[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała podobny cylindryczny zbiornik,ale na miejscu małego komina, typowego dla brytyjskich lokomotyw, pojawiło się coś jakbyogromna tuba, stercząca z przodu zbiornika.Poza tym na samym przodzie lokomotywyprzyczepiono jakiś dziwny przedmiot: spiczastą, wygiętą metalową kratę, najwyrazniejprzeznaczoną do tego, żeby spychać coś z torów.- Bizony - powiedziała zwięzle Virginia, podążając za jego spojrzeniem.- Co?- Bizony.I krowy.Przechodzą przez tory i czasem po prostu na nich stają.Pociągmusi zwolnić i to coś z przodu spycha je z drogi.- Och.- Zamyślił się na moment.- A może powiemy konduktorowi?- O czym?- %7łe Matty jest trzymany jako zakładnik.- I co niby miałby zrobić? - Virginia potrząsnęła głową, aż zawirowały jej miedzianewłosy.- Konduktor to zwykle starszy gość czekający na emeryturę.Nie będzie w stanie nampomóc.Pociąg jechał dalej.Sherlock patrzył, jak budynki i ulice ustępują miejsca otwartejprzestrzeni i kępom drzew.Zieleń aż lśniła w jasnym słońcu.- Jak długo potrwa podróż? - zapytał.- Do Richmond? - Zastanowiła się przez chwilę.- Może dzień.Zależy od tego, gdziesię zatrzymamy po drodze.I może będziemy musieli się przesiadać.- Cały dzień? - To był naprawdę duży kraj.- A co zjedzeniem?- Z tyłu pociągu jest chyba wagon restauracyjny.Jeśli nie, na pewno na stacjachpojawią się jacyś ludzie sprzedający jedzenie.Pociąg zatrzyma się na dość długo, żebyśmyzdążyli wysiąść i coś przekąsić.A może nawet uda nam się wysłać telegram do taty w hotelualbo przez Pinkertonów, zwłaszcza jeśli napiszemy go wcześniej i tylko podamy.Przywiększości stacji jest urząd telegraficzny.- Będziemy musieli uważać, żeby nas nie spostrzegli - stwierdził Sherlock.- Damy sobie radę - uspokoiła go.Sherlock zerknął przez ramię, żeby sprawdzić, czy porywacze nigdzie się nie wynieśli.Jeden z nich szedł przejściem w ich kierunku.Sherlock szybko się odwrócił z nadzieją, żetamten ich nie spostrzegł.To był Berle, łysiejący doktor.Minął ich, Sherlock patrzył na jegoplecy, gdy przechodził środkiem wagonu.Trzeba zachować ostrożność, gdy tamten będziewracał, bo z pewnością rozpozna Sherlocka, jeśli go zobaczy.Sherlockowi przyszło do głowy, że najprostszy sposób, żeby ukryć twarz, to odwrócićsię i pocałować Virginie, kiedy Berle będzie szedł z powrotem.W ten sposób doktordostrzeże tylko tył jego głowy.Odwrócił się do Virginii i otworzył usta, żeby jej tozaproponować.Spojrzała na niego, jej oczy były w słońcu jasnofiołkowe.- Co? - zapytała.- Tak tylko myślałem.- zaczął z wahaniem.- Co myślałeś?Tak łatwo byłoby powiedzieć: Może się zdarzyć, że cię pocałuję, żeby nas nierozpoznano, więc nie zdziw się, jeśli to zrobię - ale nie wiadomo dlaczego nie zdołałwykrztusić ani słowa.Jej twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jego twarzy,tak bliska że mógł policzyć piegi.Tak blisko, że mógł po prostu się pochylić i dotknąć jej ustswoimi wargami.- Nic.Nie przejmuj się.Zmarszczyła brwi.- No nie, powiedz, o co chodzi?- To naprawdę nic takiego.- Odwrócił się, patrząc, czy Berle nie wraca.Jeśli gozobaczy, uda, że wygląda przez okno albo coś w tym rodzaju.Przypomniał sobie, że wciążma na głowie czapkę z daszkiem, którą kupił w sklepie z ubraniami.Po prostu nasunie ją naoczy i będzie udawał, że śpi.Może to wystarczy.Znów wyjrzał przez okno, za którym migały słupy telegraficzne stojące wzdłuż torów.Bezmyślnie liczył sekundy upływające między jednym słupem a drugim - jeden, dwa, trzy,cztery - a potem znowu - jeden, dwa, trzy, cztery.Słupy najwyrazniej rozmieszczono wrównych odstępach.Gdyby znał odległość między nimi, to wiedząc, ile czasu pociąg jedzieod jednego do drugiego, mógłby z czystej ciekawości obliczyć, z jaką prędkością się porusza.Przynajmniej miałby zajęcie.Minęli jakieś miasteczko, które znikło równie szybko jak się pojawiło.Sherlockzdążył tylko dojrzeć drewniane budynki, wiele wozów i koni, Ruch pociągu działał nachłopca usypiająco.Na powrót biegiem do hotelu zużył bardzo dużo energii, zmęczyło go teżnieustanne napięcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]