[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zniadanie?Bezczelność aktorzyny była nie do ogarnięcia.Ingula zje z nami? chciałam odpisać, ale się powstrzymałam.Za nic na świecie nie mogłam pokazać, że mi na nim zależy.Tyle że w cholernympuzderku były mój dowód i karty, co oznaczało, że dobytek musiałam odzyskać.Wystukałamodpowiedz o następującej treści:Etui oddaj Kaśce, miłego dnia.Byłam zadowolona zero tłumaczenia się, za to jasny przekaz: nie mam czasu dladupków takich jak ty!Koniec, kropka poszło&Ale nie przeszło.Gorzej nagle opanowało mnie dojmujące poczucie wstydui bezsilności.Wiedziałam, że dłużej nie dam rady zgrywać twardzielki.Cichutko zachlipałam.Jak na złość ponownie odezwała się komórka.Spanikowana zerknęłam na wyświetlacz tymrazem to nie Szymon.Poczułam ulgę, ale też niepokój.Rozmówca, który się do mnie dobijał,także nie należał do łatwych.Wzięłam głęboki oddech i odebrałam telefon. Halo&* * * Uff& odetchnęłam po rozmowie z doktor Martą Kotowską.Wbrew moim obawom nie dzwoniła w związku z moim nieudanym spotkaniem z JarkiemDarskim.Wspomniała tylko, że mąż czeka na telefon ode mnie, bo jak jej powiedział niezdążyliśmy pogadać.Tyle.Nie byłam pewna, które z nich wykazało się dyskrecją: Jarek Darski niezaznajamiając żony z moją wtopą, czy Marta pomijając w rozmowie ze mną to, co wiedziałaod męża.Grunt, że nie musiałam się już zmagać z przełykaniem tej porażki zaliczonej w poradniJarka Darskiego.Serio nie miałam na to siły.Tym bardziej że pojawił się nowy temat doogarnięcia. Marta zadzwoniła w sprawie pana Tobiasza.Planowo miał zostać wypisany w piątek, alejego stan poprawił się na tyle, że lekarz chciał mu dać wypis już dzisiaj.A ponieważ Marciezaraz zaczynał się dyżur w karetce, to nie było szansy, żeby dała radę się urwać i zająć naszymemerytem.Dzwoniła, żeby zapytać, czy mogłabym go odebrać. Nie ma sprawy.Do godziny powinnam być w szpitalu. Spojrzałam na zegarek,dochodziła dziesiąta.Umówiłyśmy się, że Marta przekaże panu Tobiaszowi, żeby był gotowy na jedenastą.Mimo że miałam sporo czasu, postanowiłam od razu ruszyć w drogę.Tym razem niemogłam zawieść.Osuszyłam policzki z łez i z całą energią na jaką mnie było stać, poderwałamsię z ławki, która na ten gwałtowny ruch zareagowała żałosnym skrzypnięciem.Dopiero wtedyzauważyłam, że to ta sama ławka, na której opłakiwałam zakończenie współpracy z Anielakiem.Była więc dwukrotnie świadkiem mojej rozpaczy. Jeśli myślisz, że moje życie jest pasmem porażek, to& masz rację! rzuciłam doławki na pożegnanie. Ja po kwasie gadałem z dywanem. Spojrzałam w kierunku wyrostka na deskorolce. A ty co brałaś?Zdawałam sobie sprawę, że rozmowa z ławką nie najlepiej świadczyła o mojej kondycjipsychicznej. Jakiś mocny towar, co nie? młodociany drążył temat ze znawstwem.Z dwojga złego wolałam wyjść przed smarkaczem na laskę eksperymentującą z chemiąniż na regularną szajbuskę.Dlatego w milczeniu odeszłam w swoją stronę, pozostawiającpryszczatemu wolną ławkę do dumania nad używkami.W drodze na przystanek zresztą ten sam, na którym wysiadłam czterdzieści minuttemu stanęłam przed nowym wyzwaniem.Tym razem logistycznym.Ponieważ nie miałamroweru, byłam zdana na komunikację miejską.A że nie bardzo się orientowałam, która liniamoże mnie