o nich mówiono, a jednak takpodjechać do nich ni z tego, ni z owego i móc się jeszcze przekonać, że to te prawdziwe, a niena obrazkach, to w końcu aż zapiera człowiekowi dech w piersi.I, dziwna sprawa, im więcejsłyszysz o jakiejś wielkiej, sławnej i wspaniałej rzeczy lub osobie, tym bardziej upodabnia cisię ona w końcu, że się tak wyrażę, do snu; jest czymś w rodzaju ogromnego, niewyraznego ifalującego kształtu, nakreślonego jakby tylko przez księżycową mgiełkę.Bo też wydaje się,że nie ma w niej nic konkretnego.Tak właśnie jest na przykład z Jerzym Waszyngtonem alboz piramidami.A poza tym to, co o takich rzeczach ludzie mówili, zawsze zdawało mi się trochęnaciągane.Jednego razu przyszedł do szkółki niedzielnej pewien jegomość, pokazał zdjęciapiramid, wygłosił całą mowę i powiedział, że największa piramida zajmuje aż trzynaścieakrów ziemi i ma prawie pięćset stóp wysokości; ot, taka stroma góra, cała wybudowana zolbrzymieli kamieni, wielkich niczym komoda i ułożonych w tak równiutkich warstwach, jakstopnie schodów.Trzynaście akrów, prawie cała farma, i to tylko pod jedną chałupę! Gdybymtego nie słyszał akurat w szkółce niedzielnej, uznałbym, że to bujda.I kiedy wyszedłem nazewnątrz, byłem już tego pewien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]