[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zna Mike'a odlat.Wie, że się z niego nabija.Zza pleców wyjmuje fotogra-fię, ukazującą serię słów napisanych na chybił trafił.Wgłę-bienia są wyraźnie widoczne na grafitowym tle:237Emisariusz EmanowaćEchoEtycznyNiewierniNatchnieniNostalgia Nieskończoność NajeźdźcaMcDermott patrzy na technika.- A więc te słowa zostały napisane na innej kartce papie-ru, położonej na tym liście?- Zgadza się.Dokładnie.On ma jakąś jazdę na słowa za-czynające się na N i E.Przyglądając się listowi, McDermott znajduje zdania, któ-re zawierają takie słowa.Stoletti też coś mówiła, że nie potrzebował dwa razy uży-wać słowa „bezwarunkowy".Dobór słów, choć umyślny, byłdziwaczny.Ale dokładnie tak jak powiedziała: umyślny.- Dzięki, Tony - mówi.- Świetna robota.Ale co to, u diabła, oznacza.Mężczyzna w długim pomarańczowym fartuchu kładziedłoń na ramieniu Leo i macha do innego faceta.- Ten człowiek potrzebuje twojej pomocy - mówi.Nie dotykaj.Leo wysuwa ramię spod jego dłoni.Nie doty-kaj mnie.- Przepraszam - mówi mężczyzna.Dotkniesz mnie jeszcze raz i wwiercę ci kciuk w mózg.Leo kuca, udaje, że wiąże sznurowadło, i rozgląda sięukradkowo na wszystkie strony.Majstruje przy bucie i obser-wuje.Umięśniony facet w kamizelce bez rękawów popychapomarańczowy wózek sklepowy, pełen małych kawałkówsklejki.Nie, nie, o, już tu był, sprawdzić wejście.Wchodzi kobieta, ładna, szaroblond włosy, szczupła, różo-wa satynowa koszula, obcisłe czarne spodnie, buty na obca-sach, profesjonalnie, ale stylowo, patrzy w kierunku Lea, niebezpośrednio na niego, ale on już to wie, ona go szuka.Niejest głupi, ale nie może wyjść, nie może pobiec, jeszcze nie.238Kobieta się odwraca, idzie do części z żarówkami i prze-dłużaczami.Tam się zatrzymuje.Widzę cię.Market budowlany jest olbrzymi.Większość regałów stoiw długich rzędach, na osi północ-południe, tak jak ten, w któ-rym jest Leo, ale kobieta stoi w krótszym rzędzie, na osiwschód-zachód.I ma doskonały widok na kasy.To jej plan.Odczekać, aż Leo będzie płacił, i pójść za nim.- Czego pan szuka?Leo podnosi wzrok.Starszy facet, może gdzieś koło pięć-dziesiątki, łysiejący, z nadwagą, krótkowzroczny, zwisającemięśnie na torsie, który kiedyś musiał być muskularny, długipomarańczowy fartuch.Udaje mu się wydusić z siebie słowa:- Piła łańcuchowa.- Oczywiście.To tutaj, regał numer jedenaście.Leo kończy wiązanie buta i przeczesuje wzrokiem sklep.Kto jeszcze? Tylko ta jedna? Milczenie.Leo znów podnosiwzrok na mężczyznę.- Może zaczniemy od tego, do czego chce jej pan używać.Leo wstaje, naciąga bejsbolówkę na oczy.Kobieta wciążstoi przy tym regale.Ukradkiem zerka na lewo, w jego kie-runku.- Żeby ciąć.Mężczyzna rzuca mu dziwne spojrzenie.Wielu ludzi pa-trzy na niego w ten sposób.Jakby się nad nim litowali.Jakbymyśleli, że nie jest zbyt bystry.- Chce pan.chce pan, żebym poszedł tam z panem?Leo kiwa głową.Mężczyzna oddala się w kierunku regału numer jedena-ście.Leo stoi przy regale numer cztery.Biała kobieta.Różowa bluzka, czarne spodnie.Obserwujewyjście.Przypomina mu kuzynkę Cassie, Gwendolyn.239Gwendolyn.Gwendolyn Lakę.Słyszał o niej, o tak.To byłjej dom, ale nigdy jej nie widział.Nigdy tu nie była, ale terazmiała przyjechać.Ona jest miła - mówiła Cassie - ale czasamitrudno ją zrozumieć.Tylko.nie traktuj tego osobiście, jeślibędzie dla ciebie trochę.niemiła.Dobrze?