[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy mężczyzni z jej rodu byli dziś w pałacu, uczestniczącw weselu, co stwarzało mu znakomitą okazję, by delektować się wdzię-kami dziewczyny bez towarzyszącej temu obawy, że zostanie przyła-pany i zabity na miejscu.Właśnie dlatego wykręcił się od udziałuw weselu, twierdząc, że musi załatwić pewne ważne sprawy patriar-chy, a ponadto właśnie kończy dobrowolny, pokutny czternastodnio-wy post.To nowe wydarzenie, choć nastąpiło w bardzo niedogodnej chwili,otwierało ogromne możliwości wzbogacenia się - w niewiarygodnieodpowiednim momencie.Skarb w złocie i drogich kamieniach.Odkiedy Boemund przybył do Jerozolimy, Alix była zajęta swoim przy-szłym mężem i przygotowaniami do wyjazdu do Antiochii, więc Odowiedział, że nie ma teraz głowy, by zajmować się tymi irytującymimnichami-rycerzami i ich podziemną działalnością.Jeśli informacjaGregoria była choć trochę prawdziwa, Odo mógłby się wzbogacić po-nad swoje najśmielsze oczekiwania, gdyż nie było żadnych pisemnychdowodów istnienia tego skarbu, nie mówiąc o jego wielkości.Jeśliteraz szybko i przezornie ułoży jakiś plan, będzie mógł go zrealizować,jak tylko Alix opuści Jerozolimę.Ukaże się królowi w glorii bohatera,a jednocześnie zagarnie sporą część tego skarbu wyłącznie na swójużytek.Jeśli ta wiadomość jest prawdziwa, rozmyślał, wystarczy wezwaćmnichów-rycerzy na spotkanie z patriarchą, a potem zadenuncjowaćich i wtrącić do więzienia, podczas gdy Gregorio szybko przetrząśnieich podziemne korytarze, zanim król zdąży przeprowadzić tam własneposzukiwania.Odo wiedział, że jego szpieg jest wystarczająco pod-stępny, żeby zręcznie to zrobić w zamian za odpowiednią część tego,co zdoła wynieść, zanim król położy łapę na skarbie.Wysokość tejczęści trzeba będzie wynegocjować, lecz Odo był gotowy zrezygnowaćz połowy, jeśli Gregorio, ten sprytny karzełek, zdoła przeżyć, żeby siępo nią zgłosić.Odwrócił się szybko i zobaczył, że szpieg przygląda musię, cierpliwie czekając.Byli sami, gdyż wszyscy udali się do pałacu.- No cóż, chodz ze mną.Muszę się przebrać.W tym czasie poroz-mawiamy.Chodz.Kiedy znalezli się sami w jego pokojach, Odo zaczął zdejmowaćuroczyste szaty.- Kim jest ten wojownik, którego opłacasz?Człowieczek prychnął.- Nazywa się Giacomo Versace.To jeden z moich najlepszych in-formatorów.Umieściłem go wśród wojowników dawno temu, zarazpo tym jak zaczęliśmy szukać dowodów winy mnichów.Jest z nimi oddawna i darzą go zaufaniem.To on znalazł brata Stefana.tego Saint--Claira.po jego porwaniu.- Ufasz mu?- Ufam, ale wyczuwam, że dla ciebie to żadna rekomendacja.Jeślijednak chodzi ci o to, czy możemy wierzyć w to, co mówi, to tak, mo-żemy.Powiedziałem ci, że mnisi mu ufają i w moim fachu jest jednymz tych szczęściarzy, którzy posiedli rzadką sztukę stawania się niewi-dzialnymi, kiedy tego pragną.Zawsze jest wśród rycerzy, zawsze pra-cowity, nie rzuca się w oczy i słucha.Ci dwaj mnisi, których rozmowępodsłuchał, to Saint-Agnan i Gondemare.Szczęśliwym przypadkiemVersace był w stajniach i siedział cicho między belami siana, kiedyprzyszli, sądząc, że są sami.Słyszał, jak mówili o skrzyniach złotychi srebrnych monet oraz kufrach klejnotów, ukrytych przed tysiącemlat w tunelach pod wzgórzem, w podziemiach świątyni.Mieli nadzie-ję, że kupią za nie zbroje, broń i konie.Versace słuchał uważnie, a po-tem pozostał schowany, tam gdzie był, długo po tym jak odeszli.Cze-kał na tę chwilę ponad rok i nie chciał zbytnią niecierpliwością narazićswego bezpieczeństwa.Potem, kiedy wydostał się stamtąd, przyszedłprosto do mnie.