[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było jej zimno, była zmęczona i z każdą upływającą minutą rosło jej rozdrażnienie.114W końcu jeden z chrząkających strażników skinął głową i otworzył im drzwi na oścież.Greysonpuścił ją przodem.Znalezli się w bardzo zwyczajnym holu.Podświadomie Oczekiwała, że naschodach lada chwila pojawią się zwyczajne dzieciaki.- Grey - rozległ się męski głos.- A to zapewne doktor Chase.Megan z zasady nie zwracała uwagi na moc Greysona.Po prostu była, trwała w tle, podobnie jak jejsiła.Przypomniała sobie jednak, jak poznała poprzedniego Gretneg jego Meegra, Templetona Blacka,i łatwość, z jaką energia emanowała z jego krępej postaci.Maldon dysponował tym samym rodzajemenergii, ale Megan wiedziała od razu, że Greyson miał rację.Maldon nie był tak silny jak Templetondawniej, jak Greyson teraz.Ta świadomość sprawiła, że z jednej strony zrobiło jej się go żal -naprawdę stanowiła dla niego zagrożenie - a drugiej - wzbudziła agresję.Za kogo on się, do cholery,uważa, że nasyła na nią swoich pachołków?Zwłaszcza że wyglądał jak zabiedzony pies, miał brudne włosy w kolorze ciemnego blondu ipomarszczoną twarz.Jego całe ciało zdawało się zbyt wątłe, zbyt rozluznione, by naprawdę istnieć,choć miała wrażenie, że gdy zechce, porusza się szybko i zwinnie.Jak fretka.Greyson przewyższał go.- Orion - powiedział i skinął głową.Ani jeden, ani drugi nie wyciągnął ręki.Maldon rzucił na niego okiem i przeniósł wzrok na Megan.Jego oczy, jaskrawoniebieskie, zmierzyłyją od stóp do głów.- A oto mała kobietka Greysona - oświadczył, głośno i wyraznie.Jego głos nie pasował do drobnegociała.- To Gretneg klanu Io Adflicta - poprawił Greyson.-Nie jest moja.110- Nie to słyszałem.- Wyciągnął rękę, by dotknąć jej włosów, ale Megan, z szybkością, o którą się niepodejrzewała, złapała go za dłoń.Jego skóra była chłodna i gładka, twarda jak jabłko.- Dotykanie stanowi część imprezy? - zapytała niewinnie.- Bo zazwyczaj nie pozwalam nieznajomymgłaskać się po włosach.Wargi Greysona drgnęły, ale nic nie powiedział.Oczy Maldona spochmurniały.- A ja zazwyczaj nie pozwalam innym prowadzić interesów na moim terenie bez powitania mnie.- Nie prowadzę żadnych interesów.Przyjechałam tylko na pogrzeb.- Tak, wiem o twoim ojcu.A zatem tym ważniejsze, żebyś oddała należną mi część.- Słucham?- Pozwoliłem mu tu zostać, nawet gdy wyjechałaś.Po tym, jak zwyciężyłaś Oskarżyciela po razpierwszy i przekazałaś mu twoje Yezer, z których część należała do mnie.Tym sposobem mnieokradłaś.Pozwoliłem twojemu ojcu prowadzić interesy, zachować dom, ale wszystko, co miał,zawdzięczał mnie.- Daruj sobie, Orion - odezwał się Greyson.Jego gniew otarł się o jej skórę, cofnął się, ale ostra nuta wjego głosie wciąż rozbrzmiewała echem w jej piersi.-Doktor Chase nie jest ci nic winna.Przyszła tu,by przeprosić, że cię nie poinformowała o swoim przyjezdzie.Zrobiła to.Koniec.- Wiesz, że to nieprawda, Greyson.- Maldon przez dłuższą chwilę patrzył jej w oczy, a potemzamrugał, odwrócił się i kolejny raz stał się tylko małym żylastym facecikiem, odrobinęniebezpiecznym, ale takim, którym nie warto się przejmować.116Megan lepiej niż ktokolwiek inny wiedziała, jak zwodnicze bywają pozory.Pojawił się służący z tacą napojów.Megan wzięła drinka, tak jak Greyson, ale nie piła, póki onpierwszy tego nie zrobił.