[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Lubi due zlecenia, z du nagrod.SprawaDinnida jest dokładnie tym, co sprawia, e Slina mu cieknie.Czywspomniał coS, e bdzie organizował druyn do tego zlecenia? Nic mi nie mówił. Zrobi to zapewnił Cradossk. OsobiScie si o to postaram.Mój syn moe by pocztkowo niechtny pomysłowi włczenia cido tej druyny, ale sprawi, e mu si opłaci zabra ci ze sob.Bdzie potrzebował sprztu, do którego ja mog zapewni mu do-stp, albo xródeł informacji z pierwszej rki, które na pewno uznaza cenne.takie tam rzeczy.A za duo, eby zrekompensowa imutrat tej czSci nagrody, która przypadnie tobie. To bardzo.szlachetna propozycja. Za wypukłymi so-czewkami oczu Zuckussa czaiła si podejrzliwoS. Ale dlaczegomiałby pan tyle dla mnie robi?Istniała jeszcze nadzieja dla tego stworzenia; nie było kom-pletnym idiot. To proste powiedział cicho Cradossk. Ja zrobi coS dlaciebie postukał pazurem o mask twarzow młodego łowcy a ty.zrobisz coS dla mnie.Przy tym ostatnim słowie Cradossk stuknł pazurem we wła-sn pierS.168 To chyba nietrudno zrozumie?Zuckuss powoli pokiwał głow, jakby pazur, na który patrzył,zahipnotyzował go. Ale co miałbym zrobi? To te jest bardzo proste. Cradossk połoył obie rce naoparciach krzesła. Dołczysz do druyny, któr tworzy mój syn,eby pochwyci delikwenta o nazwisku Oph Nar Dinnid.Rónicapomidzy tob a Bosskiem bdzie jednak taka, e ty wrócisz.Zuckuss potrzebował kilku sekund, zanim go oSwieciło. Och. kiwnł głow jeszcze wolniej ni zwykle. Rozu-miem. Ciesz si, e rozumiesz. Cradossk wskazał na drzwi.Porozmawiamy o tym jeszcze kiedyS.Póxniej.Kiedy Zuckuss wymknł si z komnaty, Cradossk pozwoliłsobie na chwil pełnych samozadowolenia rozwaa.Było jeszczeduo wicej do zrobienia: sznurki do pocignicia, słowa do wy-szeptania do odpowiednich uszu.Na razie jednak musiał przy-zna, e polubił tego małego Zuckussa.Do pewnego stopnia, po-mySlał.Wystarczajco sprytny, by mona go było wykorzysta,ale nie doS sprytny, by zda sobie spraw z tego, e ktoS gowykorzystuje.zanim nie zrobi si za póxno.Moe nawet bdziemu przykro, kiedy przyjdzie czas, by usun Zuckussa.Ale to właSnie, jak wiedział Cradossk, były ciary władzy.Wymagało to troch pracy wszenia i dłubania rozmaityminarzdziami, które zrobił z kawałków sztywnego, ostro zakoczo-nego drutu.Ale z tymi umiejtnoSciami Twi lekianie si rodzili.Efektem, po prawie roku ukradkowej pracy kamerdynera, byłamaleka, niewykrywalna dziurka do podsłuchiwania pod sufitemantyszambrów Cradosska.Lepsza ni jakiekolwiek urzdzenie elek-troniczne; te mona było łatwo wykry zwykłym skanem.Słucha-jc rozmowy Cradosska z młodym łowc nagród Zuckussem, ka-merdyner gratulował sobie sprytu.Trzeba było wiele sprytu, ebyutrzyma si przy yciu, pracujc dla tych drapieników.Wciskajc stopy w szczeliny midzy masywnymi kamieniamiSciany i przytrzymujc si ozdobnej makaty, przedstawiajcej mo-menty minionej chwały Gildii, Ob Fortuna opuScił si na podłog zeswojego stanowiska podsłuchowego.Od dłuszego czasu słuchał tejrozmowy, usłyszał wic i to, jak stary gad odprawia młodego łowc.169Dawne doSwiadczenia pozwoliły mu dokładnie okreSli czas potrzeb-ny rozmówcy Cradosska na odwrócenie si od siedziska, które tenzwykle zajmował, i przejScie kilku metrów dzielcych go od drzwido przedpokoju.W sam raz tyle, by kamerdyner zdył znalex sina dole, otrzepa z siebie kurz i pajczyny i stan, jakby nie ruszałsi z miejsca przez cały czas sługa dobry i wierny, i na pewno niespiskujcy za plecami pana. Mam nadziej, e rozmowa była przyjemna? kamerdy-ner odprowadził Zuckussa