[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy ciało twe w grobie i więznie, dusza na wolność się wyrywa.Spojrzał na nią zdziwiony.- Rumi - wyjaśniła.Nadal nie rozumiał.- Pózniej ci wyjaśnię - rzuciła.- Musimy już ruszać.- Racja.- Zerknął na grób i zanim odszedł, uznał, że musi zrobić coś jeszcze.Wyrył na skale swoje imię.- Na wypadek, gdyby ktoś inny mnie szukał - wyjaśnił.Pośpieszyli ku wylotowi kanionu, a potem przemierzali równiny wyraznym tropemtureckiego kupca i jego kompanów.,4 *Tego dnia nie dotarli zbyt daleko.Tuż przed zachodem słońca zobaczyli strumień wpłytkiej lesistej dolinie.Było to idealne miejsce na nocleg.Mogli sobie pozwolić na dłuższyodpoczynek, wiedząc, że nazajutrz i tak dogonią wóz.Konrad obmył się w strumieniu, kąpiel przyniosła mu odrobinę ukojenia.Oblewającsię zimną wodą, myślał o wydarzeniach kilku minionych dni i nagłej odmianie życia.Towszystko wydarzyło się tak nagle, jakby stanął na zapadni, którą ktoś otworzył pod jegostopami.Jednakże nie rozmyślał o swojej sytuacji zbyt długo.Widok Majsun, zrzucającejszaty i przyłączającej się do niego w strumieniu, skierował jego myśli ku sprawom znacznieprzyjemniejszym.Tu i teraz doszedł do wniosku, że nie będzie już cierpiał z powodudylematów, jakie miał za każdym razem, gdy znajdował się w sytuacji wymagającej złamaniadawno złożonej przysięgi i ślubów czystości.Przyciągnął ją do siebie, pocałował żarliwie, a potem zanurzył się w niej cały,odrzucając na dobre resztki rycerskozakonnego życia.Od tej chwili przestał być zakonnikiem.Był tylko rycerzem.ROZDZIAA 38TURCJA, CZASY OBECNE- Dłonie.Cztery dłonie.Wszystkie, które tu być powinny - mamrotała Tessa.- %7ładenz nich nie był Konradem.On nie zginął w tym wąwozie.Abdulkerim spoglądał na nią, niewiele rozumiejąc.- Dlaczego więc wyryto jego imię na skale?Tessa zignorowała to pytanie i przykucnęła, chowając twarz w dłoniach, by choć nachwilę odciąć się od świata.Pragnęła gorąco, by to wszystko nareszcie się skończyło.Chciaławrócić do Nowego Jorku i znalezć się blisko Kim i swojej mamy, dni spędzać na stukaniu wklawiaturę, a wieczorami lenić się z kieliszkiem schłodzonego sauvignon blanc, słuchając zReillym u boku nostalgicznockliwych nagrań Corinne Bailey Rae.Nigdy wcześniej nietęskniła za utraconą codziennością, a teraz zastanawiała się, czy kiedykolwiek jeszcze zdołajej zaznać.- Tesso, nasz przyjaciel zadał ci pytanie.Nieludzko wyprany z uczuć głos oprawcy przywołał j ą do rzeczywistości.Znów byław pogrążonym w półmroku kanionie.Podniosła wzrok wciąż oszołomiona, próbując zebrać myśli.Obaj byli tuż obok.Irańczyk stał nad nią z wyrazem niecierpliwości na twarzy, a turecki przewodnik siedział nagłazie naprzeciw.- Dlaczego imię Konrada znalazło się na tej ścianie? - zapytała głosem ociekającymirytacją.- Skąd ja mam to wiedzieć?- Zastanów się - odparł zwięzle Zahed.256 Tessa poczuła, że ściany kanionu walą się jej na głowę.Wątpiła, by porywacz jąwypuścił całą i zdrową, szczególnie jeśli dojdą do ślepego zaułka i stracą trop.Jej mózgOdmawiał współpracy.Nie doznała żadnego olśnienia.