[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bicze - powiedziałem - jest pani bardzo, bardzo poważna.Co się stało? Co panią drę-czy?Spojrzała na mnie nieśmiało, jak gdyby z daleka, przygryzła wargę i natychmiast znikłanieśmiałość, a miejsce jej zajął tak dobrze mi znany wyraz upartej szczerości.- Proszę mi darować moją nieumiejętność dyplomatycznego lawirowania - odezwałasię.- Wczoraj.Harvey! Niech mi pan powie, że pan zażartował!- Jakże bym mógł? I jakże bym śmiał?- Niech pan się nie obraża.Będę z panem szczera, Harvey, tak samo jak pan był szczeryw teatrze.Powiedział mi pan wtedy niewiele i - dużo.Jestem kobietą i dobrze pana rozu-miem.Lecz zostawmy to na razie.Opowiedział mi pan o Fraisy Grant i u w i e r z y ł a mpanu, lecz prawdopodobnie nie tak, jak pan by tego pragnął.Uwierzyłam, jak w coś nierze-czywistego, w czym wyraził pan swoją duszę, tak jak się wierzy rysunkom Callota, Fragonar-da, Beardsleya; j a n i e b y ł a m w t e d y z p a n e m.Przysięgam, że nigdy nie mówiłamo sobie tak dużo i z uczuciem tak dziwnej przykrości! Lecz gdybym uwierzyła, byłabympewnie bardzo nieszczęśliwa.- Bicze, nie ma pani racji!- Absolutną rację, Harvey, ja mam dziewiętnaście lat.%7łycie jest dla mnie czymś cudo-wnym.Nawet nie znam go jeszcze, jak należy.I już zaczął mi się dwoić świat dzięki panu:dwie żółte suknie, dwie Biegnące po falach i - dwóch ludzi w jednym! - Roześmiała się,lecz niespokojny był jej śmiech.- Tak, jestem racjonalistką - dodała w zamyśleniu - a tochyba niedobrze.To mnie doprowadza do rozpaczy.- Bicze - powiedziałem, ani trochę nie zwiedziony blaskiem jej oczu, wymawiając tylkosłowa, ponieważ niczym innym nie mogłem wyrazić jej samego siebie - Bicze, wszystko jestdla wszystkich otwarte.- Dla mnie - zamknięte.Jestem ślepa.Widzę cień na piasku, róże i pana, lecz w innymsensie jestem ślepa, wydaje mi się pan nierealną zjawą.Ale to żart.Każdy człowiek ma swójwłasny świat.Harvey, t e g o n i e b y ł o?!- To b y ł o, Bicze - powiedziałem.- Proszę mi wybaczyć.Spojrzała na mnie z lekkim melancholijnym znużeniem, potem westchnęła i wstała.- Kiedyś spotkamy się może i porozmawiamy jeszcze raz.To nie jest takie proste.Czysłyszał pan, co się stało w nocy?Nie od razu dotarł do mnie sens tego pytania.Podniosłem się również, wiedząc bezdalszych wyjaśnień, że widzę Bicze ostatni raz, że ostatni raz z nią rozmawiam; trwoga, jakąodczuwałem wczoraj i dziś, była prawdziwym przeczuciem.Zdałem sobie wreszcie sprawę,że muszę coś odpowiedzieć.- Tak, byłem tam - odrzekłem już mając zamiar opowiedzieć jej o moim czynie, lecznaraz wszystko we mnie żachnęło się z odrazy do bezcelowych słów, tak samo jak w Lissiepodczas rozmowy z urzędnikiem hotelu Dover , tym bardziej że zmusiłbym w ten sposóbBicze do podjęcia na nowo zakończonej rozmowy.Należało zachować pozory nieporozumie-nia, które zaszło dalej, niż przypuszczaliśmy.- A zatem pani wyjeżdża?- Wyjeżdżam dzisiaj.- Wyciągnęła rękę.- %7łegnam pana, Harvey - powiedziała, patrzącmi w oczy badawczo.- Dziękuję panu z całego serca.Proszę mnie nie odprowadzać - wyjdęsama.- Jak to wszystko się rozpadło - zauważyłem.- Pani na próżno spędziła tyle dni w po-dróży.Osiągnąć cel i wyrzec się go - nie każda kobieta zdobyłaby się na taki postępek.%7łegnam panią, Bicze.Będę z panią rozmawiał jeszcze długo po pani wyjściu.W twarzy jej coś drgnęło, jak gdyby słowa, które nie zostały wypowiedziane, potemwyszła.Dłuższą chwilę stałem, nieczuły na wszystko dokoła, pózniej spostrzegłem, że stoję usiebie w pokoju tak samo nieruchomy, bez sił i chęci, by znów podjąć życie.Nie pamiętałem,jak tu się znalazłem.Po jakimś czasie położyłem się usiłując myśleć o czymś innym i w tensposób pokonać cierpienie, mogłem jednak tylko w nieskończoność wyobrażać sobie utraconątwarz Bicze.- Jeżeli tak - powiedziałem w rozpaczy - jeżeli sam o tym nie wiedząc, dążyłem wyłą-cznie ku nieszczęściu - o, Fraisy Grant, ten ból jest nad siły człowieka! Wybaw mnie odcierpienia!Sądziłem, że będzie mi lżej, jeśli wyjadę z Hale-Gew, toteż o godzinie szóstej wieczo-rem siedziałem już w pociągu nie zobaczywszy więcej Cooka, który, jak pózniej dowiedzia-łem się z gazet, został zastrzelony podczas napadu na dom Grasa Parana.Jego rozdwojenie,jego posępny sarkazm i śmierć w obronie pomnika Fraisy Grant - za pewną starannie strzeżo-ną cząstkę swej duszy - nurtowały mnie długo jako przykład naszej skąpej znajomości ludzi.Przyjechałem do Lissu o dziesiątej wieczorem i natychmiast poszedłem do Filatre'a.Nieudało mi się jednak z nim porozmawiać.Choć wszystkie okna jego domu były rzęsiścieoświetlone, a drzwi otwarte, jak gdyby coś się stało - nikogo nie spotkałem przy wejściu.Zdziwiony, dotarłem do poczekalni i tu dopiero natknąłem się na służącego, który miał minęjakąś zmieszaną i uroczystą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]