[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem obrócił się do księcia: Raczcie do tyłu, panie! Ostanę tu! Witold był już na koniu, który tańczył pod nim podnieconykrzykami, i zajął miejsce wśród dostojników na prawym skrzydle oddziału.Wkrótce dosłyszeli narastający tętent, a po chwili wypadła spomiędzy chałupgromada konnych otoczona obłokiem kurzu.Na widok książęcego oddziałuosadzili wierzchowce i, zatoczywszy łuk, podjechali ku niemu.Na czele jezdzcówrycerze polscy dostrzegli króla Zygmunta.Witold spojrzał ze zdziwieniem poswoim otoczeniu. A ten czego jeszcze od nas chce? mruknął, chowając do pochwy obnażonymiecz.Odpowiedz na to pytanie otrzymał prawie natychmiast.Król przysunął się zkoniem do Witoldowego wierzchowca i przechyliwszy się w siodle, ujął księciaza ramiona. Rad jestem, że widzę cię zdrowym! wykrzyknął rozpromieniony. Wielcefrasowałem się o ciebie, ujrzawszy ten pożar! Czemuś nie pośpieszył dogródka?! Bliżej było i bezpieczniej, bo od tamtej strony ogień nie groził! Drogi nie znałem prócz tej, jaką przybyliśmy! Ale dzięki pomocy boskiejwydostaliśmy się z ognistej pułapki.Witold nie spuszczał wzroku z twarzy Zygmunta. Pułapki? w głosie króla zabrzmiało zdumienie. Dlaczego zwiesz pułapkąnieszczęście, które spotkało miasto? Ogień szedł nie tylko z jednego kierunku.Byliśmy otoczeni pożarami.A idostęp do bramy zagrodził nam jakiś zbrojny oddział.Siłą musieliśmywyrąbywać sobie drogę. Nie może to być! wykrzyknął Zygmunt. Uwierzyć mi trudno! Możesz wierzyć, skoro ci mówię.Król i książę zmierzyli się oczami. Zapewne zebrała się jakaś banda, by przy sposobności pożaru dokonaćgrabieży! oświadczył z przekonaniem Zygmunt. To zwykła rzecz w takichwypadkach. Ja też tak myślę Witold uśmiechnął się z lekka. Tym bardziej dziękuję Bogu, żeś cało wyszedł z tej przygody! Wzrusza mnietwoja troskliwość z wyrazną już kpiną odpowiedział książę.Zygmunt zdawałsię jednak nie dostrzegać tonu słów.Znów przysunął się do księcia i rzuciłpółgłosem: Odjedzmy trochę, chcę ci coś rzec.Witold trącił ostrogami swego wierzchowca i obaj władcy odsunęli się na bok.Zygmunt zerknął, czy odległość była dostateczna, by mówić swobodnie, i rzucił zożywieniem: Czuję, że nie bardzo dowierzasz moim słowom.Czyżbyś podejrzewał, żemnastawał na twoje życie?! %7łe pożar wybuchł za moją wiedzą, a może i wolą?!Jeśli tak jest, wyrządzasz mi wielką krzywdę. Szczere to słowa, mości królu, toteż równie szczerze ci odpowiem.Nie myślę,abyś dawał swą zgodę na taką gościnę w swoim królestwie, bezpieczeństwoglejtem uprzednio mi zapewniając.Ale ty z brodaczami się kumasz i na ichpoczynania oczy przymykasz.Ten pożar został roznieconymoże i bez twojej wiedzy, ale przecież wybuchł! Gościsz ich wciąż u siebie.Oni cipiasek w oczy sypią, a za plecami robią, co chcą, honor twój królewski za nicmając! Nie, nie, bracie! I w tym się mylisz! zaprzeczył żywo, może nawet zbytżywo, Zygmunt. Niczyje ręce tego pożaru nie wznieciły! Wiesz dobrze, jakczęsto ogień wsie i miasta niszczy, a że to nieszczęście dotknęło Kieżmark,właśnie kiedyś w nim był, o niczym nie świadczy! Związku się nie doszukuj, bo gonie było. Nie spierajmy się o to! Tak czy inaczej się stało, życie z tej przygodyuratowałem! Może nie wszystkim to w smak, ale mnie na pewno! Witold roześmiał się beztrosko. Jest jeszcze jedno, co chcę ci złożyć na sercu.Dużo wczoraj rozmawialiśmy oróżnych sprawach, zwłaszcza na osobności.Czy możesz mi przyrzec, że niepowtórzysz tego nikomu?Zygmunt przechylił się w siodle i uważnie wpatrywał się w twarz kniazia.Tenmilczał przez chwilę, zanim powiedział: Mogę ci przyrzec, że nikt niepowołany o tym nie usłyszy.Król prychnął gniewnie. Zatem to odmowa! Bo nie sądzisz chyba, że nie rozumiem, coś chciał rzec!Zastanów się jednak, czy mądrze czynisz! Po co mówić o tym, co się jeszczemoże spełnić? Jeśli nie teraz, to za rok, dwa, trzy?! W ten sposób ostrzeżesz uszyjak najmniej ku temu powołane i pogłębisz ku sobie nieufność, która, jak dobrzewiesz, tkwi stale na dnie Władysławowego serca!Witold uśmiechnął się lekko. W ten sposób nie pogłębię nieufności, ale ją usunę! Dobrze sobie to rozważ, bo to wcale nie takie pewne! Tylko o wierności doJagiełły i o przysięgach mi nie mów, bo zgodę byłeś już gotów dać! Tak sądzisz? Witold obojętnie wzruszył ramionami. Zbytnioś zatemzawierzył pozorom. A jeśli nawet, to nie ma znaczenia! Ważne będzie, co ja powiem, gdybyzaczęło się o tym gadanie.A powiem, żeś zgodę już wyraził, tylko tennieszczęsny pożar przekreślił zawarte między nami porozumienie, wywołująctwoją nieufność!Witold ściągnął brwi, ale opanował wybuch gniewu. Co będziesz mówił, to mi obojętne odezwał się z wolna i spokojnie. Niepo kłamliwe obietnice tu przybyłem, a szukać z tobą zgody i spokoju
[ Pobierz całość w formacie PDF ]