[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zarzucano mi samowolę, komenderowanie uczonymi, lekceważenie opinii ekspertów, faworyzowanie Grecji, upadek Rzymu, sprawę Cezara (i to było oszczerstwem: żadnego Brutusa nigdzie nie wysyłałem), aferę Reichplatza, to jest kardynała Richelieu, nadużycia w pionie MOIRY i tajnej chronicji, papieży i antypapieży (w istocie „mroki średniowiecza” spowodował Betterpart, który, zgodnie ze swoją ulubioną regułą „silnej ręki”, powtykał między VIII a XIII wiekiem tylu konfidentów, że doszło do zamordyzmu i upadku kultury).Lektura aktu oskarżenia, sformułowanego w 7 000 paragrafów, była w gruncie rzeczy publicznym czytaniem podręcznika historii.Nasłuchałem się za A.Donnaia, za krzak ognisty.Sodomę i Gomorę, za wikingów, za koła bojowych wozów małoazjatyckich, za brak kół u wozów południowoamerykańskich, za krucjaty, rzeź albigensów, Bertholda Schwarza z jego prochem (a gdzie go miałem zesłać, w starożytność, żeby się już w niej kartaczowano?), i tak dalej — bez końca.Nic się teraz szanownej radzie nie podobało, ani Reformacja, ani Kontrreformacja, a ci, którzy przedtem pchali się do mnie właśnie z tymi projektami, zapewniając o ich zbawiennym charakterze (Rosenbeisser niemal z klęczek błagał o zezwolenie na Reformację), siedzieli teraz jak na tureckim kazaniu.W ostatnim słowie, gdy mi go udzielono, oświadczyłem, że w ogóle nie zamierzam się bronić.Przyszła historia nas rozsądzi.Pozwoliłem sobie, wyznaję, na jedną szyderczą uwagę pod koniec wystąpienia.Powiedziałem mianowicie, że jedyny postęp i dóbr o, jakie wykazuj ą Dzieje po robotach Projektu, jest wyłącznie moją zasługą.Idzie bowiem o dodatnie skutki masowych zsyłek, jakie podejmowałem.Mnie zawdzięcza ludzkość Homera, Platona, Arystotelesa, Bosko vicia, Leonarda da Vinci, Boscha, Spinozę i niezliczonych anonimów, co wsparli jej twórczy wysiłek w stuleciach.Jakkolwiek srogi bywał los wygnańców, zasłużyli nań, a zarazem odkupili dzięki mnie swe winy przed Historią, bo wspierali ją podług sił — ale dopiero p o zdjęciu z wysokich stanowisk w Projekcie! Gdyby natomiast ktoś chciał sprawdzić, co równolegle zdziałali fachowcy Projektu, niechże popatrzy na Marsa, Jowisza, Wenerę, na zmasakrowany Księżyc, niech sobie obejrzy grób Atlantydy na dnie Atlantyku, niech podliczy ofiary obu wielkich epok lodowcowych, plag, epidemii, morów, wojen, religijnych fanatyzmów — jednym słowem, niechże się przypatrzy Historii Powszechnej, która po „naprawieniu” stała się jednym pobojowiskiem planów melioracyjnych, chaosem i zakłóceniem.Historia jest ofiarą Instytutu, panującej w nim atmosfery rozrabiactwa, bałaganu, krótkowzroczności, improwizowania, ciągłych intryg, niekompetencji, i gdyby to ode mnie zależało, wysyłałbym wszystkich pp.dziejoczyńców tam, gdzie brontozaury zimują.Nie muszę chyba wyjaśniać, że moje słowa zostały przyjęte raczej kwaśno.Chociaż miało to być ostatnie słowo, do głosu zapisało się jeszcze kilku godnych czasowników, ot, jak I.G.Noranz, M.Taguele i sam Rosenbeisser, obecny na sesji, bo już go zdążyli godni koledzy ściągnąć na powrót z Bizancjum; znając z góry wynik głosowania, co miało przesądzić o mym dyrektorstwie, zainscenizowali „śmierć na polu bitwy” Juliana Apostaty (363), bo tak mu zależało na obecności w tym widowisku.Nim się odezwał, poprosiłem o głos w kwestii