[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To na młodych koncentrują się starzy.- Odwiedzimy cię w Bamako - powiedziałem do Sedou.-Co do Nguesso, nie przejmuj się.To bałwan.Malijczyk nieśmiało dotknął mojej ręki.Mama połykaławzrokiem menu.W końcu te restauracyjne karty będą jej je-dyną lekturą.Bernard, w promiennym nastroju, wywołanym zapewnehonorarium, nareszcie wypłaconym przez Sassou, wszcząłrozmowę w lingala z kelnerką, wysoką Lari, biuściastą, jak pi-szą niezamężne Kamerunki w ogłoszeniach zamieszczanychw afrykańskiej prasie kobiecej.Nosiła kasztanową perukę,podtrzymywaną związanym na karku kokiem, dodającymosobliwej urody jej twarzy zarazem subtelnej i zwierzęcej.Bernard wyglądał na zauroczonego jej wysokim wzrostem,szerokimi ramionami, drobnymi pośladkami i długimi noga-mi.Andree jest ulubioną kelnerką francuskich biznesmenówi wojskowych, gdyż zwykli kooperanci nie mogą sobie pozwo-lić na posiłki w Jardins des Saveurs.Znamy ją od kilku lati zastanawialiśmy się już z mamą, czy Bernarda coś z nią kie-dyś łączyło lub łączy nadal.Jelena sądziła, że tak, wychodziłabowiem z założenia powszechnego w roku 68, zgodnie z któ-rym wszyscy bez przerwy śpią ze wszystkimi, tymczasem ja,wiedząc o praktykach religijnych Andree i o jej związkuz sześćdziesięcioletnim australijskim dziennikarzem, któryraz czy dwa razy w roku przyjeżdżał do Brazza, by się z nią zo-baczyć, przypuszczałem, że nie.A jeszcze paniczny strachprzed HIV-em, odczuwany, wbrew temu, co pisze prasa za-chodnioeuropejska i amerykańska, przez afrykańskie kobie-ty, których wiele zamiast seksu z mężczyznami uprawia goz Jezusem, co proponują Kościoły Przebudzenia.Mama i ja wybraliśmy tiramisu z awokado i surimi.- To niebezpieczne - powiedział Bernard.- Awokado czy surimi? - zapytała Jelena.- Jedno i drugie.Na waszym miejscu zamówiłbym kozi serna ciepło.- Już i tak jest bardzo ciepło - wtrąciłem.Sedou wziął także tiramisu.W ten sposób Bernard zostałsam ze swoim kozim serem na ciepło.Ostatecznie zawsze zo-stawał sam z tym, co jadł, mówił, robił.Wyglądało na to, żedzielić się potrafił tylko pieniędzmi.Wynik był zatem: naszetrzy porcje wiciaka z rusztu do jego jednej - zrazów wołowych. Nie wiecie, co połknął wasz wiciak w rzece Kongo, za to jawiem, że mój wół nie zżarł żadnego Kongijczyka, bo nie dość,że jest wegetarianinem, to jeszcze importowanym".Sedou wy-zwał go od rasistów, mama od kretynów, co nie pogorszyło je-go humoru.Wino wybrała Jelena.Nawet nie pamiętam jakie.Wina mnie nie interesują; cuchną Europą, nawet te z wino-gron południowoafrykańskich.Nie dołują, jak konopie, nieodświeżają jak piwo, nie rozmarzają jak whisky.Letni płyntylko tuczy.Czynię wyjątek dla szampana, przynajmniej ta-kiego, jaki piją przywódcy afrykańscy, nazywani szampanow-cami: każdy przy śniadaniu z dużego kielicha, podczas gdysłużąca czy żona sączą go z namaszczeniem.Obserwowałem, jak mama spogląda z miłością na tychdwóch mężczyzn, których już nie kochała i którzy też już jejnie kochali, choć okazywali jej wszelkie względy, mnożącsłodkie słówka.Brzydziła mnie ta komedia odgrywana przezstarych.Jest tylko jeden sposób, żeby się nie zestarzeć:umrzeć młodo.Starzy na próżno próbowali wszelkich innych.Była mowa o Afryce, lecz tego słowa nie ma w żadnym afry-kańskim języku, i nie bez kozery: ona nie istnieje.Jej próżniaod pięciu wieków kusiła rzesze białych nerwicowców upatru-jących w niej odpowiedzi na pytania zadawane przez ich próż-nię egzystencjalną.To nie jest kontynent; to wór pełen naj-rozmaitszych indywiduów przybyłych z całego świata po to,by już nie istnieć.Każdy mówi o jej ocaleniu, ale nie ma tu ni-kogo do ocalenia: musimy wciąż iść, bez końca, ku wodzie czyzbrodni, jakbyśmy byli hiperrealistyczną ilustracją ludzkiegoprzeznaczenia.Te młode Francuzki, blondynki kupujące pi-wo o trzeciej w nocy w sklepie spożywczym w Bakongo pokoncercie R & B pod gołym niebem, eskortowane przez kilkuociężałych i nieśmiałych Larich: po co one przyjechały donas, jeśli nie po odrobinę śmierci, żeby nią postraszyć, po po-wrocie do Francji, zobojętniały eh mężczyzn i zazdrosne ko-biety? Sedou był pesymistą w kwestii przyszłości Konga
[ Pobierz całość w formacie PDF ]