zawiezć do pana Tobiasza, zadanie dotarcia do niego na czas wcale nie należało donajłatwiejszych.W temacie najkrótszej trasy postanowiłam zasięgnąć języka u znajomego przedstawicielaprywatnej inicjatywy.Całe szczęście pan Szczepan otworzył już swój uliczny kramik i jakzwykle z zaangażowaniem zachęcał przechodniów do zainwestowania w swój asortyment.Kumojej uldze okazało się, że postawiłam na właściwego człowieka. Rozkład jazdy to ja mam w tym palcu& Nie miałam już okazji się dowiedzieć,w którym konkretnie.Niestety pan Szczepan nie zdążył mi również podać numeru właściwego autobusu, gdyżnagle zza jego pleców wyrósł bysior w szykownym gajerku typu slim.Po glacy wygolonej naKojaka rozpoznałam w nim kolesia, który szarpał się z ulicznym handlarzem tego dnia, kiedyzwolniłam się z biura karier.Dalszy przebieg zdarzeń można określić słowem, którego ostatnioczęsto używałam, opisując przypadki ze swojego życia: m a s a k r a.O jej skali niech świadcząfakty, które zaszły w przeciągu godziny lekcyjnej: Oskarżono mnie o czynną napaść fizyczną oraz naruszenie dóbr osobistych. Trafiłam na dołek. Funkcjonariusz policji zaliczył moją osobę do nizin społecznych, używając wobecmnie określenia: notoryczna recydywistka.JAK Z PORZDNEJ OBYWATELKI ZOFII MORAWIEC STOCZYAAM SI DOZBRODNIARKI ZOFII EM Pakuj grajdoł i spieprzaj, menelu jeden! ryknął bysior.W odpowiedzi pan Szczepan wyjaśnił swojemu adwersarzowi, że ów może munaskoczyć, gdyż handlarz nie stoi już przy jego garmażerii.Domyśliłam się, że chodzio luksusowy restaurant znajdujący się parę metrów dalej.Załapałam, że konflikt dotyczy zbyt bliskiego styku handlu ulicznego i gastronomii. W durnia ze mną grasz?! Dopasowany garnitur jeszcze mocniej opiął się nabysiowej muskulaturze. Ostrzegałem, że nie chcę cię tu wiedzieć!Handlowiec odpowiedział z niezmąconym spokojem, że jak bysio wykupi całą Puławską,to wtedy spełni jego prośbę. Twój śmietnik psuje apetyt moim klientom! Bysior chustką z butonierki wytarłkrople potu z glacy. Pewnie menu im nie leży. Pan Szczepan pozostał przy argumentacji słownej.Niestety Kojak nie miał w sobie takiej siły spokoju.Swoje racje postanowił wzmocnićmocą bicepsów.W ramach rozgrzewki strzelił złowieszczo palcami, a że z gabarytówprzypominał Goliata, złapał swojego przeciwnika postury Dawida za chabety, podniósłz łatwością do góry i cisnął nim tak, że ten wylądował prosto w swoim kramiku rozłożonym nakocu.Nie mogłam bezczynnie patrzeć na tę falę przemocy.Szarpnęłam agresora za rękawmarynarki. Opanuj się, młocie! Też chcesz zarobić, lala?Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi, gdyż właśnie w tym momencie pan Szczepan w akcie zemsty zamachnął się i jedną z książek, którymi handlował, rzucił w kierunkuswojego oprawcy.Tyle że ten zrobił unik i opasłe tomisko o wadze cegłówki trafiło w samśrodek szyby, rozbijając ją w drobny mak.Zanim bysio ochłonął, pan Szczepan zgarnął swójstragan do torby i wskoczył do tramwaju, który właśnie odjeżdżał z przystanku obok.Kiedy on, cały i zdrowy, oddalał się od nas torami, muskularny Goliat skupił całą swojąuwagę na mnie.Wcale nie było takie oczywiste, czy zakończę ten dzień w równie dobrej formiejak pan Szczepan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]