- Wynagrodziłeś go?- Tak, dałem mu tyle, ile miałem przy sobie.Nie było to wiele, alekupi sobie za to dzban wina.To także mnie nie niepokoi, gdyż znamgo od dawna.Jest jeszcze mniej gadatliwy niż ja.No i powiedziałemmu, że pózniej wynagrodzę go hojniej.- Pokażesz mi go pózniej.Zakładam, że on nie wie, że ja cię za-trudniam?- Skąd miałby wiedzieć? Pracuje dla mnie, a ja dobrze go wynagra-dzam.Tylko to go obchodzi.- Doskonale.A ci dwaj mnisi, mówiłeś, że jak się nazywają?- Archibald de Saint-Agnan i Gondemare.- Zapisz mi.Tam, na stoliku, jest pióro i kałamarz.Szpieg zapisał nazwiska dwóch braci, a Odo w tym czasie skończyłwkładać zwykłą brązową szatę, nie rzucającą się w oczy i pozwalającąmu chodzić po ulicach anonimowo.Wziął kartkę, jeszcze raz spraw-dził nazwiska, po czym złożył ją i umieścił na stołu, przyciskająckałamarzem.Teraz pójdziesz i jeszcze raz porozmawiasz z tym Versace.Tymrazem dokładnie go wypytaj i dowiedz się wszystkiego, każdego szcze-gółu, każdego słowa odnoszącego się do tych tuneli pod świątynią.Jak dostali się do tych korytarzy? To jest najważniejsze, lecz staraj sięnie zdradzić mu tego.Zwykle nie mówiłbym ci, jak masz wykonywaćswój zawód, ale udawaj zwyczajną ciekawość i dowiedz się wszystkie-go, co się da.Cóż, przecież wiemy, jak się dostali do podziemi, prawda? Tune-lem lub szybem, który kopali od lat.Odo prychnął.- Być może.Mówili, że chcą wykuć klasztor w skale, ale założę się,że wkopali się znacznie głębiej i dalej, niż ktokolwiek mógłby podej-rzewać.Zobaczymy.Tymczasem chcę mieć pewność, że zebraliśmywszystkie informacje, jakie może posiadać ten twój Versace.Wróć domnie za trzy dni, dam ci ostatnie instrukcje.A na razie mogę obiecaćci jedno: jeśli wszystko dobrze pójdzie, podzielimy się równo spo-rą częścią tego skarbu.Zaproszę mnichów na zebranie, a kiedy będąu patriarchy, zadenuncjuję ich i każę aresztować.Wtedy ty dostanieszsię do ich tuneli i odnajdziesz skarb, a kiedy ci się to uda, natychmiastwezmiesz jego część, tyle, ile zdołasz unieść, po czym schowasz gdzieś,gdzie nikt go nie znajdzie.Ja będę towarzyszył królewskim gwardzi-stom przeszukującym podziemia.Znajdziemy pozostałą część skarbui oddamy królowi, który będzie bardzo z nas zadowolony.Potem, kie-dy wszystko się uspokoi i ludzie króla zabiorą skarb, ty i ja podzielimysię po połowie.Zgoda?Mały szpieg zmierzył go czujnym spojrzeniem, wysoko, niemaldrwiąco unosząc brew.- Owszem, wasza ekscelencjo, zgoda.- Niech więc tak będzie.Zatem postaraj się wyciągnąć z tego two-jego informatora wszystko, co wie.Wróć za trzy dni.Odo jeszcze przez kilka minut stał pogrążony w myślach, po czymz szafy, w której trzymał swoje biskupie szaty, wyjął lekką burą opoń-czę.Narzucił ją na ramiona i opuścił budynek.Chociaż wszystko sta-rannie zaplanował, odetchnął, nie napotkawszy nikogo między swo-imi pokojami a głównym wyjściem.Wyszedłszy na ulicę, rozejrzał sięna boki, po czym szybko przeszedł na drugą stronę i skręcił w jednąz wielu uliczek biegnących miedzy okolicznymi budynkami.Ruszył szybciej, zasłaniając twarz kapturem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]