- Dobrze - powiedział.Cassie mówiła do niego w taki sposób, z taką dobrocią woczach.Czuł ciepło dłoni dziewczyny na swoim ramieniu inie obchodziła go jej kuzynka Gwendolyn.Spotykały go jużw życiu gorsze rzeczy.Była tam Cassie z matką.Wydały mu się niezbyt zadowo-lone.Pani Bentley odpalała jednego papierosa od drugiego ichodziła wte i wewte przed domem.- Na jak długo ona tu zostanie? - spytała pani Bentley.-Na jak długo?- Mamo, mówię ci po raz ostatni, że nie wiem.Będziedobrze.Po kilku minutach przed domem zatrzymała się limuzyna.Gdy kierowca otworzył Gwendolyn drzwi, ona też nie wy-glądała na szczęśliwą.Była ubrana jak na imprezę.Obcisłespodnie i jaskrawoczerwona bluzka.W ustach miała papiero-sa, a w ręku trzymała drinka.Cassie podbiegła do samochodui uściskała ją.Pani Bentley stała w drzwiach.Również objęłaGwendolyn, lecz z o wiele mniejszym entuzjazmem.A potem dziewczyna spojrzała na Leo.- A więc to jest ten imigrant?- To jest Leo - powiedziała Cassie.- Bądź dla niegomiła, Gwen.- No dobra, dobra.- Gwendolyn zatoczyła palcem nadgłową świątobliwe kółka.- W takim razie witaj, Leo.Wyciągnął do niej rękę.Dziewczyna spojrzała na nią, alenie uścisnęła mu dłoni.Pochyliła się w jego kierunku.- No, no, widzę, że ty i Cassie nieźle się dogadujecie -stwierdziła.Nie odpowiedział.Podszedł do bagażnika limuzyny i za-240brał jej bagaż do domu.Potem wrócił do swojej pracy, dopodcinania żywopłotu.Kobieta w różowej bluzeczce i czarnych spodniach obracasię w lewo, w kierunku Leo, ale wciąż jest daleko, kilkaregałów dalej.Podnosi wzrok i udaje zdziwienie obecnościączarnego mężczyzny.Wita się z nim, pospiesznie go obej-muje.Ten czarny facet jest teraz z nią, są nieźli, dobrze udają za-skoczenie tym spotkaniem.Niezależnie od tego, co teraz dosiebie mówią, Leo dobrze wie, co tak naprawdę sobie przeka-zują: „Namierzyliśmy go.Zobaczmy, co robi.Ty pilnuj ty-łów, ja obstawię wejście".Nie nabierzecie mnie.Leo rusza w ich stronę, ale się rozdzielają.Kobieta dotykaramienia towarzysza i żegna się z nim - w każdym razie takto wygląda - a potem mężczyzna znika mu z zasięgu wzroku.Rozdzielili się, chcą go mieć na oku.Ilu ich jest?- W czymś panu pomóc?Leo podskakuje.Kolejny człowiek w długim pomarań-czowym fartuchu.Leo potrząsa głową, wciąż obserwując ko-bietę.Po kolei.Najpierw jedno.Nie ma wyboru, będzie musiałto zrobić niezwłocznie.Musi to zrobić teraz.Ze spuszczonągłową powoli podchodzi do regału numer jedenaście, roz-gląda się wokół, ale stara się, żeby to wyglądało naturalnie.Namierzyliście mnie, ale nie wiecie, że ja was też namie-rzyłem.Tu, w środku, nie wykonają żadnego ruchu.Szukajątylko informacji.Muszą złożyć sprawozdanie z tego, co ja turobię.Podchodzi do starszego faceta przy regale numer jedena*ście, gdzie na półkach i w kartonach leżą różne modele piłłańcuchowych.- Pytałem, czy do użytku profesjonalnego, czy domowego - niecierpliwi się mężczyzna.- Co pan chce nią ciąć?241Leo potrzebuje piły łańcuchowej firmy Trim-Meter.Niewidzi tu takiej.- Trim-Meter?Mężczyzna potrząsa głową.- Trim-Meter nie produkuje już pił łańcuchowych odwielu lat, proszę pana.Leo staje na palcach u nóg.Kołysze się w przód i w tył,zagryza górną wargę.Mężczyzna klepie go po ramieniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]