[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak", powiedziałam do pani Unwin, Derbyshire topiękna kraina".Stałyśmy w audytorium na uniwersytecie, pod nami rządkrzeseł, na których siedzieli profesorowie Unwin, Findlay, Goldman (fi-nansista) i Weiss.Następnie Leonard wstał i wygłosił przemówienie, pełnewigoru.Siedzieliśmy w twardych ławkach, a przed sobą mieliśmy kałama-rze lub dziury na nie.94Wszystkie ulice Manchesteru są takie same, wzdłuż wszystkich biegnądruty tramwajowe.Cały czas słyszy się dzwonki.Poza tym nie ma her-baciarni, tylko wielkie kawiarnie, i nie ma małych sklepików, tylko wiel-kie domy towarowe.Jest królowa Wiktoria, niczym potężny pokrowiec naczajnik z herbatą, oraz Wellington, lśniący i gładki jak mastiff z wyciągniętąłapą, żadne z nich nie jest całkowicie angielskie, a przynajmniej londyńskie.Ludzie to głównie niższa klasa średnia, brak pozłotki klas wyższych.Alemoje obserwacje co do typu uniwersyteckiego były bardziej dogłębne.Pani pani Weiss wydali obiad przed drugim z kolei wystąpieniem Leonarda;wtedy zjawili się wszyscy profesorowie i ich żony, starsi ludzie, wy-glądający na przygnębionych, o manierach akademików, jednakże bez tejskrajnie poufałej ekscentryczności, którą prezentują intelekty najwyższejmiary.Jakżeż jednak wiele dostrzegłam poczucia wyższości w sobie, a ileprawdziwych zasług u nich.Kobiety były zaniedbane, ale i one walczyłyo prawo.Profesor Unwin powiedział mi, że trzykrotnie był aresztowanyza udział w wywrotowych zebraniach w czasie wojny.Pani Weiss z koleipoinformowała, że jej mąż zrezygnował ze stanowiska, kiedy władze uni-wersytetu nie chciały przyjąć obdżektora, co spowodowało, że ponownieprzemyślały swoją decyzję.Jednocześnie nie ma tu żadnego zewnętrznegobrylowania; ani śladu romansu.To niewielkie, familiarne środowisko za-wodowe, usiłujące utrzymać pewne standardy, co, jak przypuszczam (choćmoże się mylę), w Manchesterze musi być ciężką pracą; ale może po pro-stu jestem snobką, uważając, że w Manchesterze trudniej jest mówić in-teligentne rzeczy i pisać inteligentne książki niż w Cambridge.Stara paniHerford i profesor Findlay siedzieli cierpliwie, patrząc w obrus, i nie mielinic do powiedzenia zupełnie jak dwa stare konie, które przez cały dzieńrazem ciężko pracowały w polu.Leonard po obiedzie, w dużej sali, za-prezentował najwyższą klasę. Czy pani jest politykiem?" pytano mnie. Czy jest pani zaangażowana w prace organizacyjne?" Odpowiedziałam,ze tylko się przysłuchuję.Dlaczego zatem przyjechałam? Och, dla przy-jemności wydania w Manchesterze dziesięciu funtów i zwiedzenia zoo.Poszliśmy zatem do zoo i stwierdzam, że mogłabym o tym napisać cościekawego blada, kamienna pustynia oddana we władanie posługacz-kom i malarzom; kilka niedzwiedzi; mandryl; i parę lisów a wszystkopogrążone w rozpaczliwej depresji.951921 I WTOREK, 22 MARCAI I Oto lada moment wyruszamy do Kornwalii.Jutro o tej porze będziemywychodzić na peron w Penzance, wdychając powietrze, czekając na powóz,a potem dobry Boże! będziemy jechać przez bagna do Zennor* dlaczego gdy chodzi o Kornwalię, jestem tak niesamowicie i nieuleczalnieromantyczna? Przypuszczam, że to kwestia przeszłości, widzę dzieci bie-gające po ogrodzie.Wiosenny dzień.Zycie takie młode.Ludzie tacy czaru-jący.Nocą odgłos morza.A teraz powracam, niosąc swoje snopy" cóż,jest Leonard i niemal czterdzieści lat życia, a wszystko na tym zbudowane,tym przeniknięte: dojakiego stopnia, nigdy nie będę w stanie wyjaśnić.Zennor, KornwaliaZRODA, 30 MARCATo nasz ostatni wieczór, L.pakuje rzeczy, a ja nie jestem w nastroju dopisania, mam jednak zabobonne przeczucie, że chciałabym kiedyś prze-czytać coś, co zostało faktycznie napisane w Kornwalii.Kiedy spoglądamprzez lewe ramię, widzę janowiec, żółty na tle błękitnego Atlantyku.I le-żeliśmy na cyplu Gurnard's Head, na łozach z szafiru pośród szarych skał,poznaczonych plamami żółtych porostów.Patrzy się na dół w półprzezro-czystą wodę fale przy skałach rozbijają się w biel mewy kołyszą się nastrzępkach wodorostów skały to suche, to oblane białymi wodospadzi-kami spływającymi po szczelinach.Poszliśmy wzdłuż klifu króliczą ścież-ką, czułam się nieco bardziej chybotliwie niż dawniej.Wciąż jednak, bezwysiłku woli, twierdzę, że to jest najcudniejsze miejsce na świecie.Hogarth House, RichmondPITEK, 8 KWIETNIAZa dziesięć jedenasta rano.Powinnam pisać Pokój Jakuba"; nie mogę,więc zamiast tego zapiszę sobie powody, dla których nie mogę pisać jako że ten dziennik jest dla mnie uprzejmym powiernikiem o pustej twa-rzy.Cóż, jak się okazuje, jako pisarka poniosłam porażkę; moja książkaZennor wioska na wybrzeżu Kornwalii, między St Ives i St Just, g^^irodzina Stephenów wynajmowała letni dom.Virginia Woolf była bardzomocno zw-iązana z tym miejscem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]