[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale dlaczego? Topytanie nie dawało jej spokoju przez całą noc, kiedy po kory-tarzu w obie strony krążyły pielęgniarki i pacjentki udające siędo toalety i z powrotem.Ruth nie miała nic do czytania i wkońcu tak jej tego brakowało, że poprosiła o jakiekolwiekpismo.Pielęgniarka wróciła z czasopismem Hello! i resztęnocy Ruth spędziła, czytając o ślubach piłkarzy i hiszpańskiejrodzinie królewskiej, przy akompaniamencie urywanych po-chrapywań z sąsiedniego łóżka.Ranek zaczyna się wcześnie, o siódmej.Ruth od razu pyta,czy może już wyjść.Najpierw musi ją obejrzeć lekarz.Przedósmą siedzi całkowicie ubrana na łóżku.Nie pomyślała o tym,by poprosić kogoś z wczorajszych gości o przyniesienie jejświeżej odzieży, zresztą i tak by się wstydziła.Ale wkładaniejeszcze raz tych samych rzeczy wydaje jej się obrzydliwe.Niema nawet szczoteczki do zębów.Pielęgniarka przynosi jejpastę, którą Ruth energicznie rozsmarowuje w ustach.Kobietaobok (bardzo sympatyczna, kiedy nie chrapie) proponuje jejdezodorant i jakiś spray do ciała o mocnym zapachu.WreszcieRuth siedzi na łóżku, pachnie różami i czyta o tym, że jakaśaktorka, kompletnie jej nie znana, najpierw przeżyła tragedię, apotem poślubiła sportowca, o którym Ruth także nie słyszała.W końcu zjawia się małolat w kitlu lekarza, bada jej głowę imówi, że może iść do domu. Proszę natychmiast wrócić, gdyby pani miała zawrotygłowy albo mroczki przed oczami przypomina surowymtonem.Ma na nogach trampki.Trampki! I jak ona ma traktowaćjego słowa poważnie?185Nie ma nic do pakowania, pyta więc, czy może wezwaćtaksówkę. Nie ma potrzeby. Pielęgniarka uśmiecha się słodko(choć Ruth wie, że jest na dyżurze od dwunastu godzin).Dzwonił pani przyjaciel i powiedział, że panią odbierze.Czyżto nie miłe?Nie mówi, który przyjaciel, lecz gdy Ruth wychodzi fron-towymi drzwiami, bez większego zdziwienia zauważa autoNelsona na podjezdzie dla taksówek.Zajmuje miejsce kołokierowcy i przez kilka minut siedzą w milczeniu. Dlaczego mi nie powiedziałaś? pyta po chwili Nelson. Miałam zamiar. Jeśli tak, to w porządku. To było trudne wyjaśnia Ruth jesteś żonaty.Niechciałam niczego zepsuć. Nie pomyślałaś, że mam prawo wiedzieć? To znaczy.jeśli jest moje. Oczywiście, że twoje! wybucha Ruth. A myślałeś, żeczyje?! No.może tego twojego byłego.Petera. Nie spałam z nim od dziesięciu lat. No więc nie jest jego mówi Nelson ze słabymuśmiechem. Nie, na pewno jest twoje.Znowu cisza, którą przerywa dopiero wojownicze trąbienietaksówek czekających na możliwość wjazdu.Nelson klnie iwrzuca bieg.Jadą w milczeniu uliczkami Norwich.Jest nie-dziela rano i wokół panuje spokój, ludzie wychodzą z saloników186prasowych z wielkimi arkuszami niedzielnych gazet pod pachą,właściciele kawiarni wystawiają stoliki na zewnątrz.Gdyprzejeżdżają przez centrum, słyszą dzwięk kościelnych dzwo-nów. Co zamierzasz? pyta Nelson, ostro hamując przedprzejściem dla pieszych. Urodzić mówi Ruth stanowczo i samotnie wycho-wać. Chcę ci pomóc. Pomóc? To znaczy co? No wiesz.finansowo.I inne rzeczy.Chcę brać udział. Jak brać udział? Powiesz Michelle?Nelson nie odpowiada, ale Ruth widzi, że mruży oczy.Wkońcu mówi: Słuchaj, Ruth.To nie takie proste.Jestem żonaty.Niechcę niszczyć mojej rodziny.Dziewczynki. Nie myśl, że chcę za ciebie wyjść.To ostatnia rzecz, najakiej by mi zależało.Wydaje jej się, że Nelson trochę się odpręża.Gdy się od-zywa, jego głos brzmi łagodniej. W takim razie czego ode mnie oczekujesz? Nie wiem. Oczywiście chciałaby mieć w