- Właśnie miałem rozegrać partyjkę golfa - powiedział Maldon i wyciągnął rękę.Służący, albo możejeden z jego rubenda, podał mu płaszcz.- W ogrodzie.Zapraszam.Greyson posłał jej spojrzenie, które zdawało się mówić: Jeśli chcesz, postawię się.Pokręciła głową.Demon ma ochotę zagrać w golfa w grudniową noc? Zwietnie.Chciała, żeby był zadowolony i dał imspokój.Część z jego Yezer? Czy zdrajcy wracali do niego, nie tylko do Ktany Leyak?Chciała się dowiedzieć, więc szła za nim.Stopy grzęzły w jasnym dywanie.Greyson z otuchą położyłjej dłoń na plecach.Maldon nie żartował, mówiąc o golfie.Wybrał długi, wąski kij z półki przy drzwiach i wyszedł nazewnątrz, do zakątka, w którym pas sztucznej trawy zdawał się lśnić wśród brązowych badyli.- To dziwaczne - szepnęła do Greysona.- Jak w Alicji w Krainie Czarów.Skinął głową, ale nie odrywał wzroku od drobnej postaci w obszernym płaszczu.- Bryaela, nie zapominaj o Królowej.- A zatem - zaczął Maldon, kiedy do niego doszli.-Co chcesz mi zaproponować?- Ja.- Urwała, gdy Greyson lekko pokręcił głową.-Już powiedziałam.Przeprosiny.W czwartekwyjeżdżam.- To za mało.- Maldon patrzył, jak mała piłeczka toczy się po sztucznej trawie.Ominęła dołek.-Cholera!112- Po prostu powiedz nam, czego chcesz, Orion.-Greyson wydawał się znudzony, rozleniwiony, aleczuła napięcie w jego ramieniu.Maldon rzucił na niego okiem.- Co za szorstkość - mruknął.- Jakbyś to ty tu rządził.Jakby to była twoja ziemia.Greyson nie odpowiedział.- Jak myślisz, jaka jest odpowiednia cena za coś takiego, Greyson? Za najazd na czyjąś ziemię?Cholera.- To nie wszystko.Tej kobiety nie powinno tu być.Ukradła moje demony, a ja nie mogłem nic zrobić,bo związała je z Oskarżycielem.A teraz należą do niej.Zapłaci mi za nie.Gotówką.- Dobrze.Czy on oszalał? Nie miała pieniędzy, zwłaszcza teraz, gdy straciła gabinet.Jej zarobki w radiu niebyły aż tak wysokie.Nie wiedział, że już nie pracuje, przypomniała sobie.Nie miała kiedy mu powiedzieć.- I zapłaci za wtargnięcie na mój teren.- Przeprosiła.- To za mało.- Patrzył na Megan, jego oczy lekko lśniły czerwienią w niewyraznym świetle.- Zresztąmam na myśli inną formę zapłaty.Godzina w moim łóżku.- W żadnym.- zaczęła, ale głos Greysona ciął jak ostrze noża.- Chcesz ze mną wałczyć, Orion? Chcesz zacząć wojnę, której nie możesz wygrać?- To są moje warunki.- Ale spojrzenie Maldona słabło, w miarę jak mówił.- Nie masz prawa stawiać takich żądań Gretneg i dobrze o tym wiesz.Za samą propozycję należy ci siękara.113Maldon spiorunował ich wzrokiem.Jego gniew kłębił się dokoła, atakował Megan, zaczepiałGreysona.Nie ustępowała, patrzyła śmiało.Na myśl o jego drobnych twardych dłoniach na jej cieleprzeszedł ją dreszcz obrzydzenia.- Dobrze - warknął.- Ale żądam krwi.Wiesz, że mogę.Cisza.Megan chciała coś powiedzieć, biec, ale nadal tkwiła w bezruchu.Krew - rubenda Greysonapytał, czy może ją dostać.Ona także jej pragnęła.- Możesz dostać moją - powiedział Greyson.Maldon się uśmiechnął.- Nie.Jej.Twoją już piłem.Greyson wziął ją pod rękę i odciągnął na bok, z dala od Maldona.- Nie musisz tego robić - stwierdził.Zwiatła z okien odbijały się w jego ciemnych oczach.- Możemyspróbować jeszcze bardziej go zastraszyć.- Ale chcesz, żebym to zrobiła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]