[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przestrzeń między belkamipodłogowymi ma prawie pół metra głębokości, można by sobie złamać nogę, gdyby się doniej wpadło.Flint przechodzi ostrożnie nad dziurą i zbliża się do okna, w którym zasłonki są dopołowy zasunięte.Między nimi widać samochód o szarometalicznej karoserii stojący przed- 188 -stodołą.Jej wrota są uchylone, chociaż na pewno zamknęła je na skobel, kiedy wychodziłastamtąd w nocy.Wybiega z pokoju i rusza korytarzem w stronę schodów, po drodze, o czym wcześniejzapomniała, zabezpieczając strzelbę, żeby przypadkiem sama nie wypaliła.Pospieszniezbiega z powrotem na dół, przeskakując po dwa stopnie naraz i sunąc lewą dłonią po poręczy,żeby zachować równowagę.W holu zawraca na pięcie, wpada do gabinetu i wpycha garśćzapasowych nabojów do kieszeni spodni od dresu.Przebiega przez kuchnię, przekręca klucz w zamku tylnych drzwi, wymyka się nataras i zeskakuje na pochyły trawnik, którego nie widać ze stodoły.Zatrzymuje się upodstawy wzniesienia, żeby uspokoić przyspieszony oddech, po czym zgięta wpół, z głowąnisko pochyloną poniżej poziomu okien, zaczyna się podkradać do stodoły, idąc po trawiewzdłuż wysypanej żwirem ścieżki.Kuca pod oknem i przez dłuższą chwilę zastanawia się, czy warto zajrzeć przez nie dośrodka, ryzykując wykrycie.Intruz zapewne nie jest uzbrojony, ma więc nad nim przewagę,ale strzelba jest rodzinną pamiątką, ma co najmniej sto lat i prawdopodobnie nikt z niej niestrzelał w ostatnim ćwierćwieczu.Tak samo niepewne są naboje, a można je sprawdzić, tylkopróbując oddać strzał.Zatem: Do dzieła!Odbezpiecza broń i prostuje się powoli, dopóki jej oczy nie znajdą się na wysokościkilku centymetrów ponad ramą okienną.Szybkim spojrzeniem obrzuca poczekalnię gabinetuweterynaryjnego, w której stoi kilka drewnianych krzeseł i stolik zawalony starymi numeramiczasopisma Country Life".Nikogo w niej nie ma.Po prawej widać szereg klatek, w którychpacjenci Johna Flinta dochodzą do siebie po zabiegach chirurgicznych.Właśnie wnajwiększej z nich policjanci znalezli nieprzytomnego doktora pozostawionego na pastwęlosu.Przy klatkach także nikogo nie ma.Nie da się stąd zobaczyć, co jest za nimi, bezwchodzenia do środka.Jazda!Podbiega do rogu stodoły, wygląda zza niego i zaczyna się skradać do otwartychdrzwi, nadal nisko pochylona.Dotarłszy do nich, wślizguje się do środka i od razu skacze wbok, by wyjść ze smugi dziennego światła.Układa się na brzuchu na podłodze, przyciskastrzelbę do ramienia i spoglądając wzdłuż linii muszki i szczerbinki, powoli odciąga obakurki.Kiedy zaskakują z cichym trzaskiem, pospiesznie układa palec na dwóch spustach zaosłoną.Bardziej wyczuwa, niż dostrzega, jakiś ruch w głębi stodoły, któremu towarzyszyledwie słyszalny szelest.