pełni odda-nego partnera, który byłby przy porodzie i razem z nią wy-chowywałby dziecko.O tym nie może być jednak mowy.Chyba kogoś, z kim mogę pogadać wyznaje. Możesz rozmawiać ze mną.Miałaś już USG? Tak.Było widać jego długie nogi. Jego? Myślę, że to on.Nazywam go Toby.187 Toby! Samochód wykonuje gwałtowny piruet. To-by! Nie możesz nazwać go Toby! Dlaczego nie?Nelson nie wie, co odpowiedzieć.Ruth czuje, że chciałbywyrzucić z siebie coś w rodzaju: Bo to imię pedałów , aleprzypuszcza, że nawet jak na niego byłoby to zbyt dosadne. Pewnie według ciebie powinnam nazwać go Harry. Harry? Nie.Odkąd pojawił się ten cholerny Potter, toimię stało się koszmarem.A nie mogłabyś nazwać go po.Jakma na imię twój ojciec? Ernest. No, może jednak nie. Mogę zapytać Cathbada. O Jezu.On będzie chciał go nazwać Jupiter KsiężycNawiedzony albo coś w tym stylu.Dajże dziecku jakieś nor-malne imię.Na przykład Tom. Albo Dick.Albo Harry.Ona i Nelson nie potrafią długo wytrzymać bez kłótni.Mimo to jest zadowolona, niemal szczęśliwa.Rozmowa odziecku, wybieranie dla niego imienia sprawiają, że ciąża wy-daje się bardziej rzeczywista niż kiedykolwiek od chwilipierwszego USG.Nie, to nie jej stan wydaje się realny, tylko tomaleństwo.A raczej poczucie, że wyrośnie na konkretną osobę,która będzie jadła kanapki z pastą Marmite, będzie malowaćpalcami, grać w piłkę, skakać po kałużach.Nagle Ruth zdajesobie sprawę, że się uśmiecha.Są na obwodnicy.Nelson jak zwykle jedzie za szybko.Ruthczasem myśli, że został policjantem tylko po to, by nie płacićmandatów za przekraczanie prędkości.188Widać jednak, że i on jest pogrążony w myślach. To dziwne mówi, wyprzedzając ciężarówkę. Wła-ściwie to nie znamy się zbyt dobrze, ale mamy wspólnedziecko. Nie mamy wspólnego dziecka protestuje Ruth. Ależ mamy. Ale nie jesteśmy razem.Ty nie będziesz chodził na ze-brania rodziców, prawda? Do tego jest jeszcze trochę czasu. Ale to tylko przykład.Ja mam dziecko sama, ale ty je-steś ojcem.I tyle. Dzięki. Powinieneś się cieszyć, że nie stawiam ci żadnych żą-dań. A ty powinnaś się cieszyć, że nie uciekam, gdzie pieprzrośnie.Bezsensowność tej wymiany zdań sprawia, że oboje sięśmieją. A twoi rodzice? pyta Nelson. Wspierają cię? Mówito takim tonem, jakby rozpierała go duma, że przyszło mu dogłowy tak poprawne politycznie określenie. Nieszczególnie odpowiada Ruth. To nowo narodzenichrześcijanie.Uważają, że pochłonie mnie ogień piekielny. Miło.Ale jak dziecko się urodzi, może się pojawią. Mam nadzieję. Jesteś jedynaczką?Nelson ma rację, myśli Ruth.To dziwne, że mają dziecko, anic o sobie nie wiedzą.Ona też nie ma pojęcia, czy Nelson marodzeństwo.189 Mam brata.Jest w porządku, ale niewiele nas łączy.Mieszka w Londynie. Ma dzieci? Tak.Dwoje.Toby będzie miał kuzynów.Wcześniej o tym nie pomyślała. Chcesz nadal pracować? pyta Nelson. Oczywiście.Przecież muszę nas utrzymywać. Powiedziałem, że chcę pomóc. Wiem, ale spójrz na to realnie.Jeśli nie powiesz Mi-chelle, nie będziesz mógł wiele zrobić.To nic takiego.Ja niechcę pomocy.Możesz mu kupić rower albo coś. Pierwszą piłkę nożną. Chyba nie będziesz się upierał, żeby kibicował jakiejśżałosnej drużynie z północy? Blackpool, oczywiście. A jeśli będę chciała, żeby był kibicem. nerwowoszuka w pamięci czegoś, co najbardziej go zdenerwuje .Arsenalu? To wystąpię o prawo do wyłącznej opieki! Po chwilimilczenia Nelson poważnieje i mówi: Co mu o mnie po-wiesz? Nie chcę, żeby dorastał, nie wiedząc, kto jest jego oj-cem. Nie wiem wzdycha Ruth
[ Pobierz całość w formacie PDF ]