[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właściwie dla wszystkich okolicznych dzieciaków była babcią, o ile za babcię może uchodzić osobao rozjaśnianych na blond włosach i zmysłowym śmiechu, która godzinami potrafi oglądać w telewizji stareromanse i uwielbia pół nocy grać w bilard.- Nie lituj się nad nią, June.- Max roześmiał się.- Ta twoja biedaczka", gdyby mogła, wszystkich by stądwyrzuciła.Powoli dochodził do sedna.Kristina Fortune pewnieani jednego dnia w swoim życiu solidnie nie przepracowała.W przeciwieństwie do jego rodziców i do obecnych tu ludzi nie wiedziała, co to znaczy urobić sobieręce po łokcie.- Nadarza się świetna okazja - kontynuował - abyJej Wysokość popatrzyła na świat z naszej perspektywy.Zwłaszcza z twojej, Sydney.- Z mojej?Skinął głową.- Tak.Chciałbym, żebyś pokazała jej, co i jak.Sydney zupełnie nie mogła się w tym połapać.Zerknęła na June; ta wzruszyła ramionami.- Po co?- W tej chwili szanowna panna Fortune myśli, że jestniejaką Kris Valentine, która po niedawnym rozstaniuz mężem rozpoczęła nowe życie i pracuje tu jako drugapokojówka.Sydney skrzywiła się.Odkąd przyszła do Rosy", nigdy nie miała nikogo do pomocy.Zawsze wszystko robiłasama.Chyba że wyjeżdżała gdzieś na urlop, wtedy Maxbrał zastępstwo.Nie, wcale nie podobały się jej te zmiany.- Jaka druga pokojówka?Max, zadowolony z siebie, wyszczerzył zęby.- Ta, którą zatrudniłem dwa miesiące temu - odparł.Po chwili spoważniał.- Mam nadzieję, że jeśli KristinaFortune popracuje tu, wówczas doceni urok tej chałupy.Może zrozumie, że pieniądze nie są najważniejsze.Możezdołamy ją przekonać, aby nie burzyła ścian.Powiódł wzrokiem po twarzach swoich pracowników,czekając na ich reakcję.Owszem, figurował w dokumentach jako właściciel Rosy", ale to nie on zarządzał całyminteresem, lecz oni.Sam pokiwał głową ruchem mędrca wyrażającegozgodę.- Mnie to całkiem odpowiada.- Mnie też - dodał szybko Jimmy, który dawnowkroczył w wiek emerytalny i nie wyobrażał sobie życiabez Rosy".Po prostu wydawało mu się, że do końcaswoich dni będzie przycinał w ogrodzie trawę i dbało ukochane krzaki róży.Sydney i Antonio również poparli pomysł.Tylko Junemiała niepewną minę.Max uniósł pytająco brwi.- Coś ci się nie podoba?Uważała, że ryzyko jest za duże.- Max, a co zrobisz, kiedy zadzwoni ktoś z jej rodziny?Podejrzewał, że jeśli reszta rodziny jest równie serdeczna i kochająca jak Kristina, nikt do niego nie będziewydzwaniał.Przypuszczalnie Fortune'owie zakładali, żepobyt Kristiny w La Jolli może przeciągnąć się do dwóchmiesięcy.Wcześniej nie zaczną jej szukać.- Myślę, że nikt nie zadzwoni.A gdyby jednak zadzwonił, to wtedy będę się martwił.Swoją drogą wiesz,co mi się wydaje? Są szczęśliwi, że się jej pozbyli.- Kto by nie był - mruknęła Sydney.Nadęta, zaro-zumiała Kristina nie przypadła jej wczoraj do gustu,a dziś nie spodobał się pomysł Maxa.- Max, a nie mógłbyś jej przydzielić do innej pracy? Niech pomaga Jim-my'emu w ogrodzie albo Samowi w kuchni.Ja naprawdęnie bardzo mam na nią ochotę.Max świetnie ją rozumiał.Kristina potrafiła każdemudać się we znaki.- Nie martw się, Syd.Przegonimy damulkę po całympensjonacie.Będzie słała łóżka, obierała kartofle, pieliłagrządki.Wyjaśnimy jej, że każdy na wszystkim musi sięznać.- Na moment zamilkł.- Chociaż teraz jest innaniż przedtem.Całkiem sympatyczna.Sydney prychnęła pogardliwie.- Uwierzę, jak zobaczę.Antonio poparł Sydney.Jimmy też miał zastrzeżeniado Kris; podobno lekceważąco wypowiedziała się o jegozdolnościach ogrodniczych.Samowi również dopiekła dożywego.- Wpadła do kuchni i zaczęła mnie krytykować, żewszystko mam zle zorganizowane.Nawet nie wiedziałem, co to za jedna.Mimo że wczoraj Max gotów był ją udusić własnymirękami, dziś, ku swemu wielkiemu zdumieniu, czuł sięw obowiązku stanąć w obronie Kris.Może dlatego, żesama nie mogła się bronić, a może dlatego, że tak paskudnie ją okłamał.W każdym razie postanowił uciąć tędyskusję.- Wierzcie mi, jest teraz zupełnie inną kobietą.Moimzdaniem, już dawno temu ktoś powinien był nabić jejguza.Sydney uśmiechnęła się szeroko.- Mądrze powiedziane, szefie.Zostawszy sam w gabinecie, Max spojrzał na zegarek.Było za pózno, by mógł się przydać na budowie.Pocieszał się tym, że Paul doskonale potrafi kierować pracąposzczególnych ekip.Na wszelki wypadek uznał, że zadzwoni do niego.Po dziewiętnastu dzwonkach miał się już rozłączyć, kiedyPaul wreszcie podniósł słuchawkę.- Co tak długo?- No wiesz, bywają ciekawsze rzeczy do roboty niżsiedzenie w przyczepie i czekanie na telefon - odparłżartem Paul.Pośród huków i stuków ledwo było go słychać.- Bałem się, że betoniarki nie dojadą, ale dotarłyo wpół do ósmej.- Dzięki, stary, że mnie wyręczasz.- Max uwielbiałpracę na budowie i nigdy nie zrzucał na innych swoichobowiązków.Tym razem jednak nie miał wyjścia.- Słuchaj, zrobię sobie dziś wolne.- Nerwowym ruchem przeczesał ręką włosy.Zawsze lubił jasne, czyste sytuacje.- Trochę mi się tu wszystko pokomplikowało.Paul wyczuł napięcie w głosie przyjaciela, a wiedział,że Max rzadko się denerwuje.- Sprawa jest poważniejsza, niż myślałeś? - spytał.- W pewnym sensie.Opowiedział Paulowi o amnezji Kristiny.Kiedy skończył, Paul zagwizdał przeciągłe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]