- 189 -- Grace? - dobiega wyraznie zza grubej kurtyny oddzielającej stół zabiegowy.Nie zamierza od razu strzelać, lecz zle ocenia nacisk na spust potrzebny do zwolnieniakurków.Jeden po drugim rozlegają się dwa ogłuszające huki wystrzałów, kolba broni kopie jąw ramię z siłą rozjuszonego muła.Zasłona marszczy się, podskakuje w górę i na chwilęzapada głucha cisza, którą zaraz rozdziera donośny wrzask.Grace łamie strzelbę, wyjmuje z komór puste łuski i sięga do kieszeni po następnenaboje.Załadowawszy broń, wstaje powoli i przyjmuje wygodniejszą pozycję strzelecką, gdynagle w osłupienie wprawia ją potok najbardziej obrazliwych i wulgarnych przekleństw, jakiekiedykolwiek słyszała pod swoim adresem, wypowiedzianych po niemiecku.Feliks Hartmann leży na stole operacyjnym doktora Flinta rozebrany do pasa, a Gracepęsetą wydłubuje mu z piersi i ramion śruciny.Chyba z tysiąc razy przepraszała go zanieumyślne postrzelenie, ale nie dał się udobruchać, wciąż się wściekał, aż ją to zmęczyło izaczęli się kłócić.- To boli!- Na miłość boską, Feliksie, nie ruszaj się.Masz tylko drobne skaleczenia.- Skaleczenia?! Mogłaś mnie zabić!- Nie z tej strzelby i tej odległości przez grubą zasłonę.- Udaje jej się wydłubaćczwartą ołowianą kulkę, którą z brzękiem rzuca na blaszaną nerkę.- Poza tym nawet cię nietrafiłam, a w każdym razie nie bardzo.Masz tylko parę drobnych ranek.Zrut ledwie ci sięwbił w skórę.- Nie mogę uwierzyć, że zaczęłaś strzelać, nie upewniwszy się nawet, do kogo.- Już ci mówiłam, że strzelba wypaliła przez przypadek.Nie chciałam.A ty niepowinieneś był myszkować po stodole mojego ojca.Nie powinieneś był się tu włamywać.- Tłumaczę po raz trzeci, że wcale się nie włamałem.Drzwi nie były zamknięte.- Owszem, były.- Nie były!- Mniejsza z tym.Formalnie i tak się włamałeś, wtargnąłeś na teren prywatny.Dlaczego.- Ze złością przytyka wacik nasączony alkoholem do kolejnej drobnej ranki.-Dlaczego, do diabła, wcześniej nie zadzwoniłeś?- Bo nie masz telefonu, twój aparat został odłączony albo jest zepsuty.- Mogłeś zadzwonić na komórkę.- Tak, jasne.To bądz uprzejma mi jeszcze wyjaśnić, kiedy dokładnie podałaś mi swójangielski numer aparatu komórkowego.- 190 -Hartmann i Flint będą się tak spierali, dopóki prymitywny zabieg chirurgiczny niedobiegnie końca, a rany nie zostaną oczyszczone i zdezynfekowane.Nawet pózniej, gdy przejdą już do domu i zasiądą przy kuchennym stole, gdy Gracezaparzy dzbanek kawy i zacznie szukać w lodówce czegoś do zjedzenia, Feliks nie przestaniesię użalać, a ona wciąż będzie zbijać jego argumenty i przekomarzać się z nim, dopóki niezada w końcu pytania o cel przyjazdu do Glebe Farm.- Nawiasem mówiąc, co tutaj robisz?- Mamy razem pojechać do Lipska.- Do Lipska?- %7łeby odszukać Grobera.Wpadliśmy na trop.Flint zatrzaskuje drzwi lodówki, straciwszy wszelkie zainteresowanie jedzeniem.- Słucham?- Mamy nawiązać kontakt z siostrą Grobera, Ilse.To rozkaz Cuttera.- Nic z tego, Feliksie.Możesz sobie sam uwodzić siostrę Grobera, bo ja zostaję tutaj.-W jej głosie po raz pierwszy od dłuższego czasu nie słychać urazy.- Jeśli zapomniałeś, to ciprzypomnę, że mój ojciec leży nieprzytomny w szpitalu.- Ale Cutter powiedział.- Mam go gdzieś.- Posłuchaj, Grace.W niczym nie pomożesz ojcu, na pewno nie teraz, nie w tejsytuacji.A Cutter twierdzi.Flint go jednak nie słucha
[ Pobierz całość w formacie PDF ]