[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pomyślałem sobie, że w więzieniu czas liczy się zupełnie tak samo, jaku dzieci: najpierw świętuje się tygodnie, potem miesiące i w końcu lata.Kontynuowałem swoją naukę.Dziś przyszła kolej na dziejebiblijne i literaturę francuską wczoraj w programie była matematyka,poezja i wojna trojańska.Ale przedmioty te nie pociągały mnie.Z przerażeniem stwierdziłem, że moja wiedza składa się z samych luki że mole zjadły ją jak starą akademicką togę.Nie mogłem skupić myśliani pogrążyć się w snach na jawie.Więzniowie grający w piłkęna dziedzińcu nie znali przepisów o spalonym, irytowali mnie i nudzili.Zabijałem czas zabijaniem much.W trakcie tego zajęcia przypomniałomi się przykazanie Nie zabijaj ; było to jak lekki atak manii religijnej.Każda próba metodycznego myślenia sprawiała mi fizyczny ból, miałemwrażenie, że wszystkie ośrodki skojarzeniowe w moim mózgu sąw stanie zapalnym.Barometr spadał i spadał.Po południu ósmego dnia poczułem, że niżej nie mogę już upaść.Pomyślałem, że za chwilę oszaleję.Potem przypomniałem sobie,że Dante siedział w mrocznym lochu przykuty do ławki przez cztery lata,nie mogąc ani chodzić, ani się położyć.Przez cztery lata, czyli prawietysiąc pięćset dni.I nie oszalał.Starałem się przez cały czas o tym pamiętać a także o losierzymskich niewolników i galerników.I czerpać pociechę z tego, że onimieli gorzej ode mnie.Ale była to bardzo marna pociecha.Mówićczłowiekowi z amputowaną stopą, że są tacy, którzy mają amputowanedwie, to nie pocieszać go, ale drwić sobie z niego.Gdy nieszczęścieprzekracza pewną granicę, wszelkie ilościowe porównania tracą sens.Poza tym, dumałem, zwykły dożywotnik ma jedną przewagę:wie przynajmniej, że nie zostanie stracony i przystosowuje się do tego.Dożywocie to w końcu dożywocie, człowiek nie musi już bać sięśmierci.Do wszystkiego można się przyzwyczaić głosi starepowiedzenie.Najgorsza jest niepewność mówi inne.Zresztą nie miałem już czego zazdrościć dożywotnikom.Trzydni pózniej otrzymałem pierwsze oficjalne zawiadomienie.Zostałemskazany na śmierć, ale wyrok mógł zostać zamieniony na dożywocie.Kiedy byłem pogrążony w najczarniejszej melancholii, o wpółdo piątej w mojej celi zjawił się mesjasz fryzjer.Podczas pierwszych dni w więzieniu wciąż zdumiewały mniewłasne reakcje psychiczne.Niezwykła sytuacja, w której się znalazłem,powodowała niezwykłe reakcje.Mój umysł działał według nowych,nieznanych mi prawideł.Czułem się jak kierowca, który sądzi, że znaswój samochód na wylot, i nagle stwierdza, że po naciśnięciu pedaługazu auto skręca, a po naciśnięciu hamulca robi w powietrzu pętlę.Pojawienie się fryzjera wywołało w mojej psychice takie trzęsienieziemi, że musiałem dosłownie przytrzymać się kranu, żeby nie upaść.Poczułem, horribile dictu, że oczy zachodzą mi łzami.Dlatego fryzjeraujrzałem przez pryzmaty łez otoczonego świetlistą aureoląwe wszystkich kolorach tęczy.Był zbawcą, który miał mnie ocalić przedzłem.Przyszedł i wszystko znów było dobrze, granitowe głazy megostrachu i niedoli uniosły się w powietrze, jakby były wypełnione gazem.Fizyka obłędu ma własne prawa; jeden kamyk może nie tylkouruchomić lawinę, ale także ją zatrzymać.Lawina mojej rozpaczyzamieniła się w białe płatki miękkiej piany, którą fryzjer nałożył na mojepoliczki.Dzwonią dzwoneczki, dzwonią, zostanę ogolony, wróciłemna ziemię.Sympatyczny don Antonio, który poprzedniego dnia miał służbęna patio, stał