- Nie wiem.- Zastanów się jeszcze raz.- Słowa Irańczyka zabrzmiały złowieszczo.- Nie wiem - powtórzyła gniewnie.- Nie mam pojęcia, podobnie jak ty.Przecież niktnigdy nie słyszał o tym, co się tutaj wydarzyło.Nie możemy mieć nawet pewności, żeszkielety naprawdę należą do tamtych templariuszy.- Rozważmy zatem obie ewentualności.Powiedzmy, że to oni.Wzruszyła ramionami.- Jeśli naprawdę mamy do czynienia ze szczątkami rycerzy, którzy wraz z Konrademudali się do monastyru, możemy założyć, że tylko on wydostał się stąd żywy.Prawdopodobnie pochował towarzyszy i wyrył imiona w kamieniu, nie wyłączając swojego.- Dlaczego?Odpowiedz pojawiła się w jej umyśle niemal natychmiast.Tessa nie miała ochoty sięz nią zdradzać, lecz musiała to zrobić.- Aby zyskać spokój.I zmylić tych, którzy podążali jego śladem.- Takie zachowanie miałoby sens zwłaszcza w wypadku kogoś, kto chciał chronić cośniezwykle ważnego.- Owszemprzyznała Tessa.Tutaj tego nie ma,jak widać.Ale skoro Konrad nie zginął wtym wąwozie, mógł pojechać dokądkolwiek.Chociaż marnie widzę szanse jednorękiegomężczyzny przemierzającego samotnie wrogie terytoria, nawet jeśli to templariusz.- Chyba że znalazł schronienie w jednej ze społeczności chrześcijańskich na północy.- zaczął snuć przypuszczenia Irańczyk.W tej samej chwili Tessa coś zauważyła.Nieznaczną, lecz zauważalną zmianę wwyrazie twarzy przewodnika.Uwagi Zaheda także ona nie uszła.- O co chodzi? - zapytał.- O nic - odburknął Abdulkerim niezbyt przekonująco.Dłoń oprawcy wystrzeliła z taką szybkością, że ani Tessa, ani tym bardziej Turek niezdążyli zareagować.Cios spadł na szczękę staregoprofesora, strącając go z głazu i posyłającna ziemię z głuchym łomotem.Wokół wzniosła się chmura pyłu.- Nie zapytam po raz kolejny - poinformował go Irańczyk.Abdulkerim pozostał na ziemi, drżąc na całym ciele.Dopiero po dłuższej chwilispojrzał na Zaheda.W jego oczach kryl się strach.- Chyba jest coś, co może was zainteresować - wyjąkał.- Niedaleko stąd.- Odwróciłsię do Tessy.- Wiesz, którą dłoń odcięto Konradowi?- Lewą.Dlaczego pytasz?Turek zawahał się, jakby nie był pewien, czy powinien mówić dalej.- W monastyrze w dolinie Zelve jest fresk.Dzisiaj to tylko ruiny, jak wszystko w tejokolicy, ale.malowidła zdołały przetrwać.Jest na nich mężczyzna.Wojownik.Ktoś, kogowieśniacy musieli bardzo cenić.Obrońca.- A co to ma wspólnego z Konradem? - zainteresował się Irańczyk.- Wojownik, o którym mówię, nazywany był jedyną prawą ręką zwalczającą pogan.Na malowidłach widać go z uniesioną prawicą, a lewej dłoni nie ma wcale.Do tej porywydawało mi się, że to tylko metafora albo legenda z szalonych czasów krucjat.- zamilkł namoment, a potem dodał: - Człowiek z fresku jest pochowany w krypcie.To chyba ten waszKonrad.- Jedyna prawa ręka.- powtórzył Irańczyk i posłał Tesaie znaczące spojrzenie.-Chyba chciałbym zwiedzić ten monastyr.* f& *Koń Reilly ego zwolnił, gdy dotarł do granicy przemierzanej właśnie łąki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]