[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wystawił wartę,która miała go zbudzić w środku nocy, kiedy to on sam zbudzi ludzi na swych dwudziestustatkach i ruszy, by splądrować wyspę Arlyeh.Ludzie Zar-thule'a musieli długo wiosłować, zanim powiały pomyślne wiatry, i minęło dużoczasu od chwili, gdy splądrowali Yaht-Haal, Srebrzyste Miasto leżące na skraju krainy lodów.Ich zapasy żywności były na ukończeniu, a miecze od dawna tkwiły w zardzewiałych pochwach;teraz, gdy zjedli pozostałe racje i wypili wszystkie trunki, oczyścili i naostrzyli swe miecze, poczym powierzyli się opiece Shoosh, Bogini Spokojnych Snów.Dobrze wiedzieli, że wkrótceoddadzą się grabieży i zdobędą łupy dla siebie i swego dowódcy.A Zar-thule obiecał im wielkie skarby w Domu Cthulhu, bo w owym splądrowanym mieściena skraju krainy lodów dowiedział się od tego bełkoczącego, udręczonego Votha Vehma nazwytej tak zwanej zakazanej" wyspy.Pod sam koniec okropnych tortur Voth Vehm zdradził imięswego brata, kapłana Hatha Vehma, który był strażnikiem Domu Cthulhu na wyspie Arlyeh.Wgodzinie śmierci Voth Vehm wykrzyczał, że Arlyeh to rzeczywiście zakazana wyspa, którąwłada śpiący teraz, mroczny i upiorny bóg imieniem Cthulhu, a strażnikiem bramy jego domujest właśnie jego brat.Zar-thule pomyślał wówczas, że Arlyeh musi rzeczywiście zawierać wielkie bogactwa,wiedział bowiem, że nie uchodzi, żeby bracia-kapłani dopuszczali się zdrady.Voth Vehm mówiło owym mrocznym i okropnym bogu Cthulhu z ogromnym lękiem, mając nadzieję, że w tensposób zniechęci Zar-thule'a do splądrowania świątyni, nad którą sprawował pieczę jego brat,Hath Vehm.Tak sądził Zar-thule, rozmyślając nad słowami zmarłego i oszpeconego kapłanadopóki nie opuścił splądrowanego miasta.W końcu, oświetlany jasnymi płomieniami pożarów,Zar-thule wypłynął w morze.Statkami wyładowanymi łupami wyruszył na poszukiwanie Arlyehi skarbów Domu Cthulhu.Tak przybył do tego miejsca.Krótko przed północą nocna wachta wyrwała Zar-thule'a i wszystkich jego ludzi z objęćShoosh; widząc, że wiatr osłabł, cicho powiosłowali w stronę brzegu, w świetle dziobategooblicza Gleetha, ślepego Boga Księżyca.Kiedy znalezli się dziesięć sążni od brzegu, Zar-thulewydał okrzyk wojenny, a jego dobosze zaczęli głośno i miarowo uderzać w bębny, jak to czynilizawsze, gdy zaprawieni w bojach i żądni nowych łupów rabusie ruszali do akcji.Kiedy rozległ się dzwięk łodzi szorującej po piasku, Zar-thule wyskoczył na płytką w tymmiejscu wodę, a wraz z nim jego dowódcy i reszta załogi; po chwili byli już na brzegu iwymachując mieczami, ruszyli wielkimi krokami przez pogrążoną w ciemnościach nocy plażę.Ale wokół panowała niczym niezmącona cisza i najwidoczniej nikt nie stał na straży.Dopiero teraz Grabieżca Miast zwrócił uwagę na ten budzący grozę aspekt.Na ciemnym,mokrym piasku widać było stosy zwalonych kamiennych bloków, pokrytych wodorostaminaniesionymi przez niezliczone przypływy; ruiny te budziły złe przeczucia, nie tylko z powodudawno minionych czasów; wielkie kraby umykając kryły się wśród ruin, patrząc wyłupiastymirubinowymi oczami na intruzów; nawet fale łamały się dziwnie cicho na plaży zasłanejszczątkami zrujnowanych, lecz, zda się, wciąż istniejących wież.Dobosze bębnili coraz ciszej, ażw końcu zapanowała całkowita cisza.Wielu spośród przybyłych czciło rzadkich bogów i żywiło dziwne zabobony.Zar-thule towiedział i wcale mu się nie podobała ta cisza.Mogła zwiastować bunt!- Ha! - rzekł ten, który nie czcił żadnych bogów ani demonów ani też nie słuchał szeptównocy.- Słuchajcie, strażnicy dowiedzieli się o naszym przybyciu i uciekli na drugi koniec wyspy,a może zebrali się w Domu Cthulhu.- Mówiąc to, ustawił swych ludzi w szereg i ruszył w głąbwyspy.Maszerując, mijali szczątki, których jeszcze nie zabrał ocean, kroczyli pogrążonymi w ciszyulicami, a fantastyczne fasady domów odbijały dziwnie monotonne echo bębnów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]