[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czyli krok do przodu wobec mojej mamy.No i nie byłam w ciąży.Dwa kroki do przodu.Poza tym miałamzawodową licencje pilota.Tylko co z tego, skoro nie miałam wylatanych godzin jako komercyjnypilot.W dodatku jedyny człowiek, który mógłby mi napisać listpolecający, nie żył już od dwóch miesięcy.Zatęskniłam za Molly.Ale nawet gdybym miała telefon, i tak bym doniej nie zadzwoniła.Nie pasowała mi rola przyjaciółki w potrzebie.Chociaż byłam w potrzebie, natomiast na pewno nie zamierzałamskamleć i użalać się nad sobą, bo to by tylko pogorszyło sprawę.Od czasudo czasu Molly wpadała po mnie, żeby zabrać mnie na przejażdżkę.Słuchałam wtedy, jak opowiada o swoich kłopotach, więc po jakimśczasie, kiedy już nikt nie mógłby mi zarzucić, że chcę czegoś dla siebie,nic nie dając w zamian, zdarzało mi się czasem wspomnieć o którymś zmoich problemów.Niekiedy, ale nie tego dnia.Molly razem ze swoimibogatymi przyjaciółmi wybrali się na koncert z okazji rozpoczęcia feriiwiosennych.Nawet gdyby było mnie stać na kupno biletu, niewybrałabym się z nimi.Jej przyjaciele raczej za mną nie przepadali.Molly czy nie Molly, nie ma się co mazgaić - pomyślałam.U mojejmamy zawsze najbardziej wkurzało mnie to, że kiedy coś szło nie tak,próbowała stosować te same rozwiązania i oczekiwała, że ni stąd, nizowąd pojawią się inne rezultaty.Nie miałam zamiaru powtarzać tychsamych błędów.Myśleć.Myśleć!Ale pomysłów mi brakowało, miałam pustą głowę.I pusty żołądek, ażniemal mnie mdliło.Na śniadanie zjadłam ciasteczko z dystrybutoraustawionego w pokoju wypoczynkowym.Na obiad - paczkę krakersów.Nie wiadomo dlaczego, ale spodziewałam się, że kiedy przyjdę do domu,Mark wróci z plaży.Ale teraz, gdyby się pojawił, nie poprosiłabym go,żeby zawiózł mnie do sklepu.Nie po tym, co powiedział mi Grayson.A wdodatku najbliższy sklep spożywczy znajdował się w odległości trzechkilometrówz hakiem, czyli nie tak znowu daleko, ale w ten wieczór to był dystansnie do pokonania, zupełnie jak wędrówka pieszo do Chin.Zajrzałam do wszystkich szafek w kuchni, znalazłam sól, paprykęcayenne i pasek suszonej wołowiny - przeterminowany o dwa lata.Napewno przywiozłyśmy go ze sobą, kiedy się tu wprowadzałyśmy.Przeterminowana beef jerky to nie byle co, bo pakują tam tylekonserwantów, że nie psuje się przez dziesięciolecia.W lodówce byłkeczup, majonez i jedna nietknięta zgrzewka piwa, którą Mark przywiózłpoprzedniego dnia, a właściwie pózną nocą.Wybrałam piwo.Rozsiadłam się na kanapie, w zagłębieniu wy-gniecionym przez jednego z masywniej szych chłopaków mojej mamy.Gapiłam się na ścianę, gdzie jeszcze tydzień wcześniej stał super hipertelewizor HD.Moje zdjęcia z pierwszej, drugiej i trzeciej klasy gapiły sięna mnie.Piwo cuchnęło jak ocet i smakowało jak pomyje.Poczułam się po nimdużo lepiej, więc sięgnęłam po drugie.Popijałam właśnie trzecie i czułam się już naprawdę całkiem znośnie,kiedy półciężarówka Marka zjechała z szosy na żwirowany podjazdprowadzący do przyczep.Nie, nie jestem obdarzona nadludzkimsłuchem.Zciany przyczepy były cienkie i wszystko było przez niesłychać.Wiedziałam, że to on, bo rozpoznałam dzwięki jego ulubionejkapeli country, muzyka waliła przez otwarte okna.Moje spojrzeniepowędrowało od szkolnych zdjęć na ścianie ku podłodze, gdzie piętrzyłsię stos gratów Marka.Nagle popatrzyłam na to wszystko oczami Graysona albo oczami Molly.Nie bez powodu nigdy nie wpuściłam Molly do przyczepy.I nie życzyłam sobie już towarzystwa