formalnej, by spytać, od kiedyż to jacyś bizantyńscy cesarze mają prawo uczestniczenia w obradach Instytutu, lecz nikt nie raczył mi nawet odpowiedzieć.Rosenbeisser przygotował się specjalnie, musiał jeszcze w Konstantynopolu otrzymać materiały; tej zmowy, szytej grubymi nićmi, nikt nie starał się nawet przede mną ukryć.Oskarżał mnie o dyletantyzm i udawanie znawcy m u z y — k i, które przy mym dębowym słuchu spowodowało poważne wypaczenia rozwoju fizyki teoretycznej.Miało z tym być według słów pana profesora tak: przebadawszy zdalnym sondowaniem inteligencję wszystkich dzieci na przełomie XIX i XX wieku, nasz Hyperputer wykrył malców zdolnych w wieku młodzieńczym do sformułowania zasady równoważności materii i energii, kluczowej dla wyzwolenia mocy atomu.Byli to między innymi Pierre Solitaire, T.Adnokamenjak, Stanisław Razgłaz, John Onestone, Trofim OdincewBułyżnikow, Arystydes Monolapides i Giovanni Unopetra — oprócz małego Albertka Einsteina.Ośmieliłem się faworyzować tego ostatniego, bo mi się spodobała jego gra na skrzypcach; po latach doszło przez to do zrzucenia bomb w Japonii.Rosenbeisser poprzekręcał fakty w sposób tak bezwstydny, że mi dech zaparło.Gra na skrzypcach nie miała tu nic do rzeczy.Oszczerca zwalił na mnie własną winę.Hyperputer, modelując prognostycznie dalszy bieg zajść, przepowiedział bombę atomową we Włoszech Mussoliniego dla teorii względności Unopetry i serię jeszcze gorszych kataklizmów dla pozostałych malców.Zdecydowałem się na Einsteina, bo był grzecznym dzieckiem, a za to, do czego doszło później z atomami, ani on, ani ja nie możemy odpowiadać.Postąpiłem wbrew radom Rosenbeissera, który zalecał „profilaktyczne ogołocenie Ziemi z dzieci w wieku przedszkolnym po to, żeby energię atomową wyzwolono w bezpiecznym wieku XXI, i nawet sprezentował mi chronicjanta, który gotów był podjąć się tej akcji.Oczywiście natychmiast zesłałem tego niebezpiecznego człowieka, nazwiskiem H.Errod, do Azji Mniejszej, gdzie się też dopuścił potwornych czynów; figurowały zresztą w którymś punkcie aktu oskarżenia.A co z nim miałem zrobić? Przecież w jakiś czas musiałem go zesłać? Ale nie powinienem wdawać się w polemikę z górami tak spreparowanych oszczerstw.Kiedy przegłosowano usunięcie mnie z Projektu, Rosenbeisser kazał mi stawić się niezwłocznie w dyrekcji; zastałem go już siedzącego na moim fotelu jako p.o.dyrektora.Jak myślicie, kogo ujrzałem w jego otoczeniu? Ależ tak, Goodlaya, Gestimera, Astroianniego, Starshita i pozostałych partaczy; Rosenbeisser zdążył już powyciągać ich ze wszystkich wieków, w których siedzieli.Jemu samemu pobyt w Bizancjum zrobił doskonale; podczas wyprawy przeciw Persom schudł i opalił się, przywiózł monety z wytłoczonym na nich własnym profilem, złote brosze, sygnety i masę ciuchów, które pokazywał właśnie swojej klice, ale zaraz schował je do szuflady, kiedym wszedł, a nadymał się, a siedział, a cedził słowa półgębkiem, nie patrząc na mnie, jak jaki cesarz.Ledwo powściągając poczucie triumfu, które go rozpierało, rzekł mi z wysoka, że mogę wracać do domu, jeżeli zobowiążę się wykonać pewne zlecenia.Mam mianowicie, przybywszy do siebie, namówić tego Ijona Tichego, który przez cały czas mieszkał u mnie, żeby objął kierownictwo TEOHIPHIPU.Nagły błysk zrozumienia przewiercił mi umysł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]