[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem policjantką.Nie potrzebuję niańki.Ujął ją pod brodę.- A co prawie spotkało Peabody dwa dni temu?- Nic się nie stało.Nie pozwolę, żebyś krążył w pobliżu, kiedy powinieneś zajmować sięswoimi sprawami.- Mogę zajmować się swoimi sprawami równie dobrze stąd, co z biura.Niepotrzebnie traciszczas na sprzeczkę.I wątpię, czy wpadniesz na ślad pieniędzy, analizując oficjalne wyciągi Palmera.- Wiem.- Ta odpowiedz dotyczyła dwóch ostatnich uwag, obie w równym stopniuwywoływały w niej bezsilną złość.- Muszę od czegoś zacząć.Zmykaj i pozwól mi pracować.- Już ci jestem niepotrzebny, tak? - Pochylił głowę i musnął wargami usta Eve.Od progu dobiegło głośne i wymowne chrząknięcie.- Przepraszam.- Peabody niemal udało się uśmiechnąć.Była blada, miała opuchnięte powieki,ale jej mundur był jak zwykle czyściutki i odprasowany.- Wcześnie jesteś.- Eve wstała i wsunęła ręce do kieszeni, trochę speszona.- Napisałaś, żeby zameldować się jak najszybciej.- Zostawię was same.- Roarke pomyślał, że kiedy zostaną tylko we dwie, szybciej przejdzieim skrępowanie.- Cieszę się, że cię widzę, Peabody.Pani porucznik - dodał, kiedy już zamknąłdrzwi pomiędzy pokojami - może warto sprawdzić nazwiska krewnych ofiar.Przekazy i wypłaty,dotyczące kont osób o takich samych nazwiskach i spokrewnionych ze sobą rzadko są brane pod lupę.- Masz rację.Dziękuję.- Eve przestąpiła z nogi na nogę.Kiedy ostatni raz widziała swojąpomocnicę, Peabody była owinięta kocem, a twarz miała mokrą od łez.- Dobrze się czujesz?- Właściwie tak.Akurat, pomyślała Eve.- Słuchaj, nie powinnam cię była tu ściągać.Wez sobie jeszcze parę dni wolnego, żeby dojśćdo siebie.- Pani porucznik, wolałabym pracować.Nie chcę spędzić kolejnego dnia, siedząc w domu,oglądając filmy na wideo i jedząc chipsy sojowe.Pracując, szybciej się otrząsnę.Ponieważ Eve też była takiego zdania, tylko wzruszyła ramionami.- W takim razie nalej sobiekawy, Peabody.Mamy tu masę roboty.- Tak jest, pani porucznik.- Zrobiła kilka kroków w jej stronę, wyciągnęła z kieszeni małepudełeczko, położyła je na biurku i podeszła do autokucharza.- Prezent na Gwiazdkę.Nie miałamokazji wcześniej go wręczyć.- Zdaje się, że byłyśmy trochę zajęte.- Eve rozwiązała wstążeczkę.Zawsze ogarniało jąskrępowanie, kiedy dostawała prezenty.Czuła na sobie wzrok Delii.Rozerwała czerwoną folię iuniosła wieczko.W środku była srebrna gwiazda, trochę powyginana i wytarta.- To gwiazda dawnych szeryfów - powiedziała Peabody.- Nie przypuszczam, by należała do Wyatta Earpa czy kogoś w tym rodzaju.Ale to autentyk.Pomyślałam sobie, że sprawi ci frajdę.No wiesz, długa tradycja utrzymywania prawa i porządku.Niezwykle wzruszona Eve uśmiechnęła się szeroko.- Tak.Jest piękna.- Dla hecy wyjęła gwiazdkę i przypięła sobie do koszuli.- A czy to znaczy,że jesteś teraz zastępcą szeryfa?- Pasuje ci, Dallas.Zawsze i wszędzie bronisz prawa.Eve uniosła wzrok i ich spojrzenia sięspotkały.- Ty też, Peabody.Nie wezwałabym cię dziś, gdybym uważała inaczej.- Chyba chciałam to usłyszeć.Dziękuję.No więc.- Zawahała się i pytająco uniosła brwi.- Jakiś problem?- Nie.Tylko.- Wydęła usta i w tej chwili przypominała małą dziewczynkę.- Hmmm.- Nie spodobał ci się twój prezent? - lekko spytała Eve.- Będziesz to musiała wyjaśnić z Leonardem.- Jaki prezent? I co on ma z tym wspólnego?- To on zaprojektował dla ciebie garderobę do pracy pod przykrywką.Jeśli ci się niepodoba.- Ubrania? - Jakby za sprawą czarów twarz Peabody się rozpromieniła.- Mogę zatrzymaćwszystkie te fantastyczne ciuszki? Wszystkie wszyściuteńkie?- A niby po co mi one? Czy będziesz teraz stała i głupio się uśmiechała, czy też możemyprzystąpić do pracy?- Mogę się jednocześnie uśmiechać i pracować, pani porucznik.- Siadaj.Zacznij od tego sznura.- Podsunęła jej wydruk opisu sznura.- Chcę mieć informacjeo jego sprzedaży w ciągu ostatniego tygodnia.W hurtowych ilościach.Dużo go zużywa.- Kto?- Jeszcze do tego dojdziemy.Kiedy skończysz z tym, sporządz listę prywatnych rezydencji -luksusowych - sprzedanych lub wynajętych na terenie aglomeracji w ciągu ostatniego tygodnia.Atakże luksusowych prywatnych pojazdów - wynajętych albo dostarczonych w ciągu ostatniegotygodnia.Potrzebny mu jakiś środek transportu, a nie zadowala się byle czym.Klatka - mruknęła,kiedy zaczęła chodzić po pokoju tam i z powrotem.- Skąd, u diabła, wziął klatkę? Z ogroduzoologicznego, schroniska dla zwierząt? Sprawdzimy to.Bierz się do roboty, Peabody, zapoznam cięze sprawą, kiedy pojawi się Feeney.Wezwała Feeneya, pomyślała Peabody, siadając przed komputerem.Czyli to jakaś dużasprawa.Właśnie takiej teraz potrzebowała.*- Obydwoje będziecie chcieli przejrzeć dyski ze śledztwa, zapoznać się z portretempsychologicznym i stenogramami z procesu Palmera sprzed trzech lat.Ty - zwróciła się Eve doFeeneya - szybko wszystko sobie przypomnisz.To ty odszukałeś i zidentyfikowałeś sprzętelektroniczny, którym się posługiwał, kiedy popełniał tamte morderstwa.- Tak, pamiętam tego małego sukinsyna.- Feeney siedział z nachmurzoną miną i wpatrywał sięw swoją kawę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]