[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Próbowałeś go zatrzymać?- Nie, ale poszedłem za nim.Nie wyczułam żadnego z nich.- I co tam robił?- Obserwował ciebie i Mishę.- Misha wspominał, że on i Talon byli w przeszłości partnerami w interesach.Możenadal nimi są.Może dlatego Talon przyszedł dzisiaj do klubu.- I może zdał sobie sprawę z tego, że choć twoje pochodzenie nie musi mu siępodobać, ciągle jesteś świetnym obiektem do badań.Zimny dreszcz przebiegł mi po krzyżu.Odniosłam wrażenie, że trafił w sedno.Quinn przyglądał mi się przez chwilę, a potem objął palcami moje ramiona i pociągnąłw swoje objęcia.Nie odezwał się nawet słowem, tylko trzymał mnie mocno.W jego ciepłymuścisku było mi tak dobrze, tak cholernie dobrze, że chciało mi się płakać.- Lepiej miejmy go na oku.Wydaje mi się, że jest w to zamieszany bardziej, niż namsię zdaje.- Bo jest.Talon jest właścicielem Konane i Genoveve.Quinn ucałował czubek mojej głowy.Gdy odsunął mnie od siebie, noc nagle wydałami się o wiele zimniej sza.- Jeśli tak, to lepiej stąd chodzmy.Kiwnęłam głową, zgadzając się, chociaż tak naprawdę nie chciałam się nigdzie ruszać,chyba że z powrotem w jego ramiona.- Masz.Włóż to i wsiadaj do samochodu.- Głos miał spokojny, a jednak wyczuwałamw nim kontrolowaną ekscytację.Możliwe, że tak jak ja, on również wyczuwał, iż rozwiązaniecałego tego bałaganu zbliża się ku końcowi.Ujęłam cienki kawałek metalu, który mi wręczył.- Co to takiego?- Zakłóci sygnał twojego chipu i da nam gwarancję, że nikt nie będzie nas śledził.Przypięłam go do swojego ramienia i zajęłam miejsce pasażera.- Masz jakieś wieści od Rhoana lub Jacka?- Skończyli już i czekają u Liandera.W milczeniu pojechaliśmy do warsztatu.Rhoan, Jack i Liander siedzieli w niewielkimpomieszczeniu służącym zarazem za jadalnię i salon, znajdującym się za główną pracownią.Rhoan zerwał się z kanapy, którą dzielił z Lianderem, i pochwycił mnie w objęcia.Odwzajemniłam jego uścisk, ciesząc się, że mam w swoim życiu kogoś, kto się nie zmienia.Kogoś lojalnego.Kogoś, kto kochał mnie za to, kim byłam, a nie za to, co mogłam dla niegozrobić.I kto potrafił zaakceptować mnie bez względu na wampirzą krew i wilkołaczepochodzenie.- Jesteś cała? - szepnął.Kiwnęłam głową, nie mając odwagi odpowiedzieć mu w obawie, że łzy kłujące mniepod powiekami wybiorą akurat ten moment, żeby spłynąć po moich policzkach.- Za pierwszym razem seks dla informacji nigdy nie jest przyjemny.- W tym właśnie problem.Pod koniec był nawet bardziej niż przyjemny.-Zadrżałam.- Nie chcę zostać strażnikiem.Ale mogło do tego dojść.Wiedziałam o tym.I podejrzewałam, że Jack miał rację.%7łebędę w tym nie tylko dobra, ale będzie mi się to podobać.- W takim razie walcz z tym tak długo, jak to tylko możliwe.- Odsunął się ode mnie.Twarz miał surową, ale oczy pełne zrozumienia.- Chcesz coś ciepłego do picia?- Kawę z dodatkiem burbona.Uścisnął moją rękę i podszedł do minibaru.Usiadłam na twardym, drewnianymkrześle obok Quinna.- No cóż - zaczęłam podenerwowanym głosem.- Co się stało po odcięciu wszystkichalarmów?Liander wyglądał na obrażonego.- Może i jestem trochę zardzewiały, ale nie aż tak.- W takim razie, jakim cudem Misha wiedział, że jesteście w jego biurze tuż po tym,jak weszłam do klubu?- Nie mógł tego wiedzieć - powiedział Jack.- Wierz mi, byliśmy bardzo ostrożni.- Być może w sensie elektronicznym, lecz powiedział mi, że ma również innezabezpieczenia.- Miał, ale żadne z nich nas nie zauważyło.- Ktoś, lub coś, jednak was zauważył.Rhoan wręczył mi alkohol.Wypiłam jednym haustem.Wypalił drogę aż do mojegożołądka, ale przynajmniej rozluznił zimny supeł, jaki zacisnął się w moich wnętrznościach.- Udzielił ci odpowiedzi na jakiekolwiek pytania?- Tak, i był do tego całkiem skory.Twierdzi, że nie ma niczego do ukrycia.- Uwierzyłaś mu? - spytał Quinn przyciszonym głosem.Napotkałam jego spojrzenie, zatracając się na chwilę w głębi jego ciemnych oczu.- Nie, nie uwierzyłam.- Ale dlaczego akurat Genoveve? - spytał Jack.- Wygląda, że wybudowano ją nad bunkrem z czasów drugiej wojny światowej.Zamierzał wykorzystać go do badań nie do końca aprobowanych przez rząd.- Planował? - drążył Jack.Rhoan podał mi kubek parującej kawy.Przyjęłam go, uśmiechając się słabo.- Uhm.Został przelicytowany przez tę sama firmę, która jest właścicielem Moneishy.- Konane?- Tak.A właścicielem Konane jest Talon.Liander jęknął.- Mieliśmy go i pozwoliliśmy mu uciec.- Do tej pory pewnie zdążył już wyjechać z kraju.- Rhoan przysiadł na oparciu sofy iobjął ręką moje ramiona.- Nigdy go nie znajdziemy.- Znajdziemy - sprostował Quinn przyciszonym głosem.- Był dzisiaj w Blue Moon.Obserwował Mishę i Riley.I był wściekły.- Interesujące - mruknął Jack.- To sugeruje, że ciągle jest nią zainteresowany.Możeuda nam się to wykorzystać.- Nie - powiedzieli jednocześnie Rhoan i Quinn.Jack zignorował ich i spojrzał na mnie.- Tu chodzi o coś więcej niż jednego wilka i jedną firmę, a jak na razie Talon jestnaszym jedynym tropem.Musi zostać złapany i przesłuchany.- Zgadzam się - wtrącił Rhoan.- Ale po co znowu mamy robić z Riley przynętę? Już itak odwaliła wystarczająco duży kawał roboty dla rodziny i dla kraju.- Wiem o tym.- Głos Jacka przepełniony był skruchą, której wcale nie było widać wjego oczach.- Jednak Talon nie jest zainteresowany ani tobą, ani mną, a na dodatek z powoduGautiera nie możemy zaufać już żadnemu innemu strażnikowi.- Wiemy, gdzie jest ta przeklęta cukiernia.Dlaczego po prostu nie zrobimy na niąnalotu?- Bo nie wiemy, gdzie znajdują się wejścia do podziemnych tuneli.Zanim jeznajdziemy, dowody, których potrzebujemy, mogą zostać zniszczone.Upiłam łyk kawy, spoglądając z opanowaniem na Jacka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]