[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. A ja mam na imię Fawn.Mam sześć i pół roku. Ho, ho, sześć i pół to już dużo.Od razu widać, że jesteś dużą dziewczynką.I bardzo mądrą.Jak zatem sądzisz, gdzie jest twoja mama?Fawn zastanowiła się chwilę. Daleko.Bardzo daleko. Fawn& wtrąciła Ruthie. Proszę, idz do swojego pokoju. Biedactwo westchnęła Candace, patrząc na Fawn i kompletnie ignorującRuthie. Na pewno jest ci trudno, odkąd mama odeszła.Naprawdę nie masz pojęcia,gdzie się mogła podziać?Fawn potrząsnęła głową.Popatrzyła w dół, na lalkę. Wiem, że znalazłyście w domu portfele Toma i Bridget.Powiedz, Fawn, byłotam jeszcze coś?Fawn szybko zerknęła na Ruthie.Z jej wzroku można było wyczytać pytanie: Możemy powiedzieć?.Ruthie nieznacznie potrząsnęła głową.Miała nadzieję, że to wystarczy.Niewiedziała, skąd się wzięły w domu portfele i pistolet, ale Buzz miał rację teprzedmioty mogły kierować na mamę podejrzenia o udział w jakiejś mrocznejdziałalności kryminalnej.Ruthie wolałaby, żeby Candace O Rourke się o tym niedowiedziała. To wszystko, co znalazłyśmy powiedziała i zrobiła krok do przodu.Candace jednak nadal nie zwracała na nią uwagi, cały czas wpatrzona w Fawn. Czasami starsi bracia albo siostry, albo dorośli nie mówią prawdy.To nieznaczy, że są zli.Po prostu myślą, że tak będzie lepiej.Ale ty, Fawn, zawsze mówiszprawdę.Od razu to po tobie widać.Było jeszcze coś oprócz tych portfeli? Jakieśdokumenty? Coś innego? Już pani powiedziałam, że nic więcej nie było! Ruthie miała dość tej kobiety. Przykro mi, ale musi pani stąd wyjść. Mnie też jest przykro, ale po prostu ci nie wierzę odparła Candace.W końcuuniosła głowę i popatrzyła lodowato na Ruthie. Czy naprawdę muszę wezwać policję? ostrzegła ją Ruthie.Candace potrząsnęła głową, wyraznie rozczarowana.Nie spuszczając wzrokuz Ruthie, rozchyliła płaszcz i odsłoniła zapiętą na piersi kaburę.Wolno, niemalniezdarnie wyjęła z niej pistolet.Był mniejszy, bardziej kanciasty niż ten, któryznalazły na piętrze.Miał srebrzysty bęben i czarną rękojeść.Candace brakowałowprawy, wyglądała jak aktorka z rekwizytem, z którym nie zdążyła dobrze sięzapoznać. Miałam nadzieję, że uda nam się tego uniknąć westchnęła.Cholera.Ruthie znowu przypomniały się powtarzane od lat słowa mamy: Nigdy nieotwierajcie drzwi nieznajomym.Poczuła się jak Czerwony Kapturek, któregooszukał wilk przebrany za babcię.Fawn zrobiła oczy wielkie jak spodki. Pani jest policjantką? zapytała.Candace zaśmiała się. Na pewno nie.I wiecie co? Nienawidzę broni.Naprawdę.Dlatego wolałabymnie używać tego pistoletu. Popatrzyła na Fawn, potem znowu na Ruthie. A zatem,powiem wam, co zrobimy.Opowiecie mi wszystko o waszych rodzicach oraz o Tomiei Bridget O Rourke.Potem pokażecie mi, gdzie były ich portfele, i dacie wszystko, coprzy nich znalazłyście.Ruthie patrzyła na Candace i na pistolet.Próbowała zapanować nad corazsilniejszą paniką.Nie sądziła, że Candace naprawdę jest gotowa je zastrzelić,przynajmniej nie umyślnie.Ale ewidentnie brakowało jej piątej klepki kto wie, doczego była zdolna? Jeżeli pani nienawidzi broni, to dlaczego ją pani nosi? zainteresowała sięFawn. Bo nie mogę stąd wyjść bez rzeczy, po którą przyszłam.Naprawdę nie mogę.Musicie to zrozumieć.Pistolet bezwładnie zwisał w jej dłoni.Lufa była skierowana w podłogę.Lewąręką Candace bawiła się swoimi włosami. Czego właściwie pani szuka? zapytała Ruthie.Candace popatrzyła na nią wilkiem. Czegoś, co kiedyś mieli Tom i Bridget, a teraz jest w rękach twojej matki,która nagle się gdzieś zapodziała.Dlatego musicie zacząć odpowiadać na mojepytania.Rozumiemy się?W salonie panowało milczenie.Fawn stała jak sparaliżowana, a umysł Ruthie nienadążał za rozwojem wypadków.Była zbyt zajęta obserwowaniem pistoletu. Proszę, nie zmuszajcie mnie, żebym to wycelowała w którąś z was powiedziała Candace, unosząc pistolet i kładąc palec na spuście. Jesteście gotowewspółpracować? Bo, prawdę mówiąc, myślę, że zależy nam na tym samym, no nie?Chcemy znalezć waszą matkę, prawda?Fawn przysunęła się do Ruthie i wtuliła się w nią.Candace zaczęła wymachiwaćbronią, celując najpierw w Fawn, a potem w Ruthie. Prawda? powtórzyła. Tak jęknęły siostry jednocześnie. Tak. To dobrze. Candace uśmiechnęła się i opuściła pistolet, jakby z uczuciemulgi. Widzę, że umiecie myśleć rozsądnie.Teraz, kiedy jesteśmy po tej samejstronie, wierzę, że uda nam się coś zdziałać.Naprawdę w to wierzę.KatherinePłatki śniegu wściekle wirowały wokół jeepa po trajektoriach, o które Katherinenigdy by ich nie podejrzewała.Spadały pionowo z nieba, a potem skręcałyprostopadle na boki.Wiatr sypał nimi prosto w przednią szybę i na olbrzymie zaspypo obu stronach drogi.Zdawało się, jakby sama natura próbowała uniemożliwićKatherine dotarcie do domu Sary.Podróż w taką pogodę była czystym szaleństwem, ale Katherine za dalekozabrnęła, by się wycofać była już na Beacon Hill Road.Jechała na niskim biegu,ściskając kurczowo kierownicę, aż w końcu zobaczyła po prawej stronie światładomu.Było zbyt ciemno, żeby się dobrze przyjrzeć z drogi zabudowaniom,szczególnie w oślepiającej śnieżycy.Czy to ten dom? Możliwe.Podjazd był długii dawno nie odśnieżany.Jednak zdawało się, że w środku światło pali się w kilkupokojach.Za domem Katherine widziała ciemniejszą bryłę stodoły. Na litość boską, zawróć i przyjedz jutro o normalnej porze próbowała samaprzemówić sobie do rozsądku, zmusić się do logicznego myślenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]