[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W Maine i tak nie ma nic doroboty.Co o tym myślisz?- Chyba nie mówisz tego powa\nie.Poza tym w Maine mo\narobić mnóstwo interesujących rzeczy.Na przykład łowić ryby.- Czy ja wyglądam jak rybak? - Katie rzuciła mu sceptycznespojrzenie, wydymając przy tym usta.Ryan z uśmiechem poło\ył się obok niej na łó\ku i wsparty nałokciu zaczął wyjmować srebrne spinki z jej włosów.221- W ogóle nie wyglądasz na rybaka.Ale to się dobrzeskłada.bo ci faceci nigdy nie wydawali mi się szczególniepociągający.- Katie roześmiała się lekko z jego \artu, ale kiedyRyan odezwał się znowu, jego głos przybrał inny, powa\niejszyton.- O ile nadal zgadzasz się za mnie wyjść, mo\emy robićwszystko, co tylko zechcesz.Katie popatrzyła na niego ze zdumieniem.Dokładnie w tymsamym momencie uwolnione od ostatniej spinki złocistobrązowewłosy opadły miękko na jej twarz.- Naprawdę tak myślisz?- Skąd - powiedział Ryan po krótkiej chwili przerwy, uśmie-chając się szeroko.- Po prostu pomyślałem, \e to zabrzmiromantycznie.Katie uderzyła go w ramię, co tylko przyprawiło go o głośnyśmiech.- Jesteś naprawdę okropny.Ale wcale tak nie myślała, nie potrafiła się więc powstrzymaćprzed oddaniem pocałunku, kiedy nachylił się do jej ust.Kilkachwil pózniej zdejmowała ju\ z ramion sukienkę, podczas gdyRyan pieścił jej ciało, przesuwając powoli silnymi dłońmi corazni\ej wzdłu\ jej szczupłych pleców.Potem pochylił głowę, a Katie jęknęła głośno, czując muśnięciejego warg na swoich piersiach.Chwyciła za zapięcie jego spodni,podczas gdy Ryan wprawnym ruchem rozpiął jej biustonosz,zsuwając czarną koronkę, dopóki nie zahaczyła na krótką chwilęo jej stwardniałe sutki.Sukienka ześliznęła się z brzegu łó\ka napodłogę.Katie zacisnęła mocno w palcach skraj pościeli, czującpieszczotę jego warg na skórze, a potem wciągnęła głębokopowietrze i wyprę\yła całe ciało, kiedy jego wargi powędrowałyod płaskiego brzucha w dół.W falę rozkoszy wdarł się nagle jakiś dzwięk.Dopiero pochwili uświadomiła sobie, \e to dzwonek komórki Ryana, którynatychmiast zerwał się na równe nogi i sięgnął po telefon.Wymruczała pod nosem jakieś przekleństwo, ale Ryan ju\nacisnął guzik połączenia i odwrócił się do niej plecami.- Kealey, słucham.Tak.Zwietnie, najwy\sza pora.W po-rządku, odpowiada mi to.W takim razie do zobaczenia - zakoń-czył rozmowę.222Katie usiadła na łó\ku i owinęła prześcieradłem swoje nagieciało.- Kto dzwonił? - zapytała, wpatrując się w niego uwa\nie.Ryan zawahał się.To jej wystarczyło.- Aha, rozumiem.- Naglespochmurniała.- To była ta cała Naomi, mam rację?- Tak.Posłuchaj Katie, jutro rano muszę wcześnie wyjść.Pewnie zanim jeszcze wstaniesz.- Dlaczego? - Jej oczy były teraz pełne niepokoju.- Dokądjedziesz?- Tylko do Langley, za to zapowiada się naprawdę cię\kidzień.Mogę nie wrócić jutro wieczorem.- Ryan odło\ył telefoni podszedł do łó\ka.Kiedy pochylił się, \eby ją pocałować,odwróciła głowę.- Co się stało?- Nic - mruknęła.- Wszystko w porządku, naprawdę.Nie widział teraz jej twarzy, nie mógł te\ odgadnąć jej myśli,nie miał więc nawet pojęcia, jak bardzo przeraziły ją te słowa:Mogę nie wrócić jutro wieczorem.Podwójne znaczenie tego niefortunnego stwierdzenia przypo-mniało jej natychmiast ten lęk, z którym musiała \yć przezostatnich kilka tygodni.Od samego początku trudno jej się byłoz tym uporać, jednak teraz, kiedy się zaręczyli, miała znaczniewięcej do stracenia.Obietnicę rodziny i wspólnego \ycia, którewydawało się tak realne, tak bliskie, wręcz w zasięgu ręki.Pragnęła wyznać Ryanowi, co czuje, sprawić, by ją zrozumiał,a z drugiej strony nie chciała być dla niego cię\arem.Instynk-townie wyczuwała, \e sprawa, którą się teraz zajmował, jestznacznie niebezpieczniejsza, ni\ chciał to przed nią przyznać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]