[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.67Stefan %7łeromski- Ci sami wegetarianie czy jacyś inni, mięsożerni?- Inni, specjaliści, majstrowie w tej świńskiej idei i idylli.- Można by więc tę nową lechicką cywilizację nazywać nie tyleszklaną, ile świńską.- Dlaczego, synku? Nie jest ona ufundowana jedynie na poczci-wych świnkach.Szkło tam gra główną rolę.Reforma rolna, którąwłaśnie tam przedsiębiorą i rozważają, chociażby jak najbiedniejwypadła, nie będzie papierową, teoretyczną, niezniszczalną, leczrzeczywistą i skuteczną.Rozciągnie ona nowe szklane domy, roz-rzuci je po szerokich pustkach, ugorach, polach, lasach dawnychlatyfundiów.Trudniej będzie o światło i siłę elektryczną.Ale tegoświatła i tej siły będzie z miesiąca na miesiąc przybywać w miaręobwałowania szklanym murem rzeki Wisły.Siły i światła będzietaki ogrom, iż ono wszędzie dosięgnie.Zobaczymy wnet narzędziado orki, siewu, żniwa i omłotu, poruszane przez tę moc błogosła-wioną.- Ano - zobaczymy.- A cóż powiesz o szkołach szklanych! O kościołach zakwi-tających na wzgórzach, według marzenia i skinienia artystów,w formach tak pięknych, iż wobec nich zagaśnie i zblednie wszystko,co dotąd było.- Jakoś ta cała cywilizacja idzie u ciebie, ojcze, sposobem cokol-wiek fajerwerkowym.- Wielkie wynalazki, a raczej niespodziane odkrycia, uchylenietego, co dotąd było obok nas, lecz było zakryte - stwarzają to, że poich zastosowaniu i spożytkowaniu wszystko idzie sposobem fajer-werkowym.Któż by pięćdziesiąt lat temu uwierzył, że można koniawyścigowego wsadzić na aeroplan i przewiezć go pod obłokami,a nawet nad obłokami z Paryża do Antwerpii? Tak to owoc fantazjipoety Ariosta, koń hipogryf, lata w rzeczywistości nad obłokami.Toteż stare miasta, te straszne zmory starej cywilizacji, będą zani-kać, będą stawały się zabytkami muzealnymi, siedliskiem banków,68Przedwiośniesklepów, składów, magazynami krajów, składami towarów - a pows-taną nowe miasta-ogrody, miasta-siedziby, wśród pól, lasów, wzgórzrozciągnięte, rozwleczone po okolicach, wzdłuż linii elektrycznychkolei i tramwajów.- Tak, tak.- Mój synku! Domy robotnicze pod Warszawą, które Barykaplanuje - a miałem szczęście widzieć te plany - są wygodniejsze,zdrowsze, czyściejsze, piękniejsze od najwyszukańszych pałacówarystokracji, od will bogaczów amerykańskich, a lepsze od siedliskkrólów.Dwa pokoje, lecz dwa pokoje najczystsze, najzdrowsze, naj-ładniejsze, czyż to nie szczyt marzeń dla samotnego człowieka?- Wydaje mi się, że cokolwieczek za dużo tam ma być czysto-ści.Przydałoby się cokolwiek brudnej zakwaski.Co zaś do wyżwzmiankowanych burżujów tudzież ci-devant królów, to wolą oni,jak sądzę, mieszkać po staremu.Wolą taki, dajmy na to, apartamen-cik, jaki my niegdyś zajmowaliśmy w Baku - co, tatku? - jak myongi w Baku - pięć, sześć pokojów, choćby tam już - niech będzie!- kamiennych, niż te szklanki ciągle opłukiwane w wodzie.- Nigdy! Przenigdy! Okazuje się przecie, właśnie wskutek i wobecwynalazku naszego Baryki, że wyrazem bogactwa nie jest pieniądzani nagromadzenie wartości realnych, drogocennych przedmio-tów i rzadkich fatałachów, tylko - zdrowie.Najbogatszy bankier,jaśnie wielmożny magnat, przejadłszy apetyt, przepiwszy możnośćpragnienia, zrujnowawszy zdrowie nerwów nadużyciami, słyszy odlekarza radę: trzeba, żeby jaśnie wielmożny pan zamieszkał na wsi,chodził w zgrzebnej bieliznie, bez kapelusza i butów, żeby dostojnysmakosz jadł chleb razowy, kaszę, rzepę, rzodkiew, pogryzał czos-nek - wystrzegał się jak ognia wina, alkoholów, kawy, herbaty, fry-kasów - żeby rozkazodawca robotników pracował w ogródku - nasłońcu - motyką, rydlem, widłami, cepami - żeby noktambulista,z dnia czyniący noc, wstawał wraz z ptactwem i szedł spać z kurami.Cóż to oznacza? Oto zdrowie - apetyt i pragnienie, twardy sen69Stefan %7łeromskipo ciężkiej pracy fizycznej - stało się jedynym bogactwem boga-cza.A zdrowie zupełne da, zabezpieczy i podtrzyma właśniedom szklany.Higiena, wygoda, absolutna czystość.Praca, spo-kój, zadowolenie wewnętrzne, wesołość.Do takiego schronieniaprzed srogością natury i jej strasznymi jadami, dla uzyskaniai zabezpieczenia zdrowia fizycznego i duchowego - będą dążyćwłaśnie burżuje.Boję się, że oni to rozwiną tak wielkie zapo-trzebowanie szklanych domów, iż dla biedaków nie starczy.Na szczęście.- Nie ma strachu! Zbadają oni tę rzecz dobrze, bo przecie burżujesą najsprytniejsi, pomimo iż jako klasa są już do niczego.Jeżeli tamzwąchają swój interes, zafundują sobie u naszego kuzynka Barykiwille i pałace, jakich rzeczywiście oko nie widziało.- Na szczęście on nie chce stawiać nic innego w miastach i nawsiach, oprócz domów robotniczych, szpitali, muzeów, domów dlapracującej inteligencji, dla przeciętnych, szarych ludzi, dla zmęczo-nych dzisiejszą walką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]