[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kilka innych osób zmięło kartki w kulki i rzuciło nimi w ścianę.Powietrze było ciężkie od papierosowego dy-mu i rozpaczy.Z ulgą stamtąd wyszłam. A teraz najlepsze oznajmił Mike.Serce zabiło mi mocniej, resztki złości ulotniły się błyskawicznie.Co zamierzał mi pokazać? Siłownię?Skrzydło dla gwiazd? Basen?Swoją sypialnię.Zaciągnął mnie na piętro, otworzył szeroko drzwi i powiedział: Piece de resistance. Nawet się nie silił na francuski akcent.Takim był facetem.Teraz, kiedy mój gniew zniknął, czułam jedynie wstyd i pragnienie, żeby być bardzo miła.Jak zawsze.Ichociaż niekoniecznie bym mu obciągnęła, jeśli nawet po to mnie tutaj przyprowadził aż tak winna się nie czu-łam byłam przygotowana na to, że zajrzę za drzwi i skomplementuję jego pokój aż po sufit.Ledwie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam! Najwyrazniej odbyły się tu zawody w upychanie jak naj-większej liczby łóżek do jednego pomieszczenia.Pokój zawalony był łóżkami.Dosłownie.Każde dotykało przy-najmniej jednego innego łóżka. Aadnie i intymnie, prawda? spytał Mike ironicznie.Roześmiałam się.Uznałam, że jest zabawny.Chociaż śmiałabym się nawet wtedy, gdyby nie był. No, zejdzmy na dół powiedział Mike, kiedy skończył mi się zapas komplementów. Nie, pokaż mi resztę zaprotestowałam. Teraz jest ciemno i zimno odparł. Jutro ci pokażę.Doszłam do wniosku, że siłownia, basen i sauna muszą się mieścić w innym budynku.No to znów zeszliśmydo jadalni, gdzie siedziała mniej więcej dziesiątka ludzi i wciąż piła herbatę, wciąż wsypywała cukier do kubków,wciąż paliła papierosa za papierosem.Oni wszyscy uwielbiali jadalnię, była czymś w rodzaju ich duchowej przystani.Ze ściśniętym sercemwreszcie przyznałam sama przed sobą, że ci mężczyzni prawdopodobnie w ogóle nie chodzili na siłownię.Zapewnewcale nie opuszczali jadalni.Nie zdziwiłoby mnie, gdyby tu nocowali.Wszyscy mieli gdzieś swoje ciała i wygląd,to było jasne jak słońce.Wszyscy z wyjątkiem Chrisa.Zniknął, a ja bardzo chciałam wiedzieć, gdzie się podział.Siedząc tam, zaczęłam wpadać w depresję.To było nieuniknione.%7łółte ściany mnie przygnębiały, picie her-baty męczyło, chociaż to nie ja ją piłam.I wciąż nie mogłam przestać myśleć o Luke'u.Wszystkie wspaniałości,które miały mnie zająć, wciąż pozostawały w sferze wyobrazni.Usiłowałam się pocieszyć, pytając Olivera mężczyznę ze stalinowskim wąsem skąd jest.Zrobiłam to,bo chciałam, żeby odpowiedział: Jestem dublińczykiem z krwi i kości".Ale kiedy powiedział: Jestem dublińczy-kiem z krwi i kości", rozbawiło mnie to tylko na moment. Nie tak miało być" pomyślałam z głębokim smutkiem.Kiedy żołądek ścisnął mi się na myśl o tym, że może są dwa Klasztory, a ja znalazłam się nie w tym co trze-ba, do jadalni wkroczył Clarence.Miał czerwoną twarz, mokre resztki włosów i uśmiechał się jak nienormalny. Gdzie byłeś? spytał Peter.Zaśmiał się z przymusem, a ja zaczęłam marzyć o oblaniu go wrzątkiem. W saunie odparł Clarence.RLTSerce podskoczyło mi z radości i ulgi.Teraz, kiedy miałam dowód, moje obawy wydawały się głupie, wręczżałosne. I jak? dopytywał Mike. Zwietnie oznajmił Clarence. Po prostu świetnie. Poszedłeś pierwszy raz? odezwał się ktoś znad blatu. Tak.Super było.Teraz naprawdę dobrze się czuję. Nic dziwnego powiedział ktoś inny. Najwyższy czas. Cudownie pozbyć się tych brudów, prawda? Bardzo chciałam wziąć udział w rozmowie. Nic mi nie mów o brudach rozbawił się Clarence. Nie została mi ani jedna czysta para gaci.Jezus Maria! Wzdrygnęłam się z obrzydzenia.Ugh! Niedobrze mi.Po cholerę wspomniał o swoich gaciach?Od razu wzbudził moją niechęć, a szkoda, bo zaczynałam go lubić.Clarence usiadł i rozmowa wróciła na temat rozpoczęty przed jego wejściem.Nagle poczułam się niesłycha-nie śpiąca, nie umiałam się skoncentrować na ich pogawędce.Słyszałam tylko pomruki wznoszące się i opadające,cichsze i głośniejsze słowa.Przypomniało mi to dzieciństwo spędzane w wiejskim domku babci Walsh w Clare.Wciszy wieczoru pojawiali się goście, którzy bezgłośnie przychodzili i wychodzili, siadali wokół ognia, pili herbatę irozmawiali do póznej nocy.Nasza sypialnia znajdowała się tuż przy pokoju gościnnym.Siostry i ja zasypiałyśmyprzy poszeptach głosów miejscowych mężczyzn, którzy przychodzili w odwiedziny do babci.(Nie, nie była prosty-tutką).Teraz gdy przelewały się nade mną przeważnie męskie głosy o głównie prowincjonalnym akcencie, czułamsię równie śpiąca jak wtedy, wiele lat wcześniej.Chciałam iść spać, ale paraliżował mnie strach, że jeśli wstanę i powiem im dobranoc, zwrócę na siebieuwagę.Popełniłam wielki błąd, siadając tutaj.Zawsze nienawidziłam swego wzrostu.Najbardziej, kiedy miałam dwanaście lat i moja siostra Claire poin-formowała mnie z zadowolonym przerażeniem: Mama pogada z tobą o okresie.Myślałam, że jej zdaniem mama będzie ze mną rozmawiała o moim wzroście.O dziwo, mniej więcej dwa miesiące po tym, gdy mama wygłosiła Wstęp do okresu" (w tym krótki wykładzatytułowany Tampony to dzieło szatana"), wzięła mnie na bok na kolejną rodzicielską pogawędkę.Tym razemfaktycznie chodziło o mój wzrost i o moje tak straszne garbienie się, że niemal składałam się na dwoje. Wstań, no już, nie zachowuj się jak drzewo nad błogosławioną studnią oświadczyła energicznie.Ramiona do tyłu, głowa w górę.Bóg stworzył cię wysoką, nie ma się czego wstydzić.Oczywiście, nie wierzyła w ani jedno swoje słowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]