Marka.Tyle, że on tu właśniemieszkał.Poczułam, że ściany saloniku-kuchenki zbliżają się ku mnie,jakby chciały mnie zadusić, jakby ktoś owijał mnie folią -taką, jakiej panHall używał do pakowania części czy narzędzi.Zerwałam się z miejsca i otworzyłam drzwi na oścież.Słońceznajdowało się nisko nad szczytami drzew, ale niebo było jeszczejasne, gdy tymczasem w przyczepie panował już mrok.Wyjęłamokulary zawieszone dotąd na kołnierzu T-shirtu i włożyłam je, po czymzeszłam po schodkach.Nigdy dużo nie piłam.Nie chciałam wypłynąć na te same mętne izatłoczone wody, co wszyscy wokół mnie, a potem utonąć.Dwa i półpiwa to jak na mnie sporo - a nawet za dużo, bo inaczej niezapomniałabym, że trzymam puszkę w ręce - i poczułam się trochęniepewnie na chwiejnych cementowych blokach.Zrobiło mi się gorącona twarzy, gdy pomyślałam, co powiedziałby Grayson, widząc takieeleganckie schodki prowadzące do przyczepy mieszkalnej.Potem rozzłościło mnie, że obsesyjnie wracam myślą do Gray-sona.Mark mógł zauważyć, że spiekłam raka i pomyśleć sobie, że jestembardziej nawalona niż w rzeczywistości, i jeszcze próbować towykorzystać.Dobrze, że przynajmniej miałam te ciemne okulary, więcnie mógł widzieć moich oczu.Muzyka zbliżała się i rozbrzmiewała coraz głośniej, doprowadzającpitbula do szału, aż wreszcie wielki pickup Marka, półcię-żarówa zorurowaniem i światłami przeciwmgielnymi wtoczyła się po żwirowanejdrodze, by zatrzymać się dokładnie przede mną.Kilku siedzących naskrzyni gości z gołymi klatami (znajomi ze szkoły) pomachało do mniena powitanie.Bez przekonania pozdrowiłam ich ruchem ręki.Mark siedział za kierownicą; otworzył drzwiczki i wysiadł.Na fotelupasażera siedział jego przyjaciel, Patrick.Patrick jakoś nie pasował dotych kolesi.Choćby przez to, że miał na sobie koszulę, mało tego -koszula miała oba rękawy.Czasami zastanawiałam się, dlaczego zadajesię z Markiem.Albo po co.Przypuszczałam, że chodzi o blanty.Między nimi siedziała jakaś dziewczyna o platynowoblond włosach zczarnymi odrostami.Nie każdej lasce pasuje blond.Przerobiłam tę lekcję,obserwując moją matkę.Dziewczyna miała na sobiejedną z koszul Marka w kratę, przewiązaną pod wielkimi cyckami w takisposób, że tworzyła skąpy top.Sądząc po tym, co widziałam w szkole,zanim Mark ją ukończył, towar był dokładnie w jego typie.Czego nienależy uważać za komplement.I co o mnie też nie najlepiej świadczy.- Lea! - zawołał jeszcze zza samochodu, trochę się zataczał.Niepotrzebnie się obawiałam, nie miał szans zauważyć, że jestemodrobinę nietrzezwa.W każdym razie, był dużo bardziej pijany ode mnie.Wybełkotał: - Co ty robisz w domu?Aż coś się we mnie skurczyło.W domu? I co za pytanie, cholera.- Zawsze tutaj przychodzę po pracy - wyjaśniłam.Wiedziałby, gdybynie imprezowa! codziennie do pózniej nocy.Popatrzyłam za niego, nadziewczynę siedzącą z przodu wozu.Teraz miała trochę więcej miejsca, więc odsunęła się od Patricka.Coznaczyło, że nie była z Patrickiem.I Mark nie chciał, żebym ją zobaczyła.Myślał, że nie będzie mnie w domu.Szok: wcale mnie to nie obeszło.Między mną a Markiem nie układałosię najlepiej, ale jednak sama się zdziwiłam, z jaką ulgą przyjęłam fakt, żelaska miała na sobie jego koszulę.Sporo dziewczyn w szkolezorientowało się już, że Mark mieszka u mnie.Mówiły, że straszna zemnie szczęściara, bo mama pozwoliła mojemu chłopakowi zamieszkać unas.Nie miały pojęcia, jak to jest.Mieszkać z Markiem wcale nie było fajnie.Czułam się osaczona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]