obok, nadzorując ceremonię golenia.Don Antonio był pierwszym strażnikiem, który wdał się ze mnąw rozmowę.Do tej pory strażnicy przywożący jedzenie odzywali siędo mnie tylko monosylabami, bo byłem incommunicado i nikomu niewolno było ze mną rozmawiać.Moja cela przypominała grobowiecz potrójnym murem: milczenia, samotności i strachu.Ach, to bezgraniczne dobrodziejstwo zwykłej ludzkiej życzliwości!Fryzjer mydlił, don Antonio siedział na pryczy, paląc papierosa,i potrójny mur runął jak mury Jerycha.Fryzjer zapytał, czy brzytwa niejest za tępa.Odparłem, że brzytwa jest znakomita.Don Antonio z koleispytał, czy nie chciałbym zapalić.Odrzekłem, że bardzo chętnie bymzapalił.Fryzjer golił.Don Antonio skręcił mi papierosa i podał ogień.Och, Zuzanno, och, Zuzanno, życie jest jednak piękne!Każdy palacz wie, że pierwszy papieros po paru dniach niepaleniapowoduje lekki zawrót głowy.Paliłem niemal bez przestanku, zaciągającsię głęboko, łapczywie, i ściany celi zaczęły się z lekka kiwać.Po kilku minutach, gdy fryzjer zaczął mnie strzyc, odzyskałemwładzę nad sobą i mogłem prowadzić sensowną rozmowę z donAntoniem.Dowiedziałem się od niego, że wszyscy więzniowiez wielkiego patio to polityczni: po części jeńcy wojenni, po częścirepublikanie, socjaliści, komuniści i anarchiści z Sewilli i okolicznychwiosek.Poza tym trzymano tu też wielu falangistów i żołnierzy LegiiCudzoziemskiej z armii Franco, uwięzionych za dezercję albo złamanieregulaminu.Było nawet dwóch Maurów.Poprzedniego wieczorusłyszałem, jak jeden z nich śpiewał gardłowym głosem melancholijnearabskie pieśni.Don Antonio nie chciał mi powiedzieć, jakie wyroki mająwięzniowie, ani jak wyglądały ich procesy; ale znacząco wzruszałramionami i odniosłem wrażenie, że większość więzniów, zwłaszczachłopów, których podejrzewano o wrogie nastawienie, zostałoosadzonych bez procesu.Przed tygodniem przywieziono kilku więzniów z Malagi, ale jużich nie było.Ze zrozumiałym zainteresowaniem zapytałem, co się z nimistało. Se marcharon, poszli odpowiedział don Antonio, znówwzruszając ramionami.Nie chciał powiedzieć nic więcej.Spytałem, czy w więzieniu są jacyś kryminaliści. Jest trochę odparł don Antonio. Przechadzają się na pięknympatio. Piękne patio znajdowało się w innym skrzydle; było mniejsze,ale za to rosły tam kwiaty i drzewa, stały ławki.Dawniej przez dawniej don Antonio zawsze miał na myśli czasy republiki pięknepatio należało do więzniów politycznych, a wielkie, czyli zwykłe,do kryminalistów.Teraz było odwrotnie. Wyjaśniła się też zagadka narodowych kokard, które nosiliwięzniowie polityczni.Kokardy naszywano na koszule tym więzniom,którzy sprawowali jakąś funkcję jak Angelito, kalifaktor, jakbibliotekarz itd.Zapytałem, co to za ptaszek z tego Angelita.DonAntonio odparł, że to zwykły przestępca, który rzemieniem ciężko pobiłteściową; na jego szczęście kobieta nie umarła, została tylkojednostronnie sparaliżowana.Na koniec zapytałem don Antonia, co jego zdaniem mnie czeka.Ale była to trzecia sprawa, o której nie chciał mówić.Gdy się rozstawaliśmy, przedstawiłem mu swoje nieśmiertelneprośby: od pieniędzy do ołówka, od konsula do mydła.Obiecał, jakobiecali poprzednio wszyscy strażnicy, że szybko wszystko załatwi.Rezultat był dokładnie taki sam jak poprzednio.To połączenieu Hiszpanów najlepszych chęci z zupełną beztroską za każdym razemrobiło na mnie wrażenie jakiegoś zjawiska naturalnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]