[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego zrobiła błąd izakochała się w kimś takim? Widziała tylko jedno wyjście z, sytuacji: nieokazać mu, co do niego czuje.Na pewno da radę.Będzie zachowywać się takjak do tej pory - trzymać go na dystans.To nie powinno być takie trudne.Tyler także utrzymywał dystans.Nigdy nie dałjej poznać, że zależy mu na jej bliskości, na wspólnych rozmowach, na dzieleniuz nią swoich trosk.Nie mówił nic o miłości.Skoro on zachowywał się w tensposób, ona też nie będzie gorsza!- Jajka i bekon - powiedział Tyler stanowczo.RS- Po co ci jajka i bekon? Na biwaku? - protestowała z irytacją, na którą niezasłużył.- Zawsze na śniadanie jadasz płatki albo naleśniki.Po co sprawiaćsobie dodatkowy kłopot z jajkami?- Poczekaj, aż spróbujesz jajecznicy zrobionej nad ogniskiem - przekonywał ją.-Nie ma nic lepszego na świecie.- Akurat ci wierzę - marudziła, ale dołożyła jajka i bekon do torby-lodówki, i takjuż wyładowanej po brzegi.Zadowolony Tyler kiwnął głową i wyszedł z kuchni.W ostatniej chwiliprzypomniał sobie, że musi wziąć poduszkę dla Erin.Nigdy nie brał ze sobąpoduszek, ale ona nie była przecież przyzwyczajona do spania na dworze wspartańskich warunkach.Nie chciał, żeby po nocy spędzonej na ziemi bolały jąwszystkie kości.Nagle znieruchomiał.Od kiedy to zaczął martwić się, czy jest jej wygodnie?Dlaczego coś takiego w ogóle przyszło mu do głowy? Zacisnął dłonie takmocno, że usłyszał trzask w stawach.Dlaczego? Bo mu na niej zależało.Zależało bardziej, niż chciał to okazać.Uważał, że powinna zostać na ranczu, bo tu jest jej miejsce.Nie chciał, żebystąd wyjeżdżała.Kiedy przypominał sobie, j ak Erin pracowała, wiedział, że i ona lubi jego dom.Zwykły kamerdyner nie wkłada tyle serca w wykonywaną pracę.Z Erin byłoinaczej, bo robiła wszystko z miłością.Był pewien, że nie tylko lubiła jegoranczo.Ona kochała je tak samo jak on.Niewiele rzeczy go wzruszało.Był mężczyzną, a mężczyzni powinni byćtwardzi i silni.Czułość i łagodność była zarezerwowana dla kobiet.Tymczasemteraz zabrakło mu słów.Zdał sobie sprawę, że Erin kochała jego ranczo!- Czy jesteś gotowa? - zapytał chrapliwym ze wzruszenia głosem.- Oczywiście.- Spojrzała na niego trochę zdziwiona.Szybkim ruchem dorzuciłakilka kostek lodu do torbyRSi energicznie zamknęła pokrywę.Tyler, nie zwracając uwagi na niezadowolonąminę Erin, odebrał jej z rąk bagaże i sam zaniósł je do furgonetki.Ona szła ztyłu z małą torbą zawierającą przybory toaletowe.Dojechali do doliny przy zródle szybko i bez kłopotów.Tyler nie musiałudzielać Erin żadnych instrukcji, gdyż zdążyła już nauczyć się bezbłędnieprowadzić ciężarówkę.Przyglądał się spod oka, jak siedzi wyprostowana,uważna, ze wzrokiem utkwionym w drogę, gotowa w każdej chwili zareagowaćna wszelkie przeszkody i nierówności terenu, i podziwiał ją z całego serca.Krowy były już na miejscu.Sam jak zwykle dotrzymał słowa.Tyler byłwdzięczny, bo oszczędził im mnóstwo roboty.Wskazał Erin miejsce, w którymrozbiją biwak i głęboki załom w skale, gdzie miał zamiar ukryć samochód.- Jak chcesz ukryć tego smoka? - powątpiewała.Mimo to wycofała auto i niezwykle zręcznie wpasowała się w wąski przesmyk.Potem zrobili sobie legowisko pod drzewem płaczącej wierzby.Erin zaskoczyłaTylera po raz kolejny, kiedy, rozejrzawszy się dookoła, przyniosła naręcza liści iusypała z nich małe kopczyki, na których rozłożyła śpiwory.- Skąd wiedziałaś, że tak się robi? Przecież nigdy nie biwakowałaś w tychstronach.- Zdrowy rozsądek mi podyktował takie rozwiązanie- odpowiedziała z nieznacznym uśmiechem.- Czyżby takiego przedmiotu nie było w twojej renomowanej szkole? - zakpił zniej jak zwykle.- Myślę, że wykładali go tylko w wyższych klasach - zaśmiała się swobodnie.Przyniosła termos i kubki, napełniła je kawą i usiadła wygodnie obok Tylera.Zapadał zmrok, krowy powoli układały się do snu.Tyler zapatrzył się przedsiebie.Po chwili milczenia odchrząknął i zapytał, nie odwracając głowy w jejstronę:- Erin, czy wiesz coś o moich rodzicach?- Nic.Panna Eugenia nigdy o nich nie wspominała.RS- Jestem jedynakiem.Mam bogatych rodziców.Nawet bardzo bogatych.Chybamożna powiedzieć, że od kiedy się urodziłem, wszystkie swoje nadziejelokowali we mnie.Tylko że ja nie miałem ochoty prowadzić rodzinnegointeresu.- Chciałeś zostać kowbojem.- Kiedy miałem sześć lat, rodzice kupili mi konia.Arabską klacz.To była istnapiękność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]