do nastpnych drzwi, oddzielajcychprzedpokój od korytarzy kwatery Gildii Aowców Nagród. I in-spirujca?Zuckuss wygldał na rozkojarzonego; odpowiedział dopieropo chwili. Tak. kiwnł głow. Bardzo.inspirujca.To jest wła-Snie odpowiednie słowo.Kretyn, pomySlał kamerdyner.Słyszał kad sylab, jaka pa-dła midzy Cradosskiem a tym stworzeniem.Czy Cradossk wie-dział o tym, czy nie, w Gildii nie sposób było utrzyma niczegow tajemnicy.Nie przede mn, pomySlał. To Swietnie. Kamerdyner uSmiechnł si, pokazujc całygarnitur ostrych zbów.Otworzył drzwi do przedpokoju, drugrk przytrzymujc warkocze głowne, eby nie opadły mu na ra-mi, gdy składał starannie odmierzony ukłon. Ufam, e bdzie-my jeszcze mieli okazj cieszy si pana towarzystwem. Co? stojc w korytarzu Zuckuss spojrzał na kamerdyne-ra, jakby te proste słowa bardzo go zdziwiły. Ach.tak.Wy-obraam sobie, e tak. Odwrócił si i odszedł, jak ktoS przytło-czony ciarem nowej i nieprzewidzianej odpowiedzialnoSci.Kamerdyner obserwował, jak odchodzi.Był lepiej ni tamtenoswojony z subtelnoSciami wypowiedzi Cradosska.Nigdy nie zna-czyły tego, co wydawało si z pozoru.Biedny łowca nie miał poj-cia, w jak Smiertelnie groxn afer si wpltuje.Ale Ob Fortuna wiedział.Spojrzał za siebie, przez cał dłu-goS przedpokoju, by upewni si, e drzwi do pokoi Cradosskas nadal zamknite.Wtedy pospieszył na drugi koniec korytarza,gdzie czekali na niego inni zainteresowani rozmow, jaka si wła-Snie odbyła.Schował rce w fałdach długiej szaty i obliczał juw mySli zyski, jakie przyniesie mu sprzeda tej informacji.170 O I A# Na co czekamy? Bossk wyszczerzył kły w napadzie wScie-kłoSci. Do tej pory powinniSmy by ju w drodze! CierpliwoSci poradził mu Boba Fett. W tym przypadkujest ona nie tyle cnot, co koniecznoSci.OczywiScie jeSli chceszwykona to zadanie i przey na tyle długo, eby móc o nim opo-wiedzie.Patrzył, jak Trandoszanin przeklina i wSciekle mruczy podnosem, spacerujc tam i z powrotem po doku ldowniczym, naj-bardziej oddalonym od kompleksu zabudowa Gildii Aowców Na-gród.Fetta uderzyła mySl, e nie bdzie si musiał specjalnie wysi-la, by upewni si, e Bossk zginie; wystarczyło mu pozwoli, bypkł z gniewu, który w nim kipiał.A przynajmniej, mySlał, wystarczy poczeka, a pod wpły-wem tego gniewu popełni fataln w skutkach pomyłk.To, eprzeył do tej pory, Boba Fett zawdziczał w równej mierze stoso-waniu przemocy, co beznamitnej precyzji swoich planów i dzia-ła.Bez tej pierwszej wszystkie intrygi galaktyki nie na wiele bysi zdały; przemoc była czymS, co Imperium od najniszych pod-władnych Dartha Vadera a po samego Palpatine a rozumiałodoskonale.Tym, czego nie rozumiały stworzenia takie jak Bossk,był fakt, e przemoc, cho konieczna, przy braku skrupulatnegoplanu stawała si bomb podłoon pod własne serce.Zrozumie to, pomySlał Fett.Ju wkrótce.Mniejszy z łowców, Zuckuss, przenosił nerwowe spojrzeniez Boby Fetta na Bosska i z powrotem.171 Moe powinniSmy wysła kogoS przodem do PancernychHuttów powiedział. Na rekonesans, eby reszta druyny mo-gła od razu zacz akcj. Nie bdx głupi. Boba Fett potrzsnł głow. Jedyne, cobySmy na tym zyskali, to ostrzeenie Pancernych Huttów o naszychzamiarach.I tak trudno bdzie nam zaatakowa z zaskoczenia. Ale statki s gotowe do drogi! Bossk obrócił si gwałtow-nie na picie. JeSli bdziemy dłuej czeka, inni łowcy zbiorwłasne druyny i rusz po Dinnida.Uprzedz nas!Boba Fett nie podniósł głowy znad czytnika danych, na któ-rym sprawdzał list uzbrojenia Niewolnika I. Nie bdzie tragedii, jeSli ktoS to zrobi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]