[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Azali\ nie wiemy, \e gdy Ciebiezabraknie, pojawi się Twój wróg, Podświadomość, pozwól więc, aby myśli nasze nale\ały tylkodo Ciebie.Uczyń nasze ręce szybszymi, nasze ramiona silniejszymi, nasz wzrok ostrzejszym,nasz gniew gwałtowniejszym, abyśmy mogli pokonać i zabić wszystkich, którzy nam sięprzeciwstawiają.Pozwól nam rozpędzić ich i porazić! Daj nam rozwlec ich wnętrzności po całymstatku! Daj, abyśmy doszli w końcu do potęgi Ciebie pełni i w Twoim będąc wyłącznieposiadaniu.Pozwól, aby Twa iskra płonęła w nas tak długo, a\ wróg nas powali i dla nas tak\ezacznie się Długa Podró\.Intonując modlitwę kapłan uniósł się, ukląkł i wyciągnął nad głową ręce, co wszyscy po nimpowtórzyli, na koniec zaś wyprostował ramię i zgodnie z rytuałem wykonał ruch palcem wzdłu\gardła.- No, a teraz zamknijcie się - rzekł ju\ swym normalnym głosem układając się ponownie wswoim kącie.Complain le\ał oparty o ścianę, z głową na torbie.Spał zwykle lekko, jak zwierzę, bez okresówdrzemki między spaniem i przebudzeniem.W tym jednak niecodziennym otoczeniu le\ał zwpółprzymkniętymi oczyma starając się myśleć.Myśli te były wyłącznie tylko uogólnionymiobrazami: puste posłanie Gwenny, Marapper stojący z triumfem nad zwłokami Zilliaca, Meller iskaczące zwierzę, które rosło mu pod palcami, gęsta ciecz wygotowująca \ycie z OzbertaBergassa, napięte mięśnie na karku Wantage'a gotowego natychmiast odwrócić głowę odciekawych spojrzeń, stra\nik Twemmers osuwający się bezwładnie w ramiona Marappera.Wszystkie te obrazy łączył znamienny fakt: dotyczyły one jedynie tego, co było, przyszłośćnatomiast nie wywoływała \adnych obrazów.Podą\ał teraz za jakimś nierealnym celem,wkraczał w ciemność, o której mówiła i której bała się jego matka. Nie wyciągał \adnych wniosków, nie tracił czasu na zmartwienia; wręcz odwrotnie - czuł coś wrodzaju nadziei zgodnie z popularnym powiedzeniem, które brzmiało: Diabeł, którego nie znasz,mo\e pokonać tego, który ci jest znany.Zanim zasnął, dostrzegł pokój słabo oświetlony z korytarza, a przez zewnętrzne drzwi fragmentwiecznej gęstwiny.W niezmiennym i bezwietrznym upale nieustannie szeleściły glony, od czasudo czasu słychać było cichy trzask, gdy nasienie wpadało do pokoju.Rośliny rosły tak szybko, \egdy się Complain obudził, młode były o kilkanaście centymetrów wy\sze, a stare splątały się wokolicy przeszkody, jaką stanowiły ścianki działowe.Wkrótce zarówno jedne, jak i drugie miałazniszczyć ciemność.Nie uświadamiał sobie jednak, widząc tę nieustanną walkę, jak bardzo towszystko przypomina ludzkie \ycie.Rozdział 6- Ty chrapiesz, kapłanie - rzekł uprzejmie Roffery, gdy na początku nowej jawy siedzieliprzy jedzeniu.Ich wzajemne stosunki uległy subtelnym przeobra\eniom, jakby w czasie snu działała na nichjakaś czarodziejska siła.Uczucie, \e są rywalami, przeniesione \ywcem z Kabin, zniknęło, bylioczywiście nadal rywalami, ale w takim sensie, w jakim wszyscy mę\czyzni ze sobą rywalizują,przede wszystkim jednak czuli więz łączącą ich przeciw całemu otoczeniu.Czuwanie wpłynęłokorzystnie na stan ducha Roffery'ego, który stał się obecnie prawie potulny.Z całej piątki tylkoWantage wydawał się nie zmieniony.Jego charakter, stale wystawiany na niszczące działaniesamotności i upokorzeń, niby drewniany słup na działanie rwącej rzeki, nie miał \adnejmo\liwości zmiany.Wantage'a mo\na było tylko złamać albo zabić.- Musimy dojść tej jawy jak najdalej - rzekł Marapper.- Wczasie następnej sen-jawy będzie,jak wiecie, ciemno i nie byłoby wskazane wtedy podró\ować, jako \e latarki mogą zdradzićnaszą obecność ka\demu.Zanim jednak ruszymy, chcę wam ujawnić nasze plany, a w tym celutrzeba coś niecoś powiedzieć o statku.Rozejrzał się wokół z uśmiechem, nadal jedząc łapczywie.- Pierwsza sprawa to fakt, \e jesteśmy na statku.Wszyscy się ze mną zgadzają?Jego spojrzenie wymogło na ka\dym z nich coś w rodzaju odpowiedzi: Oczywiście"Fermoura, niecierpliwy pomruk Wantage'a, jakby uwa\ał pytanie 7a niestosowne, obojętnenieokreślone skinienie dłonią Roffery'ego i nie" Complaina.Marapper zainteresował się tym nie" \ywo.- Lepiej będzie, jak to szybko zrozumiesz, Roy -powiedział.- Na początek dowody.Słuchaj uwa\nie, przywiązuję du\ą wagę do tej sprawy iobjawy zdecydowanej głupoty mogłyby wywołać u mnie gniew, którego byśmy potem wszyscy\ałowali. Chodził wokół połamanych mebli, potę\ny, przemawiając z emfazą i powagą.- A więc, Roy, zapamiętaj jedno, \e nie być na statku to zupełnie coś innego ni\ być na nim.Wiecie - wszyscy wiemy właściwie - jedynie co to znaczy być na statku i dlatego uwa\amy, \eistnieje tylko statek.Ale jest wiele miejsc, które nie są statkiem, wielkich i licznych.Wiem to zzapisów pozostawionych przez Gigantów.Statek został przez nich zbudowany dla jakichś imwiadomych celów, które, jak na razie, są przed nami ukryte.- Słyszałem to ju\ w Kabinach - rzekł ze smutkiem Complain.- Przypuśćmy, Marapper, \euwierzę w to, co mówisz.Co z tego? Statek czy świat, co za ró\nica?- Nie rozumiesz tego.Popatrz - to mówiąc kapłan pochylił się, zerwał pęk glonów i zaczął nimmachać Complainowi przed nosem.- To jest coś naturalnego, coś, co samo wyrosło rzekł.Wpadł do łazienki i kopnął porcelanową umywalkę, a\ zadzwięczała.- To zostało wykonane sztucznie - powiedział.- Czy teraz rozumiesz? Statek jest tworemsztucznym, świat zaś jest naturalny.Jesteśmy naturalnymi istotami i nasz prawdziwy dom to niejest statek, zbudowany przez Gigantów.- Ale nawet je\eli tak jest.- zaczął Complain.- Tak jest